Mabel biegła przed siebie. Nie patrzyła wstecz, zresztą nawet nie musiała. Doskonale wiedziała, że ujrzałaby tysiące Zbłąkanych Cieni, które wylewały się z budynku. Łączyły się w gigantyczną masę i uciekały. Sądziły, że znalazły bezpieczne miejsce po tym, jak coś oderwało je od człowieka. Jednak teraz uciekały w popłochu. Zamknęły ten rozdział w strachu, miotane bezlitośnie przez silny wiatr. Niósł on również ich wątłe szepty, które wymierzały Mabel ciosy w serce:
  – Uścisnęła dłoń!
  – Trzyma się z nimi!
  – Pomaga bestii!
  W końcu przystanęła. Zacisnęła dłonie w pięści i obejrzała się na ciemną falę. Cienie omijały ją ogromnym łukiem, tak jakby bały się zetknąć z człowiekiem.
  – Nie należę już do nich! Odcięłam się od nich! – wrzasnęła, ale one jej nie słuchały.
  Ścisnęło ją w gardle. Wzięła głęboki wdech i zrzuciła to na wspomnienia. Mabel widziała w nich samą siebie. Kiedy pierwszy raz postawiła stopę na tej ziemi, roześmiała się w głos. Kręciła się w koło z rozpostartymi ramionami. Przyjmowała wszystko: słońce, deszcz, lodowaty wiatr i zamiecie. Otwierała nowy rozdział w swoim życiu. Wtedy nawet nie sądziła, że zamknie ten fragment historii, uciekając w popłochu na autobus. Obiecała sobie wtedy, że nie wróci. Złamała daną sobie obietnicę. Kuliła się na samo wspomnienie różnokolorowego blasku, który ją od tamtej pory prześladował. Odrzuciła jednak tę myśl. Ta istota starała się pomóc. Pokazywała, że nie myliła się w niczym. Była dobra. Najlepsza. Próbowała o tym myśleć, chociaż zawsze nieznacznie się krzywiła.
  W końcu spojrzała przed siebie. Mroźny wiatr zrzucał ciemne włosy na oczy dziewczyny i smagał jej policzki. Podmuchy przestały nieść szepty, ale cisza nie nastała. Teraz gdzieś w oddali rozlegały się śmiechy, syki i jęki. Zdarzało się, że diabelskie zawodzenia układały się w pytanie, które nawiedzało ją od tygodnia:
  – Odważyłaś się wrócić? Co, jeśli już za późno?
  Pokręciła raptownie głową. Na drżących nogach ruszyła przed siebie. Śnieg skrzypiał pod jej stopami. Mimo że zima wzięła świat we władanie, za każdym razem ogarniał ją żar. Rozpięła czarną kurtkę, ale mróz nie pomagał. Odgłosy się zbliżyły. Od razu dobyła noża, który trzymała zawsze przy pasie. Szła wolniej. Przyglądała się przestrzeni między drzewami oraz śladom zwierząt na śniegu. W tym miejscu mogło ją obserwować cokolwiek. Zaczynając od zwykłych zwierząt, kończąc na demonach lasu, które tylko czekały, żeby ją pochwycić. Nie byłby to pierwszy raz. Od kiedy się tutaj przeprowadziła, spotykała niesamowite rzeczy. Chociaż powinna się tego spodziewać, gdy spotkała Noxduli. Oni wręcz przyciągali mroczne stworzenia. Działali na nie jak magnez. Wzdrygnęła się nieco i przyspieszyła, żeby wyjść z lasu.
  Demoniczne odgłosy stopniowo zmieniały się w entuzjastyczne ludzkie krzyki. Im bliżej rozradowanego tłumu była, tym wolniej szła. Próbowała jak najbardziej odsunąć moment wkroczenia do centrum miasteczka. Z oddali obserwowała gęstą mgłę, która powoli wtaczała się za jego mury. Spuściła wzrok. Zaczęła bawić się kręconymi włosami, pocierała pieprzyk koło lewego oka. Nawyk, którego nie potrafiła się pozbyć. W końcu schowała zdrętwiałe ręce do kieszeni. Od razu skrzywiła się, gdy usłyszała szelest kartki. Serce na chwilę zamarło, po czym już mniej chętnie otrząsnęło się z marazmu.

  To krąży wokół mnie. Musisz mi pomóc! Każdy twierdzi, że mi odbija. Słyszałam jednak, że Ty wiesz coś więcej.

  Raz w tygodniu przychodziły nowe listy od Ellie. Musiała jednak przyznać, że z trudem przypominała sobie moment ich odbierania. Nie pamiętała również, żeby je czytała. Dlatego każdy kolejny, wypełniony żalem i okropnym mrokiem, zadziwiał ją. Nie rozumiała, dlaczego zapominała o tych listach. Wyglądało to tak, jakby wspomnienia o zapoznawaniu się z ich treścią ktoś specjalnie zamazywał, gdy spała. Coś chciało, żeby ignorowała te błagania o pomoc. Znała tylko dwie osobistości, które opanowały tę umiejętność. Jedna z nich to człowiek, druga – mglista istota. Ciągle mówiła sobie w myślach, że wiedziała, kto chciał jej pomóc. Jednak za każdym razem, gdy powtarzała te słowa, słyszała w swojej głowie ciche: Kłamstwo!
  Przerażał ją ten głos. Znała go i nie mogła uwierzyć, że to właśnie on je powtarzał. Co według niego mogło okazać się kłamstwem? Listy? Osoba, która chciała jej pomóc, tak naprawdę próbowała szkodzić? Mabel przychylała się do pierwszej opcji, dlatego postanowiła je wszystkie ignorować. Nie wiedziała, czy Ellie pisała prawdę. Mogła chcieć zwabić ją w pułapkę. Należała do bardzo sprytnego stowarzyszenia. Kształtowało ono niesamowitych ludzi. Mabel doskonale o tym wiedziała.
  Postanowienie dziewczyny zmieniło się wraz z ostatnim listem. Wzdrygnęła się, kiedy przypomniała sobie treść tej korespondencji. Składała się tylko z trzech zdań, które przyprawiały ją o mdłości:

  Cieniści wysłali Cienie Bez Właścicieli. On pomógł im znaleźć sposób, żeby obejść Zasłonę. On chce Twojego Cienia.

