­‎‌ ‎‌ ­­‎‌ Groby naszych bliskich i innych zmarłych. Czasami widzę je i zastanawiam się nad sensem życia. Król, prezydent, żebrak, milioner, kasjerka, piłkarz, pisarz, pielęgniarka, dyrektor firmy farmaceutycznej, ksiądz – wszyscy kiedyś skończymy w jakiejś nędznej dziurze, otoczeni drewnianym pudłem. Co z tego, że będziemy mieli pieniądze, szczęście, dobre oceny albo awanse. Czy po śmierci to będzie ważne? Jeśli spotka nas nieszczęście w postaci nieuleczalnej choroby, czy te wszystkie rzeczy będą istotne? Nie. Oczywiście, że nie. Jednak czy to oznacza, że nie mamy cieszyć się życiem, póki możemy?

***

‎‌ ‎‌ ­­‎‌ ­‎‌ ­Andrzej postanowił zorganizować zabawę halloweenową w swoim domu na obrzeżach Opola. Jego rodzice akurat wyjechali do swoich przyjaciół, więc miał go całego do dyspozycji. Dostał jednak warunek – musi znaleźć przynajmniej 15 minut wśród swoich zajęć i pomóc babci w sprzątaniu grobu dziadka, który zmarł miesiąc temu na raka. Zgodził się, nie miał innego wyjścia. Jednak wizja zabawy i rozmów sprawiała, że chciał jak najszybciej to zrobić, by tylko nie sprawić przykrości babci i mieć jeszcze czas na przygotowanie rzeczy na zabawę. Co prawda każdy z gości miał przynieść coś swojego, lecz byłoby to dosyć bezmyślne, gdyby on jako gospodarz nie był przygotowany.
‎‌ ‎‌ ­­‎‌ ­‎‌ ­Ten dzień nie był zbyt przyjemny, nawet mimo panującej ciepłej jesieni. Chmury cały czas przykrywały niebo, a deszcz niewątpliwie wisiał na włosku. Andrzejowi wszystko to wydawało się jakieś dziwne i nietypowe. Ale niestety, warunek to warunek. Założył kurtkę, wziął ze sobą wiadro oraz dwie szmaty i – jak obiecał babci – ruszył na cmentarz.
‎‌ ­‎‌ ‎‌ ­­‎‌ ­W trakcie jazdy chciał włączyć sobie radio – głośna muzyka zawsze była towarzyszem jego wojaży samochodowych. Jednak coś tu nie grało. Zamiast piosenek słychać było niemiłosierny szum, a głos osoby, która prowadziła audycję, brzmiał jak krzyk z piekła rodem. Przełączył na inną radiostację. Dalej to samo. Następna, kolejna i jeszcze jedna – żadna stacja nie odbierała sygnału.
– Co tu się dzieje…? – powiedział do siebie. Wyłączył radio.

***

‎‌ ­‎‌ ­‎‌ ­‎‌ ­Cmentarz zawsze kojarzył mu się z symbolem pewnego zakończenia. Jak to mówił, każdy może robić wszystko: wyjeżdżać, mieć mnóstwo zainteresowań, posiadać pieniądze. I tak wszyscy tutaj skończą.
‎‌ ­‎‌ ­‎‌ ­‎‌ ­Przywitał się z babcią i wziął się do roboty. Towarzyszyło mu jednak dziwne uczucie w żołądku. Nie, to nie była ekscytacja na myśl o zbliżającej się imprezie. Nie była to też chęć ucieczki od pracy. Wyczuwał jakieś wibracje. Tylko skąd?
‎‌ ­‎‌‎‌ ­ ­‎‌ ­Poczuł, jakby zimna dłoń kładła się na jego biodrach. Spojrzał odruchowo w kierunku jednego z wyjść z cmentarza. Był tam jakiś starszy mężczyzna odwrócony do niego plecami.

