Jedną z wad, która najbardziej denerwuje przeciętnego człowieka jest spóźnianie się osoba, na którą czekamy. W tym czasie czekamy, czekamy, czekamy, nie wiedząc czy dany delikwent przyjdzie, czy może jednak nie.

Czas, który jest tak bezcenny dla zapracowanego człowieka, a tak bezmyślnie musimy go tracić na czekanie. Może dziennie jest to tylko 5, 10 minut, ale tygodniowo zbiera się już pół godziny, a w tym czasie moglibyśmy robić wiele przyjemniejszych rzeczy. Jeśli umawiamy się na konkretną godzinę, to jaki problem w tym, aby przyjść punktualnie? Wystarczy tylko wyjść kilka minut wcześniej, aby zdążyć i nie narażać się niezadowolony wzrok naszej koleżanki czy kolegi. Czekający może się martwic o nas, bo jest jakieś prawdopodobieństwo, że spóźniamy się, bo nam się coś stało, co zagrażało naszemu życiu. Stoimy i się boimy, a już w tle słyszymy karetkę.

Seans w kinie ma ustaloną z góry godzinę, jeśli sie spóźnimy musimy wejść w trakcie filmu i jesteśmy skazani na wkurzony wzrok innych widzów. Zasłaniamy im ekran, przerywamy ciszę, bo nie mogliśmy łaskawie wyjść z pokoju wcześniej.

Widocznie niektóre osoby spóźnianie sie mają już we krwi. Z takimi z góry umawiamy się na 10 minut wcześniej, aby dać im do zrozumienia, że nie możemy liczyć na to, aby przyszli punktualnie. Koleżanka będzie już spóźniona, a my dopiero wyjdziemy, wiedząc, że ona i tak nie przyszłaby na czas. My nie czekamy, a ona myśli, że jest punktualnie. Taki sprytny sposób na spóźnialską!

Spóźnianie się jest dla nas “opłacalne”, kiedy spóźnia się wykładowca. Jest niepisane prawo 15 minut studenckich, po których możemy iść. W tym wypadku cieszymy się, że wykładowca jest niepunktualny. Zyskujemy półtorej godziny, tracąc na czekaniu tylko 15 minut.

Cenna rada: nie spóźniajmy się – nie warto. Tracimy nasz czas i koleżanki. Denerwujemy tym wiele osób, które czekają na zimnym dworze, lub ubrana już w kurtkę w ciepłym mieszkaniu. Psujemy tym humor i możemy zepsuć cały wieczór.

Daria Rak