  Gdy to pierwszy raz czytała, oparła się o ścianę. Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo. Powtórzyła to parę razy, ale gdy tylko dostrzegła mgłę, zrozumiała, że ta część musiała być prawdą. Nawet nie zauważyła, kiedy pojawiła się przed nią istota z mgły. Mabel usłyszała wtedy słowa:
  – Źle się tam dzieje. Sawyer wykorzystał Ellie, żeby znaleźć szkatułkę pełną demonów. Musisz ją im zabrać. Jak będziesz blisko niej, spotkasz Cienistego, on będzie znakiem, że szukasz w dobrym miejscu. Przynieś mi ją.
  Dlatego złamała swoje postanowienie, a zarazem rozkaz, i wróciła. Wkroczyła w końcu do miasteczka. Budynki obwieszone kolorowymi światełkami zachęcały, żeby wejść w ich progi. Zewsząd dudniła muzyka, która przywabiała ludzi. Roześmiane grupy szukały najlepszych imprez. Wzięła głęboki wdech. Powietrze wypełniał zapach lejącego się litrami alkoholu oraz czekolady. Parę lat temu sama się tak zachowywała w sylwestra. Tańczyła, bawiła się oraz z radością obserwowała, jak kolorowe iskierki rozjaśniały atramentowe niebo. Wszystko się zmieniło, gdy popełniła błąd. Kiedy zaczęła wchodzić w coraz większe tłumy, automatycznie spuściła głowę. Naciągnęła na nią kaptur i przyspieszyła kroku. Nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że mrok jak zawsze wypełzał z wąskich zaułków i otaczał ludzi. Jednak tym razem towarzyszyła mu mgła. Ludzie tego nie dostrzegali, ona sama zauważyła to dopiero po dołączeniu do Noxduli.
  – Kiedy Zasłona robi się cienka, Mabel wraca. Noc pełna cudów niby minęła! – Zaśmiał się mężczyzna, który przepychał się w stronę dziewczyny.
  Wzdrygnęła się, gdy usłyszała męski głos. Kojarzyła go. Nie pamiętała za to imienia. Odwróciła się do niego i spojrzała na jego bladą twarz. Starała się nie przyglądać się mu zbyt mocno. Jednak ciągle myślała, czy on zawsze wykonywał takie ruchy, tak mówił, czy coś nim manipulowało.
  – Tak samo jak przeminęła noc, kiedy Zasłona robi się cienka. – Zmusiła się do uśmiechu. Chciała uciekać, może nawet powinna to zrobić, ale stała w miejscu. – Działo się coś pod moją nieobecność?
  – O tak, mnóstwo. Wszystko jest bardziej aktywne. Cienie Bez Właścicieli szukają ofiar. Noxduli jest za mało, żeby je powstrzymać, ale jakoś dajemy radę. – Przeczesał dłonią czarne włosy. Roztargniony, co jakiś czas rozglądał się wokół. Zauważyła gęsią skórkę na jego karku, kiedy dostrzegł w pobliżu gęstą mgłę. – Przybyłaś pomóc?
  – Boisz się mgły? Obawiasz się Mglistych?
  Liczyła, że nie zauważył uniku. Wolała nie mówić na głos, czy w dalszym ciągu planowała współpracować z Noxduli czy nie. Dlatego podsunęła inny temat, według niej ciekawszy. Zauważyła, że czasami udawało się w taki sposób uniknąć kontynuowania tego wcześniejszego.
  – Oj, wiele cię ominęło – westchnął i spojrzał w dal. – Mgliści współpracują z Cienistymi, pokazali im, że Cienie Bez Właścicieli mogą przechodzić przez Zasłonę między żywymi a… martwymi. Tak to mogę określić, raczej tak.
  – Rozumiem. Czyli współpraca z nimi może skończyć się katastrofą.
  – Owszem. Może i tak się skończyła dla pewnych osób. Bardzo źle.
  – Bardzo źle? – wymamrotała ze ściśniętym gardłem.
  Niepewnie spojrzała na niego. Nagle znowu zapragnęła zawrócić i uciec. Posłuchać się kogoś innego niż istoty z mgły. Wierzyła, że mogli poradzić sobie bez niej. W końcu sytuacja raczej nie wymykała się im spod kontroli, chociaż ich liczba się zmniejszyła.
  – Owszem. Chodź. – Chwycił ją za rękę i pociągnął w bardziej ustronne miejsce. Z dala od mgły. – Najpierw: ile wiesz o Cieniach Bez Właścicieli?
  Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Rozejrzała się dookoła, najbardziej skupiając na mgle. Nic z niej wychodziło, ona sama nie przybierała żadnych kształtów. Jaka była szansa, że on jej nie podsłuchiwał? Z drugiej strony on sam wyjaśnił Mabel, czym te cienie są. Chociaż wiedziała już o nich wcześniej, słuchała go z uwagą.
  – Wiem, że w hierarchii są niżej od Cienistych – wydusiła z trudem. – Kochają polowania, które najczęściej kończą się tym, że odrywają ludzkie Cienie i zaczynają się pod nie podszywać. Zamilkła na chwilę, po czym dodała: – Przynajmniej tak słyszałam. Nie wiem tylko, po co to robią.
  – Zależy. Czasami, żeby opętać takiego człowieka, zrobić coś za pomocą jego ciała i się go pozbyć. Niekiedy zawierają z takimi ludźmi pakty, zwodząc ich. Udają przyjaciół, dobre duszki chętne do pomocy. – Wziął głęboki wdech. Rozmasował skronie. Zbierał się w sobie, żeby dokończyć.   – Najczęściej jednak robią to, żeby się pożywić Zbłąkanym Cieniem, który próbuje wrócić do właściciela, lub po prostu go gdzieś zabrać.
  – Czyli Noxduli znikają przez nich?
  – Tak. Te Cienie doprowadziły do wypadku Ellie dwa lata temu. – Pokręcił głową tak, jakby chciał odgonić od siebie wszelkie ciemne chmury. – Idę już. Powinienem patrolować okolicę. Proszę, jeśli możesz, rób to samo.
  Kiwnęła tylko głową i od razu odeszła. Kłamstwo. Słowo to ciągle tkwiło w umyśle dziewczyny. Ellie nie żyje. Zginęła wtedy, gdy Mabel uciekła. Nie mogła napisać żadnych listów. To ta istota pisała. Podszywała się, żeby ściągnąć uciekinierkę z powrotem. Chciała krzyczeć. Wejść w mgłę i wygarnąć jej, że wszystko wie, że nie da się oszukać. W tej chwili pragnęła też zawrócić. Posłuchać Sawyera i uciec z tego miasta. Poczekać na jego sygnał. Miał jej pomóc naprawić błąd. Jednak kontakt się urwał. Co, jeśli też zginął? Nie, on musiał żyć. W końcu to on mieszał we wspomnieniach dziewczyny. Chciał trzymać ją z dala od tego miejsca, żeby mieć czas na dokończenie planu.
  W tej chwili była bliska usłuchania go. Chciała zawrócić, ale zarazem pragnęła mówić jak najęta i zdradzić, że przejrzała tego diabła i wie, co zrobić, żeby wygrać. Ona wiedziała, ale czy Sawyer wiedział? Może nie znalazł odpowiednich informacji? Na chwilę przystanęła. Nie mogła się zdecydować, czy iść dalej, krzyczeć czy faktycznie uciec. Jednak wrzask, jaki się nagle rozległ, sprawił, że dziewczyna schowała się w najbliższym zaułku. Niepewnie wyjrzała, żeby zobaczyć, co się dzieje. Cienie, o których przed chwilą mówiła, wybierały sobie ofiary, zaś Mgliści otaczali je, żeby straciły orientację.
  Błagania o pomoc słyszała zewsząd. Oprócz tego do jej uszu dochodził odgłos przypominający rozdzieranie tkaniny. Zdawała sobie sprawę, że właśnie jakiś Cień został wydarty z człowieka. Przez chwilę zastanawiała się, co się z nim stanie. Będzie się tułał po świecie, ktoś się nim pożywi, a może zaciągnie go do Cienistych czy Noxduli, którzy gdzieś go ukryją. Problem polegał na tym, że nigdzie nie widziała swoich kompanów. Oprócz tego jednego mężczyzny nie było innych. Pupilki Cienistych atakowały, niekiedy pożywiały się Cieniem na oczach jego właściciela. Mabel cofnęła się głębiej do zaułka, kiedy dostrzegła, jak z człowieka uchodzi życie. Mgła zasłaniała poczynania demonów. Inni ludzie niczego nie zauważali. Wydawali się nie dostrzegać mlecznego oparu w powietrzu i tych, którzy zginęli. Przechodzili obojętnie obok konających.
  Nie zwracali na nich uwagi, ponieważ skupiali się tylko na sobie? Sądzili, że ktoś inny pomoże? To mogło mieć sens. W końcu nawet nie dostrzegali, że tuż obok nich żyły niesamowite istoty. Ale równie dobrze Mgliści mogli mieszać im w umysłach, żeby nic nie widzieli. Kolejny typ diabłów. Diabeł stworzony z cienia i diabeł stworzony z mgły. Wzdrygnęła się na myśl, że ten drugi mógł gdzieś tutaj krążyć i ją obserwować. Ile wiedział? Czy powiedziała coś, co mogło sprawić, że zaczął coś podejrzewać?
  Rusz się, dziewczyno, usłyszała w swoim umyśle. Nie potrafiła jednak zmusić do tego ciała. Patrzyła bezradnie na chaos, któremu nikt nie umiał zaradzić. Ci, co potrafili, musieli zniknąć. Zrobiła parę kroków w przód. Może mogła jakoś pomóc? W głowie cały czas słyszała ciche: Uciekaj, ale ignorowała to. Posłuchała dopiero wtedy, gdy mgła podpełzła do niej, a z jej wnętrza usłyszała niezrozumiały szept. Od razu przypominała sobie list od Ellie, a przynajmniej od tego, co ją udawało. On chciał jej Cienia. Może ten fragment wcale taki zmyślony nie był. Momentalnie zebrała się do biegu. Skręcała raz w prawo, raz w lewo. Przeskakiwała przez mury, które stawały jej na drodze. Robiła wszystko, żeby tylko ominąć Mglistych i zdradzieckie Cienie.
