Tajemnicze morderstwo, o które zostaje oskarżony główny bohater tej książki. Ciekawa fabuła. I na tym koniec. ,,Nieszczelna sieć” Hakana Nessera.

Pewnego poranka Janek Mitter budzi się z potwornym kacem. Skutki przepicia są na tyle ostre, że mężczyzna nie pamięta absolutnie niczego, łącznie ze swoim nazwiskiem. Jest mu niedobrze, ma ochotę zwymiotować, ale łazienka jest zajęta. Mitter otwiera zamek i odkrywa, że w wannie znajdują się jego świeżo poślubionej żony. Mężczyzna zostaje oskarżony o morderstwo, na jego niekorzyść świadczy fakt, że bohater nie może sobie niczego przypomnieć z feralnego wieczora. Wkrótce zapada wyrok skazujący i Janek Mitter zostaje umieszczony w zakładzie psychiatrycznym. I tam jednak dociera morderca – bohater również pada jego ofiarą.
Temat wydaje się bardzo ciekawy – zaciekawił i mnie. Z wielkim sercem sięgnęłam po tę powieść mając w pamięci, że skandynawskie kryminały zazwyczaj są bardzo intrygujące. No właśnie – zazwyczaj. ,,Nieszczelna sieć” mnie rozczarowała. Przede wszystkim mam zastrzeżenia do opisu, jaki znajduje się na odwrocie powieści. Zdradzone jest w nim mniej więcej tyle, ile ja napisałam wyżej. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że książka ma około trzystu stron. Po stu pięćdziesięciu zostaje zamordowany Mitter. Wychodzi więc na to, że odwrót książki streścił jej połowę. Przez sto pięćdziesiąt stron ja czekałam na drugie morderstwo. Przez sto pięćdziesiąt stron nie pojawia się ani jeden trop, który mógłby przybliżyć czytelnika do rozwiązania zagadki. Pitu, pitu przez pół książki. Jest rozprawa, jakieś przesłuchanie. Ale poza tym – nic.
Co dalej mnie irytowało? Przeplatanka. Zabieg, w którym czytelnik w jednym fragmencie obserwuje śledczych, detektywów, policjantów, a w drugim ujęciu może patrzeć na poczynania mordercy, w powieściach kryminalnych jest bardzo często powtarzany. I autor ,,Nieszczelnej sieci” pokusił się o taki sposób rozbudzenia ciekawości czytelnika. Niestety, zrobił to w bardzo irytujący sposób. Rzeczywiście, przeplatają się fragmenty, w których obserwujemy przemyślenia śledczego Van Veeterena, ale jest to tak zrobione, że czasem musiałam się bardzo wczytywać, aby zorientować się, kogo w danej chwili obserwowałam. Bardzo to było męczące. Rozumiem, że autor nie mógł z nazwiska mordercy rozpoczynać jakiegoś wątku, ale kiedy pisał o poczynaniach Van Veeterena mógł się pokusić o użycie jego godności. Ułatwiłoby to poruszanie się po powieści. Jednym słowem narracja była tak prowadzona, że dla mnie równie dobrze to policjant mógł być mordercą.
Bardzo denerwujące były dla mnie również przemyślenia wspomnianego już wcześniej komisarza. Wszystko było bardzo płytkie, nijakie, a prawie na co drugiej stronie detektyw pozwalał sobie na zanudzanie czytelnika swoimi wynurzeniami. Masakra.
I jeszcze jedno – coś, co już na samym początku mnie uderzył. Seks. No cóż, żyjemy w takich czasach, że opis stosunku w książce jest raczej na porządku dziennym. Ok, absolutnie nie przeszkadza mi to. Ale kiedy już na początku powieści narrator wspomina, że mąż z żoną uprawiali ostry seks, włącza mi się czerwona lampka. Od razu kojarzy mi się to z czymś tanim. I tak jest w tym wypadku. Kicz i tyle. Nawet nie wiem, czemu to wspomnienie miałoby służyć. Chyba tylko po to, aby rozbudzić ciekawość czytelnika.
Nuda, nuda, nuda. Nuda absolutnie wie przez całą powieść. Wydaje mi się, że autor ,,Nieszczelnej sieci” inspirował się trochę Sherlockiem Holmes’em. Tam też autor wyjawiał znienacka, kto jest mordercą. Tylko że Hakan Nesser to Conan Doyle. W powieści Szweda czytelnik nie ma nawet szans zgadnąć, któż może być mordercą. Za to dowiaduje się, że śledczy mają listę, na niej kilkadziesiąt nazwisk, później lista zawęża się, aż w końcu poznajemy mordercę. Mnie taki sposób się nie podobał (mimo że bardzo Sherlocka – gdzie jest zastosowany ten sam chwyt – lubię).
No cóż, tym razem skandynawski kryminał rozczarował mnie. Nie tego się spodziewałam. Zabrakło mi emocji, nie było tak, że książka wciągnęła mnie bez pamięci. Przeczytałam, odłożyłam na półkę. Wkrótce zapomnę.

Milena Janczak