Studenci, którzy chodzą późno spać. Studenci, którym zamknęli ulubiony klub. Studenci, którzy założyli zespół, a ich nazwa kojarzy się z alkoholem. Można rzec: typowi studenci. Tyle że oni zrobili także coś niemożliwego. Ich debiutancka płyta „Niemożliwe” stała się z miejsca jednym z najbardziej udanych debiutów ostatnich lat, a bilety na ich koncerty wyprzedają się bez wyjątku. Jacek i Kasia Sienkiewiczowie – rodzeństwo tworzące zespół Kwiat Jabłoni opowiedziało nam o tym, jak dzięki jabolowi można odnieść sukces w muzyce.

 

Jesteście rannymi ptaszkami czy nocnymi markami?

Kasia: Ja zdecydowanie jestem nocnym markiem. Mój mózg uruchamia się około godziny 11 w nocy i wtedy umiem pracować, uczyć się, grać na pianinie najlepiej.

Jacek: U mnie podobnie. Bardzo łatwo się przestawiam, żeby chodzić coraz później spać i nie jestem już w stanie funkcjonować o 7 rano – to są dla mnie abstrakcyjne godziny.

 

Czyli tekst Waszej najpopularniejszej piosenki „Dziś późno pójdę spać” nie był przypadkowy i Wasz proces twórczy częściej pojawia się podczas godzin nocnych.

J: Tak, zdecydowanie. Teksty przychodzą często w nocy.

 

Z rodzeństwem pracuje się lepiej, łatwiej?

J: Nam się po prostu dobrze pracuje z Kasią, bo my długo już gramy ze sobą.

K: Od czasów gimnazjalno-licealnych. 10 lat przynajmniej już gramy ze sobą w różnych składach.

J: Nie jest to właśnie tylko kwestia tego, że jesteśmy rodzeństwem, ale też tego, że te lata pracujemy ze sobą muzycznie. Teraz  z Bartkiem Łuczkiewiczem i Marcinem Ścierańskim, z którymi zagraliśmy pierwszy koncert w poszerzonym składzie, również nam się rewelacyjnie współpracuje.

K: Bardzo dobrze się dogadujemy i widownia też mówiła, że było czuć, że się bardzo lubimy.

 

Czy pomysł na poszerzenie składu na tę trasę był od początku powstania płyty czy pojawił się później?

K: Gramy na tej trasie razem z Bartkiem i Marcinem 8 z 18 koncertów – tam gdzie jest największa widownia.

J: Pomysł pojawił się dosyć wcześnie, bo już grając koncerty latem zeszłego roku, gdzie byliśmy we dwójkę i myśleliśmy poważniej o tym, by poszerzyć skład. Graliśmy do tej pory w klubach dla 300-400 osób, ale zdając sobie sprawę, że pojawią się także koncerty na większych scenach czy występy plenerowe, już ten pomysł był w fazach planowania.

 

Na Waszej płycie są też piosenki jak „Turysta”, którą stworzyliście w poprzednich składach np. Hollow Quartet. Zatem ile lat czeka się na „Niemożliwe”?

J: To jest dobre pytanie, bo najwcześniejszy utwór z tej płyty to właśnie „Turysta” i ja tę piosenkę napisałem około 5 lat temu. Zatem tyle to trwało.

 

Jaki jest najważniejszy przekaz tego albumu?

K: Na pewno chcemy przekazać, żeby bardzo żyć tu i teraz. Nie dawać się zwyciężyć pogoni za sukcesem i pogoni za tym, żeby być takim, jak mówią nam media. Bardzo dużo śpiewamy o próbie poczucia się zadowolonym z tego, co jest. Mamy też trochę tekstów onirystycznych, lekko absurdalnych. W tekstach Jacka pojawia się dużo koncepcji filozoficznych.

J: To, co powiedziała Kasia, to na pewno główne spoiwo, które najbardziej przewija się przez tę płytę. Jednak pojawiają się też inne, mniej abstrakcyjne wątki np. utwór „Wzięli zamknęli mi klub” jest o tym, że zamknęli mi mój ulubiony klub.