  Szybko znalazła się na obrzeżach miasta. Budynki powoli ustępowały miejsca roślinności. Mimo że sukcesywnie się oddalała, słyszała wrzaski. Serce dziewczyny płonęło żywym ogniem, a igły strachu wbijały się w jej żołądek. Kiedyś z uśmiechem na ustach wkraczała w progi niewyjaśnionych zjawisk i witała je z otwartymi rękoma. Obecnie nienawidziła miejsc, w których one się działy. Mimo tego nie myślała o powrocie. Jeden uścisk dłoni sprowadził chaos. Była winna temu, że Cienie Bez Właścicieli atakowały ludzi. Winna temu, że Cieniści znaleźli sposób, żeby spiskować przeciwko Noxduli. Mdliło ją, gdy tylko sobie to przypominała. Pragnęła wymazać tę część przeszłości. Tylko jak mogła to zrobić? Zawrzeć kolejny pakt? Pokręciła głową i weszła do lasu.
  Obiecała sobie, że gdy tylko dotrze do celu, od razu wejdzie do budynku, że nie zatrzyma się po drodze. Zwłaszcza że w okolicy grasowały demony. Zacisnęła dłoń w pięść. Jak mogła im uwierzyć? Jak mogła im zaufać? Mijała powykręcane drzewa, które nachylały się ku niej. Miała nie stawać, ale zrobiła to, kiedy wokół niej rozległ się szum. Coś o nieludzkich kształtach przemykało w oddali. W koronach drzew skrywały się istoty, które świecącymi ślepiami śledziły każdy jej ruch. Na ziemi dostrzegła ślady nienależące ani do człowieka, ani do zwierzęcia. Przymknęła oczy i na oślep próbowała dotrzeć do celu. Im bliżej domu Ellie się znajdowała, tym boleśniej serce ocierało się o żebra. Cichy śmiech zmusił ją do otworzenia oczu. Cienie wokół dosłownie ożyły. Wirowały wraz z wiatrem. Łapały Mabel za ramiona, tak jak robiła to jej przyjaciółka, a następnie pędziły w kierunku drzew.
  – Wyglądają niesamowicie, prawda? – szepnął z zachwytem jeden z Cieni, imitując głos Ellie. Tak samo jak ona dotykał delikatnie chropowatej kory i z uśmiechem dodał: – Tylko w tym sadzie i lesie są takie drzewa.
  – Nie sądzę, mam wrażenie, jakby w ich pniach uwięziono ludzi – odezwał się drugi głosem Mabel.
  – Właśnie tak jest. Każde drzewo to historia innego człowieka, który stał się ofiarą demonów stworzonych z ciemności lub mgły. Te drzewa to ich schronienia.
  Cień odsunął się od drzewa i skierował się w stronę domu Ellie. Mabel podążyła za nim. Kątem oka zauważyła, że istota, która ją udawała, stała w miejscu. Zachowywała się tak samo jak ona wtedy, gdy ta sytuacja się wydarzyła. Doskonale wiedziała, jakie słowa znowu usłyszy:
  – Kto w takim razie je do nich wsadził? I po co?
  – Żeby Cienie Bez Właściciela nie porwały ich i nie zaniosły Cienistym.
  Wiatr momentalnie przybrał na sile. Najpierw wybudził te stworzenia i zachęcił do odegrania małej sceny, żeby zaraz po tym z powrotem zapędzić je do kryjówki. To wtedy odkryła, że w tym miejscu działo się coś dziwnego. Chęć zbadania tego stała się jej obsesją. Przychodziła tu ciągle i z entuzjazmem sprawdzała każdy zakamarek. Biegała od drzewa do drzewa, żeby znaleźć cokolwiek. Nie przeszło jej, tak jak sądziła Ellie. Im bardziej Mabel drążyła, tym bardziej nerwowe ruchy zauważała u swojej przyjaciółki. Zaciskała dłonie w pięści, cała się napinała, kiedy wspominała, co znalazła. Dziwne notatki o istotach z Cienia, o Podziemiach. Tajemnicze księgi.
  Finalnie została zaciągnięta do ponurego budynku nieopodal lasu. Uśmiechnęła się na samą myśl o tamtym miejscu. Spojrzała w stronę ścieżki. Ledwo opanowała chęć odwiedzenia mieszkającego tu mężczyzny. Pragnęła sprawdzić, czy nic mu się nie stało. Chciała znowu zobaczyć przyjacielski błysk w jego ciemnych oczach. Usłyszeć ten ciepły śmiech, przez który sama ledwo powstrzymywała się od śmiania.
  Jednak nie zrobiła tego. Ruszyła przed siebie z nadzieją, że za niedługo go spotka. Musiała go spotkać. Musiało się udać. Wszystko szło dobrze, na razie. Chociaż im bliżej domu się znajdowała, tym częściej wracały do niej różne obrazy z przeszłości lub słowa, które do niej wypowiedziano.
  – Musisz uważać, Mabel. Demony są sprytniejsze, niż myślisz. Ciągle obserwują. Mogą znać całą teraźniejszość.
  Zadrżała, kiedy to do niej wróciło. Mógł znać jej plany. Chociaż „mógł” nie oznaczało „znał”. Wolała się tym nie przejmować. W obecności mgły czy Mglistego Diabła zawsze uważała, co mówiła. Fukała na Sawyera. Drżała na wspomnienie swojego wkroczenia w szeregi Noxduli. Sądziła, że wypadła realistycznie. Kiedy zostawała sama, śmiała się pod nosem z niekompetencji tych potworów.
  W końcu stanęła przed budynkiem. Przybyła z nim tutaj parę razy. Doglądali Ellie, chociaż nie rozumiała, dlaczego to robili.
  – Czasami sprawdzam, co się dzieje u niektórych członków stowarzyszenia. Niekiedy po prostu trzeba.
  Głos mężczyzny wtedy zadrżał. Jak się nad tym zastanawiała, to dochodziła do wniosku, że on czegoś się obawiał. Zanim wkroczył do środka, wodził wzrokiem po ścianach. Zaglądał przez okna. Rozglądał się wokół. Kiedy stwierdzał, że nic podejrzanego nie znajdowało się w okolicy, wchodził wraz z nią. Kiedy już był w środku, jego ręce drżały. Bał się, i to bardzo. Wtedy nie rozumiała zupełnie dlaczego.
  – Nie boję się, ale ostrożności nigdy za wiele – odparł spokojnie, gdy zauważył pytające spojrzenie Mabel.
  Bolesne ukłucie w sercu zmusiło dziewczynę do powrotu do rzeczywistości. Niepewnie spojrzała na dom. Stał jak zawsze niewzruszony. Po jego ścianach pięły się gałązki bluszczu, które wyglądały jak sieć próbująca go pochwycić. Brudne okna przypominały dziewczynie zamknięte oczy. Budynek wydawał się spać. Dlatego też kiedy po schodach dotarła do drzwi i pchnęła je, ich cichy jęk brzmiał tak, jakby ogłaszały swoje niezadowolenie, że zostały obudzone. Cienie, które zadomowiły się w tych murach, zaskoczone, ukryły się, sądząc, że jakiś Cień Bez Właściciela lub Mglisty je znalazł. Tak łatwo. Kiedy włamywała się do różnych budynków, musiała znajdować otwarte okna, nauczyć się otwierać zamki. Tutaj wejście od razu stanęło przed nią otworem.
  Chwilę zajęło, zanim zdecydowała się wejść głębiej. Oddech jej przyspieszał. Cały czas mrugała, żeby odgonić łzy. Przerażało ją, że Cienie doprowadziły do śmierci Ellie. Dlaczego nikt jej nie pomógł? Nikt nie zauważył problemu czy po prostu nie potrafili sobie z tym poradzić? Ta druga opcja wydawała się Mabel zaskakująca. Walczyli z Cienistymi i ich pupilkami, które bez problemu mogła porównać do diabłów. Gdzieś na granicy wzroku zaobserwowała mignięcie.
  Błagam, niech to będzie Zbłąkany Cień, błagam, niech to będzie Zbłąkany Cień… – powtarzała to niczym mantrę.
  W tym miejscu mogła spotkać Cienistych. Niewiele o nich słyszała. Wiedziała, że wykazywali się ogromną agresją. Atakowali nagle, pożywiali się krwią niczym wampiry. Podobno dla zabawy mogli rozerwać człowieka na kawałki. Kochali tworzyć chaos. Dlatego też kiedy Mabel szła do salonu, zastanawiała się, czy kartki, które szeleściły pod jej stopami, zostały rozsypane przez Ellie czy przez te demony. To, co zawsze leżało ułożone w równe stosy, zostało przez coś rozrzucone z furią. Schyliła się po jeden z arkuszy. Na wszystkich znajdowały się krótkie fragmenty jakichś opowiadań i powieści. Ellie zawsze w ich treści przemycała coś, co w danym momencie ją trapiło.
  Trzymała pogiętą kartkę nieprzyzwoicie długo. Przekładała ją z ręki do ręki. Oglądała ze wszystkich stron, ale za każdym razem omijała nakreślone zdania. Czy na pewno stworzyła to Ellie? Nie wiedziała i nie potrafiła odnaleźć odpowiedzi. Świadomość tego sprawiała, że krzywiła się niezadowolona. Cały czas patrzyła na kartkę. Podziwiała wszystkie zagięcia, tak jakby kryła się w nich tajemnica. Kiedy próbowała już wziąć się w garść, zatrzymywała wzrok na pierwszym słowie. Nie potrafiła się przemóc. Od tego nędznego kawałka papieru emanował mrok i okropny chłód.   Dłoń drętwiała jej tak, jakby wsadziła ją do lodowatej wody. Wzięła głęboki wdech, po czym znowu wróciła do pierwszego słowa, a później do następnych:

