Jak szybko przyszły, tak szybko minęły. Piastonalia 2011 mignęły studentom przed oczami niczym każde kolejne święta. Pięć dni wolnego, hektolitry przelanego alkoholu i puste portfele – to zapewne obraz najbardziej pasujący do większości opolskich żaków.

Jak wiadomo, nic nie może być idealne. Nie ma idealnych ludzi, więc takich też rzeczy nie mogą tworzyć ani organizować. I choć dla przeciętnego studenta Piastonalia są czasem zabawy, dla grupy osób odpowiedzialnych za ich organizację to wielki kawał roboty. Doceniając to wypada powiedzieć jedno wielkie „dziękujemy” i ja to robię.

Ale wychodząc z założenia, że tylko konstruktywna krytyka, a nie wieczne pochwały mogą w przyszłości poprawić popełnione błędy – trzeba powiedzieć także o tym, co nie wyszło. Ze strony organizatorów i ze strony tych, co się bawili. Choć pod sceną tłum świetnie śpiewał piosenki razem z wykonawcami, potem pokazał co potrafi w zwykłym, ludzkim, wsiadaniu do autobusu. Inna sprawa, czy te autobusy w ogóle być powinny. I czy Piastonalia powinny być w tak odległym miejscu jak ulica Pruszkowska.

MZK Opole, fot. pestka.info

Miejsce zabawy wybierała w tym roku Politechnika Opolska. Ich drugi kampus mieszczący się niedaleko wyjazdu z miasta był w tym roku siedliskiem zabawy i relaksu. Jaki był po tym bilans? Zdewastowany autobus, pobity kierowca i kilka innych incydentów, których w mediach nie opisano. Chociażby tych, które widziałem na własne oczy, gdy dwóch pijanych mężczyzn tak zaciekle walczyło o miejsce (stojące!) w autobusie, że doszło do rękoczynów. Ucierpiała także dziewczyna, która przez przypadek znalazła się w zasięgu ich szarpiących się rąk.

Nie wszystko jest winą Samorządów. Nie odpowiadają one z pewnością za zachowanie ludzi pod wpływem alkoholu, choć też organizatorzy powinni brać to pod uwagę. Ale nie może być nigdy więcej sytuacji, gdy kilkaset lub kilka tysięcy osób wychodzi po koncertach z kampusu Politechniki i czeka na nich jeden autobus przegubowy, który pod wpływem dużego obciążenia prawie przegrywa z grawitacją i przechyla się na bok.

Ale kto nie chciał, ten nie jechał. Alternatyw było dużo – grill na kampusie Uniwersytetu czy zabawa w opolskich klubach. A nie jeździli z różnych powodów – albo z lenistwa, albo oddziaływał na nich tzw. syndrom dnia poprzedniego. Zapewne gdyby wszystkie koncerty odbywały się gdzieś bliżej, gdzie można dojść na nogach to ilość chętnych byłaby większa. Ale póki co nic nie wskazuje na to, by zeszłoroczne miejsce Piastonaliów służyło do ponownej organizacji tej imprezy. Mowa tu oczywiście o kampusie Uniwersytetu Opolskiego. Kampusie, którego coraz mniej mają studenci (sic!). Orlik, który powstaje na naszych oczach (a przynajmniej powstawać powinien) zablokował taką możliwość chyba na wieki.

A tak gwoli ścisłości… Jak Was studentów, drażni to że nie macie gdzie zagrać w piłkę to jest to właśnie Wasza wina. A przynajmniej tak sądzi Pani rzecznik prasowa, która w wywiadzie dla portalu 24opole.pl, podała jasną i klarowną odpowiedź, dlaczego Orlik się buduje, buduje i wybudować nie może. Aby uzasadnić któreś już z kolei przesunięcie terminu oddania go do użytku, winą za opóźnienia obarczyła studentów. Podobno w czasie imprez i grillowania, pijani studenci wchodzą na teren budowy i (uwaga!) przenoszą sprzęt robotnikom, którzy później nie mogą pracować. Ciekawe, nieprawdaż? O ironio, mój znajomy podobno ostatnio schował koparkę za drzewem. Pani rzecznik o robotnikach pijących kawę od południa do północy nawet nie chrząknęła.

I choć nie kwestionuję tego, że student po alkoholu dziwne pomysły ma (patrz wyżej przeboje w autobusie), to jednak nie obarczałbym całkowitą winą za opóźnienia studentów. Każdy z nas wie jakich mamy robotników w kraju, stereotyp mówi sam za siebie – choć nie uogólnia. Wylewkę robią zazwyczaj przy wylewaniu kawy z kubka. Dopiero później można mówić o wykonywaniu pracy.

Marcin Rol