carte blanche

Zwycięstwo siły nad  chorobą w filmie “Carte Blanche” pokazał reżyser Jacek Lusiński. Ekranizacja zainspirowana prawdziwą historią nauczyciela, który podjął się życia z sekretem, ale nie w ukryciu. Stopniowe zanikanie wzroku, zmusiło go do zmagania się z nową codziennością, ale nie do kapitulacji. Oszukał wszystkich, ale i tak zdobył zaufanie, szacunek i prawo do kontynuacji swojego zawodu. Jakim człowiekiem trzeba być by dokonać niemożliwego?

Maciej Białek, nauczyciel historii choruje na zwyrodnienie barwnikowe siatkówki. Wzrok tracił stopniowo – najpierw nie widział po zmroku, potem przestał rozróżniać kolory, kontury, aż do momentu, gdy przed oczami była tylko biała mgła. Bał się, że straci pracę, więc uczył się szkoły, w której pracował na pamięć. Poważnym kłopotem okazały się okresowe badania pracownicze. Ustawienia liter z tablicy okulistycznej nauczył się na pamięć, więc nikt się nie zorientował. Prawda wyszła na jaw podczas jednej z wycieczek dla nauczycieli. Niechcący nadepnął na sukienkę znajomej, a potem na coś wpadł. Usłyszał: „Chodzisz, jakbyś nie widział”. Wtedy się przyznał.

Jacek Lusiński nie stworzył jednak filmu biograficznego, ale historię inspirowaną losami Maćka. Dlatego dzieje głównego bohatera, którego zagrał Andrzej Chyra, są wzbogacone o dodatkowe wątki i postaci. Zgadza się choroba, nauczyciel, parę drobnych faktów, jednak film jest wewnątrz zupełnie inny. Myślę, że odtwórca głównej roli świetnie poradził sobie z tym wyzwaniem, mimo że znamy go z roli cynicznych łajdaków. Oznacza to tylko, że jako aktor potrafi odnaleźć się w każdej odsłonie. Pojawiają się nowi bohaterowie. Bardzo lubię postać Wiktora (Arkadiusz Jakubik), przyjaciela Kacpra, który jako jedyny wie o chorobie. Dobrze pokazana jest tu męska przyjaźń, braterstwo. Poza tym, Wiktor to postać zabawna, pełna optymizmu, choć martwi się o kolegę i dba o jego bezpieczeństwo w dość bezpośredni sposób. Ale od tego są w końcu przyjaciele, by się z nami nie „cackać”. Na większą uwagę nie zasługują chyba role kobiece. Młodociana Klara (Eliza Rycembel) o sztucznych dredach nie wydaje mi się wiarygodna, mimo, że aktorka specjalnie do tej roli obcięła włosy. Podobnie Urszula Grabowska nie błyszczy wybitnością grając postać Ewy. Niezmienione pozostało miejsce – Lublin – miasto gdzie wszystko działo się naprawdę. Na uznanie zasługuje Witold Płóciennik, który pokazał Lublin w sposób naturalny bez sztucznych upiększeń. Pewne zabiegi kamerą, jak chociażby widok pędzącego trolejbusu z góry, są ciekawym pomysłem. Skoro jesteśmy już przy zdjęciach… Trudną sprawą było pokazanie utraty wzroku. Płóciennik wykorzystał tutaj zestaw filtrów tworzących plamy, rozmazania wokół obrazu oraz widzenie lunetkowe, czyli stopniowe zmniejszanie się pola widzenia. Wszystko to sprawia, ze możemy się wczuć w to, co przeżywa bohater. Momentami aż denerwuje nas widzenie jak przez mgłę.

Lusińskiemu wyszedł film poruszający, krzepiący ducha, ale niestety przewidywalny. Fabuła godna uwagi i jeśli ktoś lubi filmy oparte na prawdziwych historiach, to coś dla niego. Mimo dobrych zdjęć, obraz jednak nie wyróżnia się w swoim gatunku. Sprawę ratuje gra aktorska. Chyra, Jakubik, Kolak zaprezentowali jak zwykle najwyższy poziom. „Carte Blanche” – nowa biała karta, nowe życie – przekonajcie się sami ile do waszego życia wniesie ten film.

Agata Fiszer