  Ostrzegał mnie. Zapewniał, że kiedy zdobędę potęgę i osiągnę to, czego pragnę, oni się odwrócą. Miał rację. Zaczęli spiskować przeciwko mnie. Zachowywali się tak, jakby cofnęli się do czasów polowań na czarownice w Salem. Pragnęli mnie zgładzić. Sądzili, że wszystko, co osiągnęłam, dostałam od diabła. Nawet Sawyer odmówił mi pomocy.

  Mabel zacisnęła szczękę i schowała kartkę do kieszeni. Wstała, po czym przeszła się po pomieszczeniu. Podłoga skrzypiała pod jej ciężarem. Na górze od razu coś się ruszyło. Szmery, kroki i drapanie towarzyszyły dziewczynie za każdym razem, kiedy hałasowała. Rozsądek podpowiadał, że może to dzikie zwierzęta dostały się do środka i po prostu szukają kryjówki, żeby schować się przed intruzem. Jednak obawiała się, że właśnie obudziła Cienistych lub Mglisty ją znalazł.
  Kiedyś się dowiedziała, że w tym miejscu znajdowało się przejście do Podziemia. Wchodząc do domu, przechodziło się przez Zasłonę, która oddzielała ludzi od Cienistych. Ellie sprawowała funkcję stróża. Spotykała najróżniejsze istoty. Cienistych, podrzędne Cienie Bez Właściciela, Mglistych o słabej mocy i tych potężnych. Oni mogli zawierać pakty z ludźmi. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej żałowała, że nie skierowała się jednak do Sawyera i nie spróbowała go nakłonić, żeby jej towarzyszył. Niekiedy podchodziła do drzwi wejściowych i patrzyła na nie. Mogła do niego pójść. Jednak zaraz prychała cicho i znowu wracała do salonu.
  Nie mogła go narażać. Tak naprawdę nie powinna w ogóle tutaj przyjeżdżać. Prosił ją o to, rozkazywał jej. Tylko że ona doskonale wiedziała, co zrobić, żeby powstrzymać Mglistych i Cienistych. Wiedziała też, jak uratować swoją duszę. Musiała tylko znaleźć to wejście. Rozejrzała się pobieżnie po pomieszczeniu, ale jej wzrok przykuł widok za oknem. Na zewnątrz po śniegu i koronach drzew przemykały mroczne sylwetki. Zaraz za nimi kolejne, miotające się raz w prawo, raz w lewo. To te, które nie zdołały pożywić się wśród ludzi. Zostały przegnane i szukały łatwej zdobyczy. Tak przynajmniej sobie tłumaczyła. Wycofała się, żeby jej nie zauważyły. Teoretycznie pakt chronił ją przed atakiem. Teoretycznie, ponieważ spotkała się mnóstwo razy z sytuacją, gdy takie osoby jak ona jednak zostały zgładzone.
  Nie mogła im ufać. Mogła jedynie ufać sobie, swojej intuicji i Sawyerowi. Przynajmniej chciała wierzyć w to, że nie stał się marionetką tych potworów. Niestety fakt, że nie chciał pomóc Ellie, napawał ją niepokojem. W umyśle Mabel ciągle huczało pytanie: dlaczego? Czy jego Cień został skradziony i zastąpiony? Serce dziewczyny zamierało, kiedy tylko o tym pomyślała. Mógł zostać marionetką i to on próbował ją tutaj ściągnąć. Musiała to sprawdzić, ale później.
  Zaczęła dokładniej badać salon. Nad kominkiem Ellie ujrzała kartki. Podeszła bliżej ze skręconym żołądkiem. Robiło się jej gorąco, a umysł krzyczał, że powinna uciekać. Mimo wszystko stała. Kartki, które istota kazała tworzyć w sylwestra. Wszystkie dobre chwile zostały uwiecznione, natomiast te złe miało się spalić. Ledwo powstrzymywała mdłości, kiedy przebiegała wzrokiem po kolejnych zadaniach:

Spotkałam coś. Wydaje się sympatyczne.
Dostałam prezent. Powiedział, że może mi pomóc.
Zawarłam z nim umowę. To był najlepszy pomysł!

Jedno zdanie najbardziej przykuło uwagę dziewczyny:

Napisałam do Mabel. Jako jedyna daje radę. Powinna mi zdradzić, co robić!

  Ona i Ellie popełniły podstawowy błąd. Zaufały Mglistemu, który żądał wygórowanej ceny za spełnienie życzenia – duszy. Mabel zrobiła krok w tył, odwróciła wzrok od kartek. Przez chwilę dałaby sobie odciąć rękę, że znalazła się w swojej pracowni. Wszędzie porozrzucane księgi, a ona stoi pośrodku tego chaosu. Sawyer coś ukrywał, a ona oczywiście chciała wiedzieć. Nienawidziła nie wiedzieć. Obserwacja go nic nie dawała. Inni milczeli jak zaklęci. Mężczyzna nigdy nie skrzywdził dziewczyny, chociaż wciągnął ją do niebezpiecznego świata. Dbał, żeby wracała z misji żywa. Nie wysyłał jej do walk, tylko na wykwintne przyjęcia, żeby podsłuchała tajemnice, spróbowała znaleźć coś kompromitującego. Dowiedzieć się, kto miał informacje, których nie powinien mieć. Ukraść księgę lub ważny artefakt, który nie mógł wpaść w ręce nikogo niepowołanego.
  Nie ufała nikomu. Był dla niej dobry, ale podejrzewała go o najgorsze. Chciała się dowiedzieć wszystkiego, tak jakby obawiała się, że stał się zdrajcą i ją okłamywał. Niemożność dowiedzenia się czegokolwiek pchnęła ją za daleko. Kiedy już postanowiła zrobić coś, co w tej chwili uważała za naprawdę głupie, wszystko nagle poszło tak prosto. Zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Zdarzało się, że łapano ją lub próbowano zmusić do mówienia prawdy. Czasami coś strąciła, przez co musiała się chować.
  Kiedy zabierała stare zwoje spod nosa dowódcy, on tego nie widział. Kiedy przeszukiwała spis istot, nikt nie próbował odwieść jej od tego pomysłu. Wszyscy zachowywali się jak marionetki. Nic nie widzieli, nic nie słyszeli. Nikt Mabel nie przeszkadzał. Wtedy się cieszyła, ale teraz chciała płakać.
  Z trwogą przypomniała sobie, że gdy zabrała się za rytuał i narysowała na podłodze istotę z mgły, stworzenie od razu przybyło. Podobno robiło to rzadko, a jednak po chwili pojawiło się przed nią i było chętne do pomocy. Jedyne, czego oczekiwało, to uściśnięcie ręki i obietnica, że mu pomoże, jak tylko dowie się prawdy. Ta prawda ją przeraziła i sprawiła, że uciekła. Przez długi czas wierzyła, że Noxduli są potworami. Najbardziej bała się Sawyera. Zanim uciekła, zobaczyła, jak jego brązowe oczy zmieniają się na czarne, tak samo jak błękitne żyły. Sądziła, że zawarł pakt z najprawdziwszym diabłem. Tak naprawdę to często korzystał z magii, żeby chronić bliskich, a to Mabel zawarła cyrograf.
  W pewnej chwili ją znalazł. Pojawił się u niej w mieszkaniu i pierwsze co zrobił, to spytał:
  – Dlaczego mi nie zaufałaś?
  Jego pełen bólu głos sprawił, że ledwo powstrzymała łzy. W tej chwili również z trudem się opanowywała.
  – Nie wiem. Po prostu bardzo chciałam wiedzieć – szepnęła ze ściśniętym gardłem.
  Podskoczyła, kiedy na górze coś trzasnęło. Odgłos ten wyrwał ją z zamyślenia. W dodatku dopiero teraz zauważyła, że wcześniej, oprócz hałasów z góry, panowała nienaturalna cisza. Okrutne tik-tak starego zegara nagle zaczęło roznosić się po domostwie. Gwałtownie wciągnęła powietrze. Zaklęła cicho pod nosem. On pilnował poczynań Mabel. Czekał na jej ruch. Cienie zniknęły, ewentualnie gdzieś się schowały. Automatycznie podeszła do okien. Dopadała do każdego z nich. Szarpała za rączkę, żeby sprawdzić, czy są dobrze zamknięte. Coś na górze wydawało się robić zupełnie na odwrót. Co chwilę słyszała, że ktoś z impetem je otwiera.
  Ciągle wzdrygała się na te dźwięki. Odgłosy w tym miejscu wydawały się nienaturalnie głośne. Huk otwieranych gwałtownie okien przypominał dźwięk, który wydaje gigantyczny mebel upadający na podłogę, odgłos pękania szyb i trzask, kiedy rozsypywały się na kawałki, brzmiały, jakby ktoś rozrywał niebo. Otwierał dla nich przejścia. Cienie, które wcześniej miotały się wraz z lodowatym wiatrem, mogły już dostać się do środka.
  Wzięła głęboki wdech. Musiała się uspokoić. Jeśli nie chciała, żeby coś rozerwało ją na strzępy, nie mogła stać w miejscu. Wyszła z salonu i błądziła od pomieszczenia do pomieszczenia. Kuchnia, piwnica, pokój, schowek. Z każdej ściany spoglądało na nią tysiące namalowanych oczu.   Widziała w nich drwinę. Ilekroć rozmasowywała skronie, słyszała tylko jedno:
  – Pośpiesz się, musisz zdobyć tę szkatułkę. Co, jeśli nagle przyjdą marionetki?
  Wzdrygnęła się z przerażeniem. Pamiętała moment, kiedy włamała się do rezydencji jednego z obrzydliwe bogatych ludzi. Cicho skradała się po przestronnych korytarzach. Postacie uwiecznione na portretach obserwowały ją z uwagą. Przykucnęła przy drzwiach i ostrożnie zajrzała do jadalni. Nie zwróciła uwagi na rodzinę przy stole, tylko na ludzi, którzy ich obsługiwali. Oczy zasnuwała im czarna błona. Bez słowa sprzeciwu wykonywali wszystko, co im kazano. Potrafili przejść koło niej i w ogóle jej nie zauważyć.
  Obserwowała to długo, aż kukiełka, której nakazano pilnowanie domu, ją zauważyła. Mabel została zamknięta w piwnicy, ale nagle pojawił się jeden z Noxduli i zabrał ją stamtąd. Najbardziej niepokoiło ją to, że jego oczy zakrywała czarna błona. Od tamtej pory z niepokojem obserwowała ludzi. Każdy w otoczeniu Sawyera był mu posłuszny. Pokręciła teraz głową na te wspomnienia. Od tamtej pory drżała przed każdym spotkaniem z nim. To głównie przez ten widok uciekła. W końcu w jednej z ksiąg znalazła informację, że tylko uzyskując moc od Cienistych diabłów, można manipulować ludźmi.
  Cieszyła się wtedy, że tak postąpiła. W końcu mało kto wiedział o Noxduli. Nikt nie mógł ich osądzić, jeśli złamaliby prawo. Gdyby się jej pozbyli, żaden człowiek by o tym nie wiedział. Po prostu zniknęłaby ze świata. Dlatego postanowiła od nich uciec. Przez ten czas dyskutowała z Mglistym, słuchała jego słów, chłonęła je jak gąbka. Przestała dopiero wtedy, gdy dostała zlecenie. Nie znała tego człowieka, ale proponował pomoc. Ochronę przed marionetkami. Jedyne, czego chciał, to żeby znalazła wyjątkowo stare notatki. Ich treść ciągle wracała do umysłu dziewczyny:

  Mgliści wyższego rzędu dają, co chcą, prosząc o duszę. Wysoka cena za coś, co człowiek uważa, że musi osiągnąć.

  Mgliści współpracują z Cienistymi. Ile razy, idąc drogą we mgle, sądziłaś, że coś Cię śledzi? Nikt nie usłyszy Twoich wrzasków.

  Ci, którzy zawarli z nimi pakt, stają się ich kukiełkami. Ludzie mają wrażenie, że przejrzeli urojonych wrogów i zerwali się z ich linek, ale tak naprawdę one dopiero zostały założone.

  Zadrżała, gdy to przeczytała. Ledwo wytoczyła się z miejsca, gdzie znalazła te notatki. Nie pamiętała nawet, jak dotarła do domu. Zamknęła się tam i siedziała. Ruszyła się dopiero, kiedy usłyszała pukanie. Okazało się, że Sawyer jej to zlecił. Nie wiedziała, jak ją znalazł, ale wtedy była wdzięczna.
  Po raz kolejny tego samego dnia w głowie Mabel rozbrzmiały jego słowa: „Dlaczego mi nie zaufałaś?”. To samo mógłby powiedzieć, gdyby przyszedł tutaj. To on miał znaleźć sposób, żeby ją uratować. Tylko Mabel zrobiła to szybciej. Wśród notatek z jego zlecenia natrafiła na jeszcze jedną kartkę, dzięki której zrozumiała swój błąd.

  Istnieją dwie szkatułki. W jednej skrywają się demony, w drugiej Mgliści ukrywają dusze ludzi. Wystarczy otworzyć tę drugą, żeby odzyskać swoją własność.