Wszystko kręci się wokół tego, żeby żyć chwilą, doceniać to, co jest. Bo to, co jest – jest niemożliwe.

kwiat-jabloni-koncert-wroclaw

 

Co czuliście po wydaniu tej debiutanckiej płyty?

K: Czuliśmy przez dłuższy czas, że coś, co wydawało się niemalże niemożliwe stało się prawdą. Dalej jesteśmy wzruszeni i to było bardzo ekscytujące. Ja nie do końca chciałam uwierzyć, gdy przyszły pierwsze kartony z płytami. Cały czas miałam uczucie, że może coś jednak na końcu się wywróci i to się nie uda. Jak poszliśmy do sklepu 1 lutego (dzień premiery płyty – przyp. red.) i stała tam ta płyta, to po prostu staliśmy w milczeniu i z zadowoleniem patrzyliśmy na tę półkę. To jest coś, na co pracowaliśmy latami, próbując także innymi składami i nie jest to takie proste, żeby to się udało.

 

Ruszyła niedawno Wasza trasa po Polsce promująca ten album. Co się zmieni teraz poza dawaniem autografów na płytach? Na premierowym koncercie mogliśmy usłyszeć też piosenki, których nie ma na płycie – czy to zapowiedź czegoś konkretniejszego?

J: Mamy parę piosenek nowych, które chcemy powoli wprowadzać do naszego repertuaru. Oczywiście myślami jesteśmy bardzo głęboko jeszcze w tej płycie i chcemy skupić się na jej promocji, ale to nie oznacza, że nie mamy już kolejnych pomysłów i tego, że coś się już gromadzi. Dlatego też nie chcieliśmy ograniczać się na koncertach tylko do 12 utworów, które są na płycie, bo też jest inny oddźwięk, gdy gramy piosenkę, która jest nieznana.

 

Nie chciałam wierzyć, że się udało

 

Jesteście z Warszawy – całe życie spędziliście w mieście?

J: Urodziliśmy się w Warszawie, jednak większość dzieciństwa spędziliśmy w małej, cichej miejscowości pod Warszawą i tam praktycznie do studiów się wychowaliśmy.

K: My jesteśmy tak w rozerwaniu. Bardzo się cieszymy, że możemy spędzać sporo czasu w domu rodzinnym, gdzie jest spokój i jest las, ale z Warszawą łączy nas przynajmniej pół życia.

 

Zadałem to pytanie w kontekście coraz większej popularności muzyki folkowej, także wśród osób z wielkich miast. Jak sami określiliście podczas koncertu również gracie „słowiańskie melodie” – skąd Waszym zdaniem bierze się ten fenomen?

J: Masz rację, uważam, że jest bardzo duże zapotrzebowanie na muzykę, która jest naturalna, która nawiązuje do folkowości. Szczególnie widać to wśród osób mieszkających w miastach, którzy są już zmęczeni tą muzyką elektroniczną, klubową i szukają jakiegoś oddechu. To tłumaczy powstawanie wielu zespołów podobnych do naszego, np. jest Tęskno, Misia Furtak i wiele innych zespołów. Chodzi mi tu o to, że  ta muzyka jest oddechem, a nie takim dionizyjskim, elektronicznym wstrząsem. Wynika to z tego, że ludzie są zmęczeni biegiem i tego oddechu faktycznie potrzebują.

 

Czego słuchacie na co dzień?

K: Słuchamy bardzo wielu rodzajów muzyki – od popu poprzez country, jazz do muzyki poważnej, której u nas dużo. To, czego ja słucham ostatnio więcej, to na pewno Dave Matthews Band, wydali płytę w listopadzie, jest fenomenalna i słucham jej bardzo często.

J: Ja się ostatnio zainteresowałem Bassem Astralem i strasznie mi się to podoba. Jednak trudno mi odpowiedzieć ogólniej, bo nie mam takiego jednego ulubionego wykonawcy. Raczej krążę po wszystkich stylach muzycznych i przez to, że studiuję na Akademii Muzycznej, to muszę słuchać dużo muzyki klasycznej.

 

Graliście kiedyś koncerty uliczne? Gdzie Was można było spotkać?

K: Graliśmy na przykład na ulicy około 1,5 roku temu w Kazimierzu Dolnym. To były wakacje, wyjechaliśmy z naszym poprzednim składem Hollow Quartet na taką mini trasę. Po koncercie, od rana ustawiliśmy się na rynku, bez żadnego nagłośnienia i wtedy też mi się głos mocno zdarł. Bardzo się ludziom podobało, długo graliśmy i granie na ulicy jest korzystne.

J: Zależy od miasta, bo w Warszawie trudno jest grać na ulicy, ale Sopot jest takim miejscem, gdzie grajcy uliczni są bardzo pozytywnie odbierani.

 

To ja zapraszam do Opola, na ulicy Krakowskiej czy Rynku nieraz zdarza się, że koncertów obok siebie jest kilka, zwłaszcza w terminach około festiwalowych. A czy czujecie się już po wydaniu płyty popularni?

J: Czasami zatrzymują już nas na ulicy. Najbardziej widzimy to po reakcjach na Facebooku i Instagramie, że skala odbiorców rośnie praktycznie wykładniczo i to jest niesamowite. Również widzimy to po zainteresowaniu koncertami, praktycznie ich nie promujemy, a jednak się regularnie wyprzedają.

 

To praktycznie kwestia kilku miesięcy, gdzie Wasz zasięg zwiększył się bardzo skokowo.

K: Tak jest, początkowo nas to przerażało, nie radziliśmy sobie z mediami społecznościowymi, ale teraz już jest lepiej, w kilka osób dajemy radę.

J: Faktycznie nieraz jest trudno. Kiedy wydaliśmy płytę, to tych wiadomości nagle był milion. Trochę to nas przerosło, zwłaszcza jak się jeszcze robi inne rzeczy, studiuje itd. to ciągłe odpisywanie ludziom jest skomplikowane.

Nagle stało się Niemożliwe

W piosence „Wzięli zamknęli mi klub” jest fragment „po zajęciach pójdę właśnie tam” – co studiujecie i jak Wam się to przydaje w tworzeniu Waszej muzyki?

K: Ja studiowałam muzykologię na Uniwersytecie Warszawskim – w zasadzie została mi już tylko do napisania praca magisterska. Studia na tym kierunku na pewno dały mi szerokie spojrzenie na muzykę, nauczyłam się, że w każdej muzyce może być coś dobrego. Mam ogromną ilość źródeł i inspiracji, więc jestem przekonana, że to musi się jakoś przejawiać w tym, jak piszę teksty czy podczas tworzenia aranżacji. To jest też dodatkowe wykształcenie, które mogę wykorzystywać między innymi prowadząc audycję w studenckim radiu Politechniki Warszawskiej.

 

Dobrze się gada z koleżanką po fachu.

K: Dokładnie tak.

J: A ja studiuję dwa kierunki. Jestem na piątym roku filozofii na Uniwersytecie Warszawskim oraz na trzecim roku kompozycji na Akademii Muzycznej, więc siłą rzeczy oba te kierunki są dla mnie ważne pod kątem tworzenia naszej muzyki. Zajęcia z kompozycji umożliwiają mi rozwój tworzenia własnych kompozycji, a jeżeli chodzi o filozofię, to dała mi dużo przemyśleń i inspiracji do pisania tekstów. Myślę, że każdy mój tekst, który pojawił się na płycie, jest mocno inspirowany moimi studiami filozoficznymi.

 

Ostatnie pytanie, którego nie miałem zadać, ale po koncercie poprosiło mnie o to tyle osób, że muszę. W kwestii nazwy zespołu – Kwiat Jabłoni – opowiadaliście jaka była geneza. Krótko: piliście to?

J: No właśnie nie, to jest taki paradoks. Faktycznie nie piliśmy tego wina, bo ono wyszło z produkcji na początku lat dziewięćdziesiątych, czyli kiedy się urodziliśmy.

K: Ale! Po jednym z koncertów nasz znajomy przyniósł nam jabola własnej produkcji i był świetny. Mieliśmy okazję pić inne tanie wino jabłkowe i jest ono bardzo dobre.

J: Mamy też taki pomysł, żeby nawiązać z tym znajomym współpracę i może kiedyś wypuścić serię win „Kwiat Jabłoni”.

 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Marek Wiench

fot. Grzędziński/Kwiat Jabłoni