***

‎‌ ­‎‌‎‌ ­ ­‎‌ ­Po wykonaniu pracy na grobie swojego dziadka Andrzej wrócił do domu i czekał tylko na swoich przyjaciół i kolegów. Przed imprezą zawsze towarzyszyła mu atmosfera pewnego rodzaju niecierpliwości i stresu. Czy gościom się będzie podobało? Nie wiadomo – póki nie przyjdą, nie będzie można odpowiedzieć na to pytanie. Czy zabawa będzie świetna? Tego też nie wiedział. Czekał. Cierpliwie czekał. Na tę chwilę tylko to mógł zrobić.
‎‌ ­‎‌ ‎‌ ­­‎‌ ­Nagle w jego głowie pojawił się dziadek. Tak, ten sam dziadek, który zmarł, gdy zaczynał nowy rok akademicki. Nigdy nie będzie mógł z dumą patrzeć, jak Andrzej kończy studia. Złapały go wyrzuty sumienia. Czy naprawdę powinien się bawić? Teraz, w tym momencie?
‎‌ ‎‌ ­­‎‌ ­‎‌ ­Zadzwoniła Magdalena. Odebrał telefon. Drżały mu ręce, choć nie wiedział dlaczego. Może to przez te wszystkie bądź co bądź absurdalne myśli?
– Halo – powiedział do słuchawki.
– Nie przyjdę na imprezę. Jestem chora – odpowiedziała.
– Szkoda.
– Wiktor miał wypadek. Napisał do mnie. Jest w szpitalu.
– Co się stało? Wszystko z nim w porządku?
– Nie wiem… Napisał do mnie, że mam Cię poinformować. Sarna wbiegła mu przed samochód.
– Tak… dziwne. – Ogarnęło go przeczucie, że coś tu jest nie tak. – W porządku, skoro tak. Czyli… przyjdą tylko trzy osoby?
– Nie wiem, trudno mi powiedzieć coś na ten temat.
– Nie… Nie ma mowy. Odwołuję to. Albo wszyscy, albo nikt.
– Nie, bawcie się.
– Nie wiem, czy… – urwał. – Nie, dobra. To nieistotne.
– Dobrze się czujesz?
– Tak szczerze to nie mam pojęcia.
‎‌ ­‎‌ ‎‌ ­­‎‌ ­Andrzej zamarł na chwilę. Poczuł, jakby ktoś dotykał go po skroni. Jakby zimne dłonie pokrywały stopniowo jego plecy. Dziadek? Nie, to niemożliwe. To nie miało prawa się wydarzyć. Coś powoli łapało go za brzuch i, nie śpiesząc się, obejmowało inne obszary jego ciała.
– Coś się dzieje? – spytała koleżanka, która wciąż była na linii.
– Nie, nie. Nic takiego – skłamał. Był bardzo sztywny.
– No dobra, niech Ci będzie – odpowiedziała z powątpiewaniem. – Cóż, poczekaj na innych i bawcie się dobrze.
– W porządku, poczekam. Ale nie obiecuję, że… – W tym samym momencie usłyszał, jak coś spadło.
– Co się stało? Słyszałam coś.
– To było coś na strychu. Spokojnie… To nic takiego. Pewnie jakieś pudło. Mój tata był tam rano i pewnie coś zmajstrował.
– Idź sprawdzić. Może to coś poważnego.
– Na strychu? Błagam Cię. – Coś spadło po raz drugi. Andrzej zastanawiał się, o co tu chodzi. Trzeci raz usłyszał ten sam dźwięk. Brzmiało to jak spadająca deska.
– Niedobrze – powiedział głośno. – Idę to sprawdzić.
‎‌ ­‎‌‎‌ ­ ­‎‌ ­Rozłączył się, ale szybko zdał sobie sprawę z tego, że w obecnej sytuacji raczej wolałby mieć kogoś blisko siebie. Chciałby mieć towarzysza, ale w tym momencie musiał przede wszystkim zadać sobie pytanie, co tu się dzieje? Trudno na to odpowiedzieć. Nie miał wyjścia, musiał sam się przekonać. Wszedł po schodach na samą górę. Chciał włączyć światło – nie działało. Nic tu nie miało sensu.
‎‌ ‎‌ ­­‎‌ ­‎‌ ­Otworzył klapę, która prowadziła na strych. Od razu zauważył, że było tam ciemno. Za ciemno. Znowu spróbował włączyć światło. Pomyślał, że może przeoczył właściwy włącznik, odnalazł go i spróbował ponownie. Nie, dalej nie działało. Nic nie działało. Mimo to musiał sprawdzić, co dzieje się na strychu.
‎‌ ­‎‌ ‎‌ ­­‎‌ ­Coś poleciało. Tak jakby ktoś chciał w niego czymś rzucić. Nic tu nie miało sensu. Kimkolwiek był ten ktoś znajdujący się na strychu, zdecydowanie nie chciał jego obecności w tamtym miejscu. To nie zachęcało do tego, żeby wchodzić na górę, ale Andrzej musiał to sprawdzić, choć nie spodziewał się niczego dobrego. Powolnym krokiem ruszył w głąb pomieszczenia. Coś tam było.
‎‌ ­‎‌ ­‎‌ ‎‌ ­­Napięcie sięgało zenitu, przecież mogło się zdarzyć coś, co sprawiłoby, że nic już nie będzie takie samo. Tylko… na strychu? To irracjonalne. Nic tu nie ma sensu.