  Dlatego teraz uderzała w ściany. Gdzieś tutaj musiało znajdować się to przejście. Nie chciała zaglądać na górę, ale im dłużej zostawała na dole, tym głośniejszy robił się zegar. Upominał ją, że czas płynie nieubłaganie. Wzięła głęboki wdech. W końcu stanęła przed schodami, które prowadziły na górę. Ciągle ich unikała. Nawet na nie nie patrzyła, choć w tej chwili właśnie przed nimi tkwiła. Stało na nich wszystko, co możliwe. Nie dało się przejść i Ellie właśnie o to chodziło. Sama dwa lata temu biegała od kąta do kąta, łapiąc wszystko, co mogła. Najpierw kwiatki, które zakończyły żywot pod ciężkimi meblami. Mabel do tej pory pamiętała ból ciała, kiedy z trudem przesuwała jak najcięższe rzeczy na schody, żeby je zablokować.
  Dlaczego Ellie popełniła ten sam błąd co ona? Nie potrafiła tego zrozumieć. Przyjaciółka wydawała jej się rozsądna i zaznajomiona ze wszystkimi mrocznymi rzeczami tego świata. Najpewniej gdzieś na górze jest miejsce, w którym przyzwała bestię. Mabel nie chciała tego robić, ale z drugiej strony wiedziała, że musi się tam dostać. Wzięła głęboki wdech i zaczęła się przedzierać przez przeszkody. Raz źle stanęła i obiła kolano, drugi raz prawie wykręciła kostkę. Za trzecim nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że coś złapało ją za nogę i próbowało z powrotem ściągnąć na dół. Wstrzymywała oddech, kiedy skóra zaczęła ją wręcz palić. Gdy dotarła do połowy schodów, usłyszała śmiech. Jednak kiedy spojrzała za siebie, dostrzegła Cienie. Nie te, które zostały uwięzione w drzewach. Nie Bez Właściciela ani Zbłąkane. One łączyły się ze sobą, tworzyły większą istotę. Przesuwały się ku niej, a ona nie potrafiła ruszyć naprzód.
  Cieniści są tutaj – przemknęło dziewczynie przez myśl.
  Desperacko próbowała uciec. Podążała w górę, ale coś naprawdę ją złapało. Mrok oblepił ją całą. Zamknął widok na świat i wciągnął w swoje wnętrzności. Wylądowała w niebycie. Nie mogła postawić stóp na materialnym podłożu, ręce przenikały mrok, niczego nie łapiąc. Zadrżała, kiedy coś wilgotnego się o nią otarło. Wpatrywała się w pustkę z szeroko otwartymi oczami. Ciemność wirowała wokół niej, czasami tworząc jakiś obraz. Obślizgła bestia zakuta w łańcuchy, ludzie zaganiani przez powykręcane stwory do karmienia ich młodych. Sawyer, który wraz z Ellie służył Cienistym za nosicieli. Obraz ten zaraz się rozpłynął, a w oddali rozległ się trzask drzwi. Gdy z impetem uderzyła w kamienną posadzkę, ogarnął ją piekący ból.
  Automatyczne zamknęła oczy i wsłuchała się w otoczenie. Otaczała ją cisza. Nie znajdowała jednak w niej upodobania jak kiedyś. To był ten typ ciszy, który wisi w powietrzu wtedy, gdy w okolicy czai się niebezpieczeństwo. Nagle otoczyły ją syki, szepty i krzyki. Mieszały się i tworzyły równie nieznośny hałas jak ten panujący w pustce. Siedziała w bezruchu. Obawiała się otworzyć oczy. Sądziła, że kiedy tylko zadrży, coś zaraz do niej dopadnie i przygwoździ ją do ziemi. Cała się spięła, gdy wokół niej rozległ się odgłos kroków.
  Nie chciała patrzeć, a jednak otworzyła oczy. Coś przemykało na granicy wzroku. Nie pozwalało dostrzec się na dłużej niż na kilka sekund. Raz znajdowało się w jednym kącie pokoju, żeby dosłownie po chwili znaleźć się na jego drugim końcu. Było wszędzie i nigdzie. Chociaż zdrowy rozsądek po raz kolejny krzyczał, żeby uciekała, ona próbowała je złapać. Jednak jej ręce grzęzły w czymś lepkim i niewidzialnym, ale na tyle materialnym, żeby mogła zostać przez to unieruchomiona. Mrok nagle zniknął, przez co z impetem wylądowała na kolanach.
  – No proszę, kogo ja widzę. – Oparł się o szafę i przeszył ją wzrokiem. Jego żyły stały się czarne niczym węgiel. Tworzyły siatkę na jego wyjątkowo jasnej skórze. – Myślałem, że nie wrócisz.
  – Jak widzisz, jestem. – Jej głos nieco zadrżał.
  Cienisty. To ich świat – stwierdziła z przerażeniem.
  Cała się napięła. Jeśli to, co widziała w nicości, okazało się prawdą, musiała działać szybko. Pomóc sobie, a następnie innym.
  – Tak, wspaniale, że jesteś. Tęskniłaś? Przyznam, że ja za twoją ciekawością bardzo.
  – Owszem, misja się trochę przedłużyła. Trudno było zdobyć ten artefakt – odparła, chociaż doskonale wiedziała, że nie było żadnego artefaktu.
  Musiała kontynuować kłamstwo Sawyera, żeby nikt nie zorientował się, co narobiła. Musiała je ciągnąć, musiała udawać strach. Jednak nie mogła okazać, dlaczego się trwożyła. Oni dalej muszą myśleć, że bladła na myśl o Noxduli.
  – Trochę się przedłużyła i trudno było zdobyć… Oczywiście. – Prychnął cicho.
  Przestał na nią spoglądać. Wbił wzrok w regał, który znajdował się koło okna. Niedbale odepchnął się od mebla i podszedł do niego. Mabel ostrożnie wstała, cały czas na niego patrząc. Analizowała każdy jego ruch. Gardło dziewczyny coraz mocniej się ściskało. Liczyła, że uwierzył w jej słowa. Zdawała sobie jednak sprawę, że to kłamstwo szybko mogło wyjść na jaw. Wystarczyło tylko jedno odpowiednie pytanie.
  – Pokażesz mi w takim razie ten artefakt? – Nawet na nią nie spojrzał. Przyglądał się grzbietom ksiąg.
  – Nie wzięłam go ze sobą. Ukryłam. Wiesz, ile Cieni Bez Właścicieli się kręci po powierzchni? – Zaśmiała się trochę zbyt nerwowo.
  – Są głodne, i to bardzo. – Przeczesał posiwiałe włosy, a następnie poprawił okulary. – Nie możemy dopuścić do tego, żeby się wydostały.
  – Owszem, w takim razie jaki mamy plan? – spytała nieco zaskoczona. Bawiła się swoimi dłońmi.
  – Och, wyjątkowo prosty. – Spojrzał na nią. Jego niegdyś brązowe oczy całkowicie sczerniały. Przypominał zjawę, demona z koszmarów. – Zniszczyć pewną szkatułkę. Przecież kiedyś ci o tym opowiadałem. Już nie pamiętasz?
  – Miałam wiele spraw na głowie, kiedy próbowałam ukończyć misję. Zapomniałam o tym.
  – Wiele spraw, powiadasz? Zabawy z diabłem okazują się ważniejsze? – Nagle dopadł do niej i chwycił ją za rękę.
  Próbowała się wyrwać. Jednak z każdym ruchem jego uścisk robił się mocniejszy. Spojrzała z otwartymi ustami na jego twarz. Ściskało ją w klatce piersiowej. To gra albo Cienisty pragnął sprawdzić, ile z tego, co mówił Mglisty, okaże się prawdą. Jeśli cokolwiek poszłoby źle, mogła zginąć tu i teraz. Powstrzymywała łzy i ogromną chęć uderzenia go. Łagodne rysy nagle stały się ostre, tak jakby próbował zmodyfikować swój wygląd.
  – Zawiodłaś mnie – wysyczał niczym demon. – Wiązałem z tobą duże nadzieje. Pamiętasz to?
  Nie odpowiedziała, ale oczywiście pamiętała wszystko. Cały ten moment utrwalił się w jej umyśle wyjątkowo dokładnie. Sypialnia Sawyera pogrążona w mroku. Wszędzie walały się księgi, w których szukał najróżniejszych informacji.
  „Wiem, jak powstrzymać Cienistych i podległe im Cienie. Wiem, kto jest największym zagrożeniem. Musimy wszystko zniszczyć. Jesteś moją nadzieją, jesteś najlepsza.”
  Słowa te długo rozbrzmiewały echem w głowie Mabel. Od razu mu uwierzyła i zaufała, chociaż ledwo go wtedy znała. Wystarczyło, że ją docenił, a ona bez namysłu nacięła skórę, tak samo jak on, i uścisnęła jego rękę. Ekscytacja i adrenalina buzowały jej w żyłach. Została wtajemniczona w coś, o czym inni nie wiedzieli. Nawet założyciel stowarzyszenia Noxduli. Była lepsza od niego, a przynajmniej kochała wtedy tak myśleć. Później dostała od diabła puste pochwały.
  – Widzę, że pamiętasz, to dobrze. Pewnie pamiętasz też, o jakiej zasadzie ci mówiłem, prawda?  – Popchnął ją, a ona wylądowała na fotelu, który wcześniej tam nie stał. Stworzył go z cienia.
