Dwa tygodnie temu pisałem o serialu “Once Upon A Time” i jeżeli jeszcze nie zdążyliście przeczytać poprzedniego wpisu, polecam teraz to zrobić, gdyż dzisiejszy serial stoi w mocnej, nazwijmy to, opozycji do wspomnianego wyżej tytułu. Pozostajemy w klimacie bajek i postaci w nich zawartych – Panie i Panowie, kilka słów o serialu “Grimm”.

Młody i ambitny detektyw, Nick Burkhardt, prowadzi dosyć monotonne, acz spełniające aspiracje życie – ma dobrą, stałą pracą, ukochaną oraz przyjaciół. Wszystko idzie wprost idealnie. Do czasu. W Portland(bo tam właśnie rozgrywa się akcja serialu) pojawia się ciotka głównego bohatera i właśnie wtedy Nick zaczyna widzieć rzeczy, których wcześniej nie dostrzegał – ludzie zmieniający się w potwory, seria nietypowych morderstw i ogólny niepokój. Wkrótce ciotka Burkhardta umiera, a detektyw poznaje prawdę o sobie i swojej rodzinie.

Aby jednak potrzymać Was jeszcze chwilę w niepewności, opowiem nieco o największej wadzie serialu – sztuczności. Zacząłem oglądać “Grimm” podczas premiery serii. Nie wiedziałem do końca czego się spodziewać – ckliwej bajeczki czy rozlewu krwi? Doskonałych efektów specjalnych czy gumowych masek zniechęcających do kontynuowania serii? I właśnie pierwszy odcinek niemalże zniechęcił mnie do kontynuowania oglądania serialu. Jakie szczęście miałem, gdy “Grimm” nabrał rumieńców, żałosne(bo niestety inaczej tego nie mogę nazwać) “efekty specjalne” szybko udało się wyeliminować, a początkowo niemrawi bohaterowie robią się wyraziści – a chyba o to chodzi. Po przebrnięciu przez kilka pierwszych odcinków, czeka nas miłe zaskoczenie, a akcja z sezonu na sezon coraz bardziej się zagęszcza.

Wróćmy do wątku fabularnego – Nick dowiaduje się, że jest potomkiem… Grimmów. Tak, nie przesłyszeliście się. Po raz kolejny okazuje się, że postaci, których baliśmy się w dzieciństwie naprawdę istnieją! Co więcej, jego rodzina zajmuje się od pokoleń eliminacją ów kreatur, które zwane są Wesenami. Przeciętny “potwór” jest tak naprawdę normalnym człowiekiem, który może(ale nie musi) uwalniać swoją wewnętrzną bestię. Nie mamy danych liczbowych odnośnie populacji zmiennokształtnych, ale jest ich całkiem sporo. Ponadto istnieje wiele ras i nawet Grimmowie nie znają ich wszystkich. W zaaklimatyzowaniu pomagają Nickowi dzienniki, które pozostawiła mu ciotka(która wychowywała go po wypadku i śmierci rodziców) oraz masa przeróżnych broni i substancji pomagających w walce z Wesenami. Już na samym początku Burkhardt spotyka na swojej drodze Blutbada(pol. Wilkor) o imieniu Monroe, który zostaje jego pomocnikiem i co najważniejsze – przyjacielem. Mało jest jednak Wesenów, które żyją w symbiozie z ludźmi, a spora część jest wręcz toksyczna. Nick będzie musiał stanąć przed bardzo trudnym, moralnym wyborem – czy ważniejsze jest utrzymanie rodzinnych tradycji, czy obowiązków stróża prawa. Jeżeli pierwsze odcinki Was nie zniechęca, późniejsza część Was zachwyci!

Rafał Ręczmin