Kiedyś student fizyki na Uniwersytecie Opolskim, dzisiaj Prezes Zarządu Exelmedia sp. z o.o. Założył Agencję Marketingu Internetowego Exelmedia, powołał do życia Fundację ePolak i uruchomił internetowy MagazynSEM. Jak sam mówi, nie poszedłby ponownie na studia, ponieważ ten czas mógł wykorzystać inaczej. Poznajcie Marcina Atamańczuka – człowieka, którego pasją jest marketing internetowy.

Studiował Pan fizykę na Uniwersytecie Opolskim. Dlaczego akurat ten kierunek?

Wybrałem ten kierunek, ponieważ chciałem udowodnić sobie i innym, że matematyka będzie przedmiotem, który zrozumiem i który “zaliczę w stu procentach”. Chciałem iść na astronomię, ale się nie udało, gdyż na egzaminie była astronomia, fizyka i matematyka. Astronomię zaliczyłem na pięć, fizykę – z tego co pamiętam – na cztery, a na matematyce poległem, przez co nie dostałem się ostatecznie na astronomię. Właśnie dlatego spróbowałem swoich sił na fizyce, gdzie matematyka jest właściwie na co dzień. Jak to mówią – bez matematyki fizyka nie istnieje. Tak właśnie przetrwałem pięć lat na fizyce doświadczalnej, a później jeszcze jeden rok na fizyce medycznej – gdyż była ona moją drugą specjalizacją.

Jednak pracuje Pan w innej branży. Skąd to zamiłowanie do e-biznesu?

Wynika to przede wszystkim z moich indywidualnych potrzeb, jak i z własnych zainteresowań. W czasach, kiedy studiowałem, marketing internetowy był w ogóle tematem nieznanym. Po otrzymaniu dyplomu poszedłem do pracy w Nowej Trybunie Opolskiej.  Pracowałem jako analityk reklamy prasowej. Internet wtedy nie był znany na tak szeroką skalę, na jaką znany jest obecnie. Sama gazeta nie wchodziła jeszcze w Internet jak teraz, ale pierwsze zmiany już wtedy były zauważalne. Indywidualnie zacząłem rozwijać ten temat, przeczuwając wewnętrznie, że w przyszłości będzie to dla mnie wiele znaczyło. Tak naprawdę całą wiedzę, jaką obecnie posiadam, zawdzięczam jedynie samodzielnej nauce. Studia, jakie ukończyłem, nie przyniosły mi wiedzy teoretycznej, a tym bardziej praktycznej z zakresu marketingu internetowego. Z perspektywy czasu myślę, że nie poszedłbym ponownie na studia, gdyż bazując na moim przykładzie – czas spędzony na studiach mogłem spożytkować zupełnie inaczej. Mimo wszystko, studia dały mi wiedzę analityczną, ale tylko i wyłącznie dlatego, iż były to studia ścisłe. Zgaduję, że gdