Pora na kolejną płytę, która być może nie wszystkim jest znana (a być powinna!), a jeśli została kilkakrotnie przesłuchana to odchodzi w zapomnienie. Brothers in Arms, bo o niej mowa to album – krótko mówiąc – klasyczny. Obsypał się trochę kurzem, ale również i platynowymi statusami, co jest potwierdzeniem geniuszu.

Można powiedzieć, że złote, platynowe czy diamentowe płyty to zwykłe cyferki. To nagrody za wielotysięczne, milionowe sprzedaże i uznanie słuchaczy. Ja cyferkami się nie zajmuję, ale dzisiaj jedynie mogę się nimi delikatnie podeprzeć.

Wydany 17 maja 1985 album (tak, dziś 30 rocznica) otrzymał platynowy status już przed premierą. Jako pierwszy zespół w Anglii. Ponadto „Brothers in Arms” był pierwszą rockową płytą wydaną na płycie CD i również najlepiej sprzedającą się w tym formacie. Dość cyferek. W muzyce nie jest istotna liczba zer a docenienie ze strony odbiorców.

„Brothers in Arms” to płyta po prostu dobra. Nie ma fajerwerków, forma nie przerasta treści, utwory nie przepychają się w kolejce po miano najlepszego. Jest czystość, zgranie, równomierna współpraca. Zresztą ten album jest kompatybilny z pozostałą twórczością Dire Straits. Zaczyna się błogim, bluesowym, z charakterystycznie zaciągającą gitarą Marka Knopflera „So Far Away”. Ale później forma się zmienia, nadchodzi crescendo i zaczynają się wariacje w „Money for Nothing”. Singiel ten, który gościnnie ubarwił swoim wokalem Sting, sam w sobie odniósł marketingowy sukces. Ale będę się zapierał, że to jest album spójny i kolejność utworów ma być taka a nie inna! Świadczy o tym kolejny przebój: „Walks of Life”, który dopiero przez głosowanie zespołu pozostał na płycie.

Nastrój ulega znacznej zmianie i pojawiają się sielankowe i nostalgiczne: „Your Latest Trick” i „Why Worry”, których zakończenia zmieniają początkowe oblicze obu utworów. Wracając do realizacji płyty pod względem zachowania odpowiedniej kolejności. Po delikatnej partii gitary Knopflera w „Why Worry” następuje „Ride Across The River”, które zaczyna się równie spokojnie, lecz jego forma wyraźnie nabiera ekspresji. Stąd też dwa dynamiczne kawałki: „The Man’s Too Strong” zachowane w klimacie country oraz „On World” pojawiają się dopiero później. I gdy podczas słuchania energicznie podrygujemy nogą, przychodzi zakończenie, którego nikt by się nie spodziewał. Nadciągają tytułowi „Brothers in Arms”. Przez wielu uznany za najważniejszy utwór w historii muzyki. Z mojej strony to ukłon do Marka Knopflera przede wszystkim za tekst, który jest swoistym manifestem wojennym i idealnie wplótł tutaj dwa znaczenia: Towarzysze broni i bracia w ramionach, co pokazuje, że wszyscy, pomimo różnic stoimy w jednym szeregu i jesteśmy jednakowi. Ostatni, idealnie wieńczący płytę utwór odnosi też wielkie sukcesy w Polsce. Zasiada bowiem najczęściej na szczycie Topu Wszech czasów, rokrocznie organizowanego przez radiową Trójkę.

„Brother in Arms” to płyta w sam raz na obecną aurę, do samochodu, do kuchennego radia, do tańca oraz chwili zadumy. Polecam wszystkim zdmuchnąć kurz i godnie uczcić 30 lecie tego krążka. Bo to po prostu dobra płyta.

Mikołaj Gwoździowski