Multimilioner używa dostępnych środków, aby w skuteczny sposób walczyć z przestępczością i korupcją. Batman? Iron Man? Otóż nie! W tym tygodniu zajmiemy się Zieloną Strzałą – kolejnym superbohaterem przekopiowanym do świata seriali. Zaczynajmy!

W 2012 roku na szklane ekrany z wielkim hukiem trafił wyczekiwany przez wielu fanów DC Comics “Arrow”. Pomimo pierwotnych uprzedzeń i negatywnych opinii, po kilku tygodniach nawet najbardziej sceptycznie nastawieni do tytułu fani komiksowego pierwowzoru przyznali, że serial jest co najmniej interesujący i co najważniejsze, nieprzewidywalny. Twórcy starali się nadać produkcji realnego wydźwięku, dlatego w pierwszych dwóch sezonach nie zobaczymy innych superbohaterów z nadzwyczajnymi zdolnościami – wszystko da się wytłumaczyć nauką i technologią. Sprawy mają się nieco inaczej w najnowszym sezonie, w którym to pojawia się chociażby wspomniany w zeszłym tygodniu Flash.

Aby nakreślić nieco fabułę, postaram się zacząć od samego początku. W 2007 roku Oliver Queen wyrusza ze swoim ojcem w rejs, podczas którego dochodzi do feralnego wypadku – jedynym ocalałym okazuje się właśnie ten pierwszy. Przez pięć lat walczy o przetrwanie na wyspie, która niejednokrotnie nas zaskakuje i pomimo pojawiania się w retrospekcjach, stanowi istotny punkt fabularny – wręcz kluczowy. Ostatecznie Queen zostaje uratowany i postanawia zaprowadzić porządek w rodzinnym Starling City. Jak w przypadku Flasha, Arrow posiada swoich najbliższych pomocników – Diggle’a i Felicity. Z czasem jego wesoła kompania się rozrasta, jednak zbytnie zaangażowanie w fabułę podczas pisania recenzji nigdy nie jest dobre. Wiemy zatem, że mamy do czynienia z bohaterem z ludu, który nie posiada nadzwyczajnych mocy i wszystko zawdzięcza ciężkiej pracy.

Jeżeli nie lubisz latających, strzelających laserami z oczu superbohaterów, ten serial jest właśnie dla Ciebie! Przecinanie się z równoległą pozycją, jaką jest “Flash”, tylko i wyłącznie pokazuje kontrast pomiędzy otoczeniem w którym żyją Oliver Queen i Barry Allen. Crossover dodaje jednak ogromnej ilości humoru, nie ujmując w ten sposób serialowi żadnych walorów, a wręcz przeciwnie – tylko ich dostarcza.

Gdybym miał najprostszymi słowami zachęcić Was do obejrzenia pozycji, byłyby to: emocje, zaskoczenie, zawiłość i nieprzewidywalność. Twórcy nie boją się uśmiercać pozornie najważniejszych bohaterów, co burzy dotychczas często spotykaną “nietykalność” głównych postaci. Coś jak w “Grze o Tron”, ale o tym może innym razem.

Rafał Ręczmin