Długo zastanawiałem się nad tytułem, który poruszyć w najnowszym wpisie. Stanęło na “Nie z tego świata”, które od dekady widnieje na szklanych ekranach.

Historia na pierwszy rzut oka jest dosyć prosta – dwóch braci, Sam i Dean Winchester, podróżują po Ameryce polując na przeróżne paskudztwa, od Banshee, wilkołaków, wampirów, mściwych duchów, aż po demony, upiory, Dżinów i innych. Jako dzieci stracili matkę, a ich ojciec wychowywał ich w duchu walki – zemsta stała się jego jedynym celem i to właśnie jej poświęcił całe swoje życie. Nie bez przyczyny serial umieściłem w “bajkowej trójce” wraz z “Grimm”  i “Once Upona a Time” – seria posiada szereg nawiązań do bajek. Mieliśmy okazję spotkać Alicję z Krainy Czarów, a nawet Jasia i Małgosię. Tak czy inaczej, w przypadku “Supernatural” są to zazwyczaj tylko i wyłącznie epizody poboczne, które nie mają wiele wspólnego z głównym wątkiem, który co najciekawsze w każdym sezonie jest nieco inny. Pierwsze trzy(w porywach do pięciu) sezony to dla mnie obowiązkowe widowisko – wszystko wydaje się takie naturalne i niewymuszone, sprawy są bardzo ciekawe, a sympatyczni bohaterowie na siłę trzymają przy tytule. Wszystko poszło jednak w pewnym momencie nie tak i według mnie serial stracił sporo swojej magii. Tak czy inaczej zdecydowanie warto obejrzeć przynajmniej pierwsze pięć sezonów, które zamykają wątek ciągnący się od samego początku. Z powodzeniem mógłby to być koniec serii i z upływem czasu żałuję, że tak się nie stało. Teraz już tylko sentyment trzyma mnie przy tytule.

Istotną rzeczą są tutaj modele postaci, które nie nudzą. Jeden z braci jest przykładowym synem, ustatkowanym studentem prawa, którego sielankę przerywa tragiczne wydarzenie już w pierwszym odcinku. Drugi, Dean, jest trzydziestoletnim twardzielem chodzącym w skórach, który w swojej Impali nieustannie męczy płyty Gunsów, Kansas czy ACDC. Kontrast pomiędzy nimi uwiarygadnia cały wydźwięk serii i łatwo możemy się z nimi utożsamić – jeśli nie z jednym, to  z drugim.

Sezon pierwszy to zbiór niepowiązanych ze sobą spraw – każda jest inna i unikatowa. Dopiero w drugim sezonie zakreśla się jeden przewodni motyw, którego twórcy trzymają się przez kilka dobrych sezonów. Pomimo powolnego upadku serii, z czystym sumieniem mogę polecić pierwsze pięć sezonów. Jeśli mam być szczery, to właśnie od “Supernatural” zaczęła się moja przygoda z serialami i trwa już od dobrych ośmiu lat.

 

Rafał Ręczmin