  Momentalnie się podniosła, ale już nie znajdowała się we wcześniejszym pomieszczeniu. Znowu stała pośrodku sypialni, w której wszędzie leżały księgi. Automatycznie wstrzymała oddech, kiedy drzwi się otworzyły. Sawyer wszedł do środka, czytając jakieś notatki. Podniósł wzrok dopiero wtedy, gdy zaskrzypiało łóżko. Sama tam spojrzała.
  Znalazła się w iluzji. Widziała samą siebie siedzącą z delikatnym uśmiechem. Trzymała na kolanach zeszyt i notowała swoje przemyślenia. Nie zauważyła go wtedy, zbyt podekscytowana wcześniejszymi wydarzeniami. Musiała wszystko zapisać, później jednak spaliła zeszyt, żeby zatrzeć wszelkie dowody.
  – Nie możesz zostawić śladów tej umowy. – Rzucił kartki na biurko. – Gdy dowódca się dowie, będzie źle. Dlatego musisz coś zrobić z tym zeszytem. Ukryć, cokolwiek – stwierdził, skubiąc rękaw koszuli.
  – Sądzisz, że ktoś może to znaleźć? Niby kto? – Zamknęła z cichym trzaskiem zeszyt i przycisnęła go do siebie.
  – Dowódca. On sprawdza pod nieobecność innych ich rzeczy i nie zgodzi się na mój pomysł. Alex sądzi, że ukrywanie artefaktów jest dobrym pomysłem, ale one mogą zostać wykradzione. Ktoś wygłosi zaklęcia, przygotuje i odprawi rytuały, a następnie wykorzysta te przedmioty. W końcu w niektórych ukryte są niebezpieczne istoty. Nie musi wiedzieć, kto je niszczy.
  – Czy ich nagłe zniknięcie nie spowoduje zamieszania? – Spojrzała na niego z uwagą. – W końcu codziennie ktoś sprawdza miejsce, gdzie są przechowywane.
  – Dlatego spotkałem się z dobrym fałszerzem. Fałszywki nie będą miały żadnej mocy. – Usiadł koło niej. – Musimy też znaleźć jedną szkatułkę i ją zniszczyć. Ona jest najważniejsza, ale najpierw to, co mamy.
  Kiwnęła głową. Wszystko wydawało się sensowne. Żaden z Noxduli nie sprawdzał, czy artefakty działały. Przynajmniej nikt oprócz tych zbuntowanych i mrocznych kultystów. Gdyby się okazało, że jakiś nie działa, nikt by im nie uwierzył. W końcu trudno uwierzyć na słowo zdrajcy. Chociaż w jednym mieli rację. Jeden jedyny raz Sawyer się mylił, ale nie chciał się do tego przyznać. Potrafił powiedzieć, że mylił się w innych sprawach, ale nigdy w temacie artefaktów. Tak naprawdę ten najważniejszy przedmiot musiała otworzyć. Wypuścić dusze, by mogły uciec. Cieniści wtedy by ich nie pochłonęli, dzięki czemu nie uzyskaliby wystarczającej mocy, żeby zniszczyć Zasłonę. Głos mężczyzny wyrwał ją z zamyślenia. Brzmiał jeszcze poważniej niż wcześniej:
  – Jest jeszcze jedno. Zasada, której łamać nie wolno. – W jego oczach błysnęła chorobliwa nieufność. – Nie wzywaj Pradawnych Bogów, są fałszywi, oraz nie ufaj nikomu.
  Po tych słowach wszystko się rozmazało, a Mabel znowu wylądowała w pokoju, w którym była wcześniej. Gwałtownie łapała oddech, tak jakby przez cały ten czas go wstrzymywała. Odruchowo złapała się za szyję. W końcu mogła się ruszyć.
  – Złamałaś najważniejszą zasadę i pociągnęłaś za sobą innych.
  Momentalnie wstała i zaczęła się obracać. Nie widziała go. Zagryzła policzek od środka. Drżała, kiedy słyszała szelest jego płaszcza. Nie wiedziała, co robić. Jak się zachować. Czy wypadła na tyle przekonująco, żeby jej nie podejrzewał? Z tego, co wiedziała, oni nie potrafili czytać w myślach ludzi. Powinna czuć się bezpiecznie.
  – Ellie już dostała swoją karę. Teraz pora na ciebie.
  Po tych słowach po prostu zniknął. Jaką karę? Czyżby Ellie próbowała ich przechytrzyć, więc zginęła? Czy to oznaczało, że on wiedział? Nie, oczywiście, że nie. To był po prostu zwykły test. Inaczej od razu by ją zlikwidowali. Potrząsnęła głową. Musiała działać, ale mimo wszystko nie ruszyła się z miejsca. Ledwo powstrzymywała się od biegu, ale wiedziała, że wraz z nim rozpocznie się pościg. Wygłodniałe istoty rzucą się na nią i spróbują ją rozerwać. Wzięła parę wdechów i podeszła do ścian. Zaczęła przesuwać po nich rękoma. Tajemne przejścia, Sawyer kochał je tworzyć, więc jeśli demon chciał go udawać, musiał i to odwzorować.
  Mrok wokół niej się zagęszczał. Mabel miała wrażenie, że stawał się materialny. Cały czas stała przodem do ściany. Sądziła, że za jej plecami tworzyła się paszcza wyposażona w tysiące ostrych zębisk, która zaatakuje, jak tylko na nią spojrzy. Zaczęła tracić nadzieję, że w tym pomieszczeniu znajdzie się jakieś przejście. Na korytarz oczywiście nie chciała wychodzić. Nie miała ochoty karmić sobą tych demonów.
  Przeszukała każdy skrawek pomieszczenia i podłogi. Nic. Zupełnie nic nie znalazła. Schowała twarz w dłoniach. Trwała przez chwilę w bezruchu. To przecież oczywiste, że nie zostawiłby jej w pokoju z innym wyjściem. Musiała wyjść na korytarz. W końcu wyprostowała się, zgięła palce, cicho nimi strzelając, i spojrzała na drzwi. Ten delikatny fragment drewna oddzielał ją od niebezpieczeństwa, a zarazem od artefaktu. W końcu Mglisty powiedział, że gdy spotka Cienistego, to powinna interpretować to jako znak.
  Jeden wdech i po chwili znalazła się na korytarzu. Każda normalna osoba próbowałaby uciec. Mabel jednak szła przed siebie. Powietrze wokół niej wibrowało, a mrok, tak samo jak w pokoju, wydawał się przybierać materialny kształt. Skulona, mrużyła oczy, próbując zobaczyć przed sobą cokolwiek. W oddali coś błysnęło. Później znowu się to stało, a potem znowu, znowu i znowu. Przyspieszyła kroku. Przyciągało ją to jak ćmę wabi światło. Mogła się spalić, tak jak ćma, która za mocno zbliży się do ognia, ale jednak brnęła dalej.
  Im bliżej blasku się znajdowała, tym częściej wracały do niej różne obrazy. To, jak przeciskała się przez wąskie przejścia, żeby zdobyć Pierścień Nocy. Moment, kiedy uciekała przed poszarpanymi zjawami, dzierżąc w ręce Naszyjnik Wiedźm. Od artefaktów biła aura mroku. Ogarniała ją całą i przyciągała inne stworzenia, nawet z innych kultur. Duchy, utopce, które próbowały wciągnąć dziewczynę pod wodę. Zmory o sinych ustach i zapadłych oczach, które wkradały się do domu Mabel i dusiły ją przez sen. Wszystko dlatego, że we wnętrzu tych przedmiotów kryły się demony. Krzyczały, kiedy niszczyła ich schronienia.
  Ten sam wrzask słyszała w tej chwili. One wszystkie się tutaj znajdowały. Zamknięte w drugiej szkatułce, którą powinna ukryć. Cieniści w jednej chowali dusze, w drugiej chroniły się demony. Pierwszą powinna otworzyć, żeby dusze mogły wrócić do właścicieli, a drugą ukryć, żeby Cieniści nie sprzymierzyli się z diabelskimi pomiotami. Szła dalej, a żaden stwór nie próbował jej zaatakować. Nikt koło niej nie przemykał. Żadnego szurania, warczenia czy drapania po ścianach. Nie słyszała też rozmów. Wszyscy się ukryli i czekali na dogodny moment czy może poszli podziwiać fajerwerki? Chociaż domyślała się, że jedynie poddał ją testowi, bała się.
  W końcu kiedy tylko zawarła z Mglistym pakt, dyskretnie przymocował do jej rąk i nóg linki. W odpowiedniej chwili zaczął poruszać nią tak, jak tego chciał. Dostrzegła ten fakt tylko i wyłącznie dzięki Sawyerowi. Była bliska ich zerwania. Jednak obecnie nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że one jeszcze bardziej zaciskały się na jej nadgarstkach. Ledwo powstrzymywała łzy na myśl, że właśnie w tej chwili mógłby szarpnąć za linki, żeby przenieść ją w zupełnie inne miejsce.
  Dlatego też przyspieszyła kroku. Skóra cierpła jej od wrzasków. Już chciała zawrócić, kiedy nagle wyłoniły się przed nią drzwi. Teraz niemal biegła. Układała już w głowie, co powinna zrobić, gdy dojdzie na miejsce. W jaki sposób unieszkodliwić strażników, jak otworzy drzwi, co zrobi w środku. Plan szybki, wyjątkowo niechlujny, ale powinna dać radę, zanim zostanie złapana. Schowała się za dużym meblem, którego się tutaj nie spodziewała, i przykucnęła. Ze zwycięskim uśmiechem obserwowała drzwi. Zacisnęła dłonie w pięści i przeczekała minutę, dwie, pięć.
