Koniec listopada jest w moim odczuciu najlepszym czasem na oglądanie ważnych ale i trudnych filmów, takich na które zupełnie nie ma się ochoty w środku lata. Jednym z kilku obrazów filmowych, do których z utęsknieniem wracam późną jesienią niemal każdego roku jest „Przypadek” Krzysztofa Kieślowskiego.

Głównyprzypadek_s6qi6ll bohater to student czwartego roku medycyny Witold Długosz (w tej roli niezastąpiony Bogusław Linda). W ostatniej rozmowie telefonicznej z umierającym ojcem chłopak oczekuje jakiekolwiek wskazówki na dalsze życie. Zamiast tego, słyszy jedno zdanie: ”nic nie musisz”. Zdruzgotany śmiercią jedynej bliskiej osoby, nie potrafiąc zrozumieć jej ostatnich słów, wnioskuje o urlop dziekański. Postanawia wyjechać do Warszawy, by tam na nowo poukładać swoje życie. Witek biegnie na pociąg, jest już spóźniony, konduktor daje znak do odjazdu, młodzieniec w szaleńczym pędzie próbuje dogonić odjeżdżający pociąg. Czy zdąży? Scena ta, ze wspaniałą muzyką autorstwa Wojciecha Kilara kończy dotychczasowe życie Witka, otwierając przed nim jednoczenie nowe możliwości. Stanowi preludium trzech wariantów jego przyszłości.

W pierwszym z nich Witek dogania pociąg. Podczas podróży poznaje Wernera, starszego człowieka, ideowego komunistę. Mężczyzna kieruje Witka do swojego znajomego, wysoko postawionego członka partii. Zafascynowany wzniosłymi ideami młodzieniec szybko zostaje członkiem PZPR (Polska Zjednoczona Partia Robotnicza), jest zaangażowanym działaczem. Ma lecieć nawet w partyjną  delegację do Francji…

W  drugiej wersji wydarzeń bohater nie dogania pociągu rozpędzony wbiega w SOKistę , wdaje się w szarpaninę. Wykroczenie, którego w ten sposób się dopuścił musi odpracować. Podczas prac społecznych poznaje Zenka, nastawionego negatywnie do komunistycznej władzy. Poprzez tą znajomość Witek zaczyna angażować w działalność opozycyjną.  Wspomaga druk i kolportaż nielegalnej prasy z tzw. „drugiego obiegu”, udostępnia swoje mieszkanie na nielegalne zgromadzenia. Pod wpływem patriotyczno-katolickiego środowiska odnajduje także wiarę w Boga. Wraz z grupą młodzieży planuje wyjazd na Sobór Młodych do Francji…

W trzeciej sekwencji, Witek również nie zdąża na pociąg, ale na stacji spotyka koleżankę ze studiów Olgę, która namawia go by wrócił na uczelnię. Młodzi zakochują się w sobie, biorą ślub i oboje kończą studia. Olga pracuje w przychodni, Witek kontynuując karierę naukową. Wybiera zupełnie apolityczną drogą. Zaangażowany w działalność naukową i życie rodzinne, nie zwraca uwagi, na widoczne w latach 80-tych spory na tle politycznym, na podziały „oni” i „my”. Dobrze rokujący, młody naukowiec ma szansę polecieć na kontrakt do Libii. Ze względu na urodziny żony, musi przełożyć wyjazd i lecieć inną trasą przez Francję…

„Przypadek” Kieślowskiego interpretowany na pierwszej płaszczyźnie jest charakterystyką społeczeństwa polskiego początku lat 80-tych XX wieku. Opisane powyżej postawy są niemal podręcznikowym przykładem wyborów jakie stały przed wieloma młodymi ludźmi u progu ostatniej dekady PRL-u.  Zastanówmy się jednak, czy sam Witek Długosz ma jakiś wybór? To tytułowy przypadek sprawia, że zdąży lub nie dobiec do pociągu.

Czy oglądając ten wybitny film, nie zastanawiamy się, którą z opcji my byśmy wybrali na miejscu głównego bohatera? Każdy z oglądających może utożsamiać się z ta wersją wydarzeń, która jest bliższa jego sumieniu.  Paradoks polega na tym, że możemy tylko dywagować. Nie mamy władzy wyboru. Tak jak Witek nie mam wpływu na to, czy zdąży na pociąg, czy poszarpie się z SOK-istą, czy spotka na peronie koleżankę ze studiów. Kieślowski pokazuje, że mimo pozornej możliwości wyboru, człowiek jest tylko jednym, niewielkim trybikiem w ogromnej maszynie nachodzących na siebie zbiorów przypadkowych zdarzeń i zbiegów okoliczności. Przypadek sprawia, że znajdziemy się akurat w konkretnym miejscu w wyznaczonym czasie. To przypadek sprawia, że poznamy akurat te, a nie inne osoby.

Choć nie dostajemy jednoznacznej odpowiedzi kim w końcu się staje się bohater filmu, to pod koniec każdego z trzech epizodów odnosimy wrażenie, że we wszystkich życiowych rolach pozostał w gruncie rzeczy dobrym człowiekiem. Dokładnie o to chodziło Kieślowskiemu, o  zachowanie fundamentalnych zasad moralności niezależnie od okoliczności. Dlatego właśnie „Przypadek” nazywany jest sztandarowym przykładem kina „Moralnego niepokoju”. Śledząc losy Witka, przyrównując je do swoich doświadczeń życiowych nierzadko doznajemy swoistego „moralnego niepokoju”  Często zdarza nam się mówić: „tak miało być, to przeznaczenie”. A może przeznaczenie jako takie w ogóle nie istnieje, a naszym losem rządzą pomniejsze postępujące po sobie małe kawałki przypadków składające się w jedną całość?

M.S.