‎‌ ­‎‌‎‌ ­ ­‎‌ ­W salonie zadzwonił telefon stacjonarny. W tym momencie mało go to obchodziło.
‎‌ ‎‌ ­­‎‌ ­‎‌ ­Dopiero teraz coś do niego dotarło. Dziadek bardzo lubił to miejsce. Przede wszystkim dlatego, że tam znajdował się jego prowizoryczny stół do sklejania modeli, które było jego hobby. Dlaczego akurat tam? Nigdy nie wytłumaczył tego Andrzejowi. Chłopak miał jakieś domysły na ten temat, ale w gruncie rzeczy wydawało mu się to czymś naturalnym, bez drugiego dna.
‎‌ ­‎‌ ­‎‌‎‌ ­ ­Zobaczył człowieka odwróconego do niego plecami. Kim on był? Czy to…? Co to ma znaczyć?
– Kim Pan jest? – spytał drżącym głosem.
– Jestem Twoim dziadkiem. Nie poznajesz mnie?
– Stoisz plecami do mnie – odparł Andrzej.
Mężczyzna odwrócił się. Twarz typowego staruszka. Tak, Andrzej rozpoznał go – to był jego dziadek.
– Co Ty tu robisz? – spytał przerażony. Nie sądził, by to był odpowiedni moment na wycofanie się. Co to, to nie. Nie powinien był nawet tutaj wchodzić. Ale teraz było już za późno.
– Przyszedłem po Ciebie.
– Jesteś duchem, dziadek. Nie chcę, by…
– To wszystko jest dziwne… Wiesz o tym. Dziś ludzie nie chcą dopuszczać do siebie myśli, że zmarli są częścią ich życia.
– O czym Ty mówisz?
– Jutro jest mój dzień, a Ty masz czelność bawić się?
– Jeszcze nikt nie przyszedł.
– Ale masz zamiar zorganizować imprezę.
– I co z tego, nie zabronisz mi.
– Halloween. Wiesz, co to jest? – zapytał dziadek takim głosem, że Andrzeja przeszył dreszcz.
– Wiem, jakie miałeś podejście do tego święta. Przez całe życie słyszałem od Ciebie tylko i wyłącznie krytykę.
– Krytykę? – spytał.
– Tak. Krytykowałeś mnie cały czas. – Andrzej chciał coś jeszcze dodać, ale powstrzymał się.
– Nie walcz ze mną. I tak Ci się nie uda. Twój przyjaciel już ze mną przegrał, rozumiesz?
– Jak to…
– Kontroluję wszystko, co tu się dzieje. Chciałeś się bawić. Nie chciałeś choćby chwili zadumy…
– Ja przecież… – Andrzej chciał mu powiedzieć, że był na cmentarzu. Ale czy on, rzekomy duch, nie powinien tego wiedzieć?
– Co wybierasz? Zabawę ze śmiercią czy pogodzenie się z nią?
– Słucham?
‎‌ ­‎‌‎‌ ­ ­‎‌ ­Andrzej postanowił wyjść i skończyć tę dziwną rozmowę. Gdy już zaczynał schodzić ze schodów, zaatakował go bardzo mocny kaszel. Ale nie przestawał iść. Uznał, że nie może się teraz zatrzymać. Nic tu nie miało sensu.
‎‌ ­‎‌ ‎‌ ­­‎‌ ­Był już na pierwszym piętrze i zamknął klapę w suficie. Wiedział bardzo dobrze, że coś się tu dzieje. Włączył telefon. Na strychu był prawie pół godziny. Całkiem długo, ale cóż… Nie miał innej możliwości. To, co robił… było irracjonalne. Teraz żałował, że dał się w to wciągnąć.  To wszystko nie wydawało mu się normalne.
‎‌ ­‎‌‎‌ ­ ­‎‌ ­Okazało się, że wszyscy napisali do niego, że dziś nie mogą przyjść. Ogarnął go dziwny dreszcz. Jakim cudem to się stało? To… aż niewiarygodne. Dziadek spełnił chyba swoje postanowienie. Nie, pomyślał, to niemożliwe. Zadzwonił do kogoś. Wiedział bardzo dobrze, o co w tym wszystkim chodzi. To gra. Gra losu… Gra jego dziadka. Tylko co chciał osiągnąć? Nic tu nie ma sensu.
– Hej, Igor. Będziesz?
– Nie…
– Dlaczego?
– Coś nagłego.
– Że jak?
– Naprawdę, coś nagłego – powiedział Igor. – Nie przejmuj się.
– Wiem, ale… to bardzo dziwne, że wszyscy…
– Nie wiem, jak to wyjaśnić. Wiem jedno… Raczej każdy z nich ma swoje powody. Spokojnie.
– A Ty?
– Ja? Ja miałem wizytę lekarską. Wybacz, że…
– Słuchaj, ale…
– Wiem, przepraszam, że dopiero teraz to słyszysz.
‎‌ ‎‌‎‌ ­ ­­‎‌­‎‌ ­Poczuł znowu znajome uczucie. Coś go dotykało… Nie miał pojęcia co… Nic tu nie miało sensu.
‎‌ ­‎‌‎‌‎‌  ­ ­W tym momencie jego kolega rozłączył się.
– Wybieraj. Życie czy śmierć? Śmierć zawsze wygra. Czy tego chcesz, czy nie…
– Nie wiem, kim Ty jesteś. Ale nie chcę z Tobą rozmawiać. Nie chcesz, by…
– I tak z Tobą wygram.
‎‌ ­‎‌ ‎‌ ­­‎‌ ­Obudził się 1 listopada. Okazało się, że to był tylko zły sen.


Autor: Mateusz Gruchot
Grafika: Rafał Zając