  Mrok nagle zniknął. Straż nie stała przy wejściu. Niepewnie wypełzła z kryjówki. Wyciągnęła ręce w stronę drzwi, ale się zawahała. Zastygła w bezruchu i nasłuchiwała. Nikt nie szedł, została całkowicie sama. Zaczęła wierzyć, że faktycznie wybiła już północ i wszyscy poszli podziwiać nadejście Nowego Roku. Przygryzła policzek i pchnęła ciężkie skrzydło. Ustąpiło z trudem, ale wpuściło ją do środka.
  – Idzie za łatwo, zdecydowanie za łatwo – szepnęła, dokładnie się rozglądając.
  Na podłodze stały świeczki, które rozpraszały mrok. Ich płomienie tańczyły, gdy koło nich przechodziła. Cienie – tylko nie potrafiła stwierdzić, czy były one zwyczajne czy magiczne – igrały pomiędzy regałami. Półki ze starymi księgami tworzyły gigantyczny labirynt. Wydobywały się z niego potępieńcze jęki, przez co przystanęła, niepewna co robić.
  Wszystko krzyczało w niej, że powinna uciekać. Spojrzała na drzwi. Już chciała robić krok w tamtą stronę, ale zatrzymała się, gdy tylko zobaczyła ten błysk.
  – Obiecałaś! – wysyczało do jej ucha. – Chyba nie chcesz, żeby nasz przyjaciel się na tobie zawiódł?
  Momentalnie podskoczyła, ale się nie odwróciła. Pewnie i tak by go nie zobaczyła. Przymknęła na chwilę oczy i odliczyła do 10. Otworzyła oczy i wbiła wzrok w labirynt. Dłoń, którą uścisnęła Mglistą łapę, paliła ją. Bolesne przypomnienie, że zawarła pakt. Dalej była związana z diabłem. Musiała wykorzystać szansę, żeby złamać umowę. Dlatego powinna się spieszyć. Dopóki nikt nie próbował jej powstrzymać. Może i szło za łatwo, ale oni po prostu tego chcieli i wierzyli, że nie zamierzała ich zdradzić.
  Weszła do labiryntu nieco pewniejszym krokiem. Wyczuwała moc, która ciągnęła ją w kolejne korytarze. Im dalej się zapuszczała, tym mniej świec dawało blask. W końcu znowu otoczyła ją zdradziecka ciemność. Powietrze zaczęło cuchnąć. Krzyki momentalnie się nasiliły. Siarczyste przekleństwa i żałosne nawoływanie swojego piekielnego władcy. Z każdą chwilą kuliła się coraz bardziej, krzywiła się, kiedy coś otarło się o jej nogę. Mabel zaczęła sądzić, że popełniła błąd. To miejsce przypominało piekło, a ona szła coraz dalej z własnej woli. Znowu nawiedziła ją jedna myśl: Co, jeśli oni wiedzą?
  Jednak szybko ją odrzuciła. Zabiliby ją na miejscu. W końcu gdyby wiedzieli, że nie chce im tego przynieść, wpadliby we wściekłość.
  – Diabły i wszelkie demony są ojcami kłamstwa. One ciągle kłamią.
  Zadrżała. Zrobiła krok w tył. Rozglądała się, ale zupełnie nikogo nie zobaczyła. Znajdowała się w ciemnościach, a to oznaczało, że Cieniści mogli ją obserwować. W końcu potrafili podszywać się pod innych. Skoro raz jeden z nich udawał Sawyera, mógłby zrobić to ponownie. Zacisnęła dłonie w pięści, chciała iść dalej, ale nie ruszyła się z miejsca. Wsłuchiwała się w otoczenie. Stworzenia mroku sapały, wdeptywały w kałuże krwi, wydając chlupoczący odgłos. Pomrukiwały cały czas. Niekiedy radośnie, kiedy indziej ostrzegawczo, tak jak teraz, gdy stała w miejscu.
  – Są dwie szkatułki, o czym już wiesz. Jeśli wypuścisz dusze, oni mogą je z łatwością złapać. Nie bądź uparta.
  Krew szumiała dziewczynie w uszach. Ciało drętwiało tak, jakby wpadła do lodowatej wody. Natrafiła na opór. Nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że coś wzniosło wokół niej niewidzialny mur. Miotała się, uderzając rękoma powietrze. Parła naprzód, a kiedy wyczuła, że opór lekko zelżał, ruszyła dalej. W końcu całkowicie odpuścił. Znowu wylądowała na podłodze, co doprowadziło do wybuchu śmiechu gdzieś w oddali.
  – Czasami warto posłuchać kogoś innego.
  – Znalazłam to w tych notatkach! Wiem, co robię!
  – Czyżby?
  Przygryzła wargę. Serce znowu przyspieszyło. Biło tak mocno, że słyszała tylko je. Znowu zwątpiła. W oddali mignęła jej postać. Dałaby sobie rękę odciąć, że zobaczyła pogodnego mężczyznę, który zawsze służył radą, nie bestię o czarnych oczach. Spojrzała za siebie i trwała tak przez parę sekund, potem spuściła wzrok na ziemię. Smród, który do tej pory wyczuwała, ustąpił nagle zapachowi starych ksiąg.
  Przymknęła oczy i wdychała ten zapach. Tak charakterystyczny dla biura Sawyera, gdzie chowała się przed światem. Niemal uwierzyła, że znowu tam siedzi i przekłada pożółkłe kartki. Jedynie fakt, że zniecierpliwione stwory ocierały się o nią, nie pozwalał Mabel w to uwierzyć. Niektóre, chcąc przywrócić ją do rzeczywistości, ogromnymi pazurami rozorały skórę dziewczyny. Momentalnie otworzyła oczy. Wstała tak gwałtownie, że zatoczyła się i wpadła na trzeszczący regał.
  – Oni doskonale wiedzą, co planujesz, i jest im to na rękę. Dlaczego nie potrafisz mi zaufać? Dlaczego nigdy nikomu nie ufasz?
  Mabel w końcu ruszyła przed siebie. W umyśle ciągle słyszała powtarzające się słowo: Kłamstwo! Nie wierzyła, żeby mówił do niej Sawyer. Oni go udawali. Widziała wiele razy, jak Cienie Bez Właścicieli imitowały ludzi. Z gorszym skutkiem niż Cieniści, ale jednak jakoś to robili. Zbłąkane Cienie również miały taką zdolność, tylko mocno ograniczoną. Starała się o tym już nie myśleć. Brnęła przed siebie i próbowała skupić się na tym, co działo się tu i teraz. Stwory pomrukiwały z radością. Krzyki wydawały się cichsze. Znajdowała się coraz bliżej odpowiedniej szkatułki.
  Po jakichś dwóch minutach wyszła z labiryntu, przeszła przez drzwi, które nagle się przed nią ukazały, i znalazła się w innym pomieszczeniu. Znowu pojawiły się zapalone świece rozstawione wokół stołu. Znajdował się na samym środku, a mała szkatułka stała na nim. Złota, ozdobiona czaszkami. Szkatułka przetrzymująca skradzione i sprzedane dusze. Moment, kiedy mogła uratować siebie. To był jedyny sposób. Mabel udało się to odkryć. Była najlepsza w zakradaniu się i tworzeniu planów. Zawsze wychodziła z kłopotów obronną ręką, więc z tego bagna również mogła wyjść.
  – Czy ty naprawdę nie potrafisz nauczyć się na swoich błędach?!
  Podskoczyła, kiedy usłyszała jego krzyk. Tak blisko, a zarazem tak daleko. Stała w miejscu, chociaż coś wręcz pchało ją do tego przedmiotu. Z drugiej strony słyszała ciche „Proszę”. Rozejrzała się wokół. W mrocznym kącie ktoś stał. Od razu rozpoznała jego sylwetkę. Sawyer wyciągnął do Mabel poranioną rękę. Jego ubrania były rozdarte, a z ran, które dostrzegła, sączyła się krew. To, co widziała w pustce, okazało się prawdą. Mężczyzna wyszedł z mroku. Patrzył na nią z troską. Mabel nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że mówił: „Uciekaj, znajdziemy inny sposób”.
  Chciałaby w to wierzyć. Jednak wiedziała, że to kłamstwo. Został przez nich uwięziony, a ona musiała mu pomóc. Po prostu stworzono dla niej iluzję, żeby ten ostatni raz ją sprawdzić. Już nie dbała, czy zda test. Doszła aż tutaj, więc bez problemu mogła dokończyć to, co zaczęła.
  Lewa ręka znowu ją zapiekła. Pokręciła tylko głową i się wycofała. Nie pamiętała, kiedy otworzyła szkatułkę. Ostrość umysłu wróciła Mabel dopiero wtedy, gdy wszystko zasnuła gęsta mgła. Gdzieś w oddali słyszała, że ktoś się śmiał, inni krzyczeli z przerażenia lub płakali. Pomieszczenie zniknęło, a szkatułka obróciła się w proch. Kłamstwo. To nie szkatułka z ludzkimi duszami. Za sobą usłyszała ciche sapnięcie, a  następnie kpiący śmiech.
  – Ufasz tylko sobie i temu, co sama znajdziesz. Nie potrafisz zawierzyć innym. Sądziłaś, że dasz radę przechytrzyć diabły? Kochana, my jesteśmy ojcami kłamstwa.‎


Autorka: Paula Rumanowska
Grafika: Rafał Zając