Nowe horyzony – tak, to jest Holizm! Grubson wypuszcza solową płytę po upływie 4 lat. Boje się pisać tą recenzję. Dlaczego? Przekonacie się już za kilka linijek.

Grupsą, nie lubiłem Cię, naprawdę. Denerwowało mnie zawsze kiedy rozmawiałem z kimś o muzyce a konkretniej o reggae i próbowano mi wmówić, że jesteś jego jednym z głównych przedstawicieli w naszym kraju… irytujące też było zalewanie mojej tablicy kawałkiem „Na szczycie” oraz cała ta „parcho” moda. Wydawało mi się to wszystko takie infantylne, szczególnie nasiliło się to kiedy miałem być okazję na Twoim koncercie we Wrocławiu podczas majówki na Wyspie Słodowej i zobaczyłem ten młodociany tłum pod sceną. Dopiero po tej płycie i powrocie do wcześniejszych w całości zrozumiałem całą koncepcję Twojej twórczości.

Jak mówią, do trzech razy sztuka, Grubson w swojej ostatniej odsłonie totalnie mnie kupił. Niewiele jest płyt, które jestem w stanie przesłuchać od początku do końca, szczególnie takich długich. 15 utworów, intro, outro i 2 skity, wszystko to daje nam niespełna 1:23 godziny – prawie 4 minuty na kawałek! Kto w dobie „zapchajdziurowych” kawałków na scenie hiphopowej teraz tak nagrywa? Odpowiem za Ciebie, nikt! Na Holizmie znajdziecie wszystko, od największego hitu tegorocznego sezonu plenerowego „Wyrywacza” przy, którym będziecie szaleć pod sceną do utraty tchu przez „Dżunglę” traktującą o relacjach międzyludzkich aż „Respectu”,w którym mamy aż trzech gości. Nie bez powodu poruszam ich kwestię. Grubson znany jest z pokazywania się z wieloma artystami, których nazywa parchami. Zawsze miałem wrażenie, że jest to takie bardzo na wyrost i udawane… jak widzę teledyski, nagrania z koncertów i czytam gdzie to on się znów nie pojawił to stwierdzam, że są oni jednak po prostu dobrymi „ziomkami” a sam Gruby poza satysfakcją i radością nie ma z tego większych korzyści. Głownie widać to przy współpracy z Jareckim i BRK, którzy de facto dzięki niemu się wybili. Mimo wszystko widać między nimi świetną, dwufalową współpracę. Oby tak dalej!

Producencko za płytę w dużym stopniu odpowiedzialny jest wcześniej wspomniany opolski DJ BRK i tutaj należą się dla niego wielkie brawa. Wydawnictwo jest skrojone na miarę. Różnorodność muzyczna jest duża ale spójna, do tego genialne przebitki, które pobudzają wyobraźnię. Pod tym względem szczególnie trafia do mnie kawałek „Dziennikarze”. Tragiczna wizja wywiadu z Grubsonem i wysłanie przez niego nędznego redaktora po piwo… mam nadzieję, że nigdy mnie to nie spotka.

Pisząc tę recenzję a bardziej przemyślenia na temat krążka i samego wykonawcy nie mogę zapomnieć o skitach czyli o czymś co jest metką Grubsona. Przeważnie uważałem wrzucanie ich jako niepotrzebny zabieg do zapchania płytki, często artyści chyba nie bardzo się do nich przykładają, tutaj jest totalnie inaczej! Przerwyniki tworzą zabawną historię, co najlepsze bardzo szybko wchodzą w głowę i po kilku przesłuchaniach płyty będziecie razem z Jareckim prowadzić „Mam talerz”.

W Grubsonie cenię najbardziej, że lirycznie potrafi się zachować. Nie jest typowym „kozakiem”, owszem kiedy temat jest luźny to pływa wersami po beatach lecz kiedy zagadnienie wymaga większej powagi potrafi bardzo dobrze komponować wersy w taki sposób, że po przesłuchaniu kilku lżejszych kawałków sprawdzisz czy to aby na pewno Holizm. Cenny jest też dla mnie fakt, że nie nawija o sobie, nie wciska mi przez pół płyty jak „zjada kotów”, że ma „najlepsze flow w mieście” i jaki w ogóle nie jest wspaniały choć miałby do tego święte prawo. Dlaczego? Złota płyta za O.R.S., podwójna platyna z „Czymś więcej niż muzyka”, bogate portfolio  featuringów z czołowymi przedstawicielami gatunku i podwójne dostanie się na KodeX, to już świadczy o pewnej pozycji.

Wiem, że od miłości do nienawiści nie jest daleko, ale dzięki takim płytom zmieniam opinię o polskim rapie. Czekam… czekam na nowe wydawnictwo i mam nadzieję, ze nie będę musiał zacierać rąk cztery lata. Głównym założeniem artysty – które zdradza nam w „Outro” –  było przede wszystkim głębsze trafienie do odbiorcy, rozwinięcie jego muzycznego „czucia”. W moim przypadku operacja udała się w stu procentach, pacjent przeżył a precyzja z jaką został wykonany zabieg nie doprowadził do rozlewu krwi. Szczerze dziękuję za to wydawnictwo i zmienienie mojej świadomości i wrażliwości muzycznej, TY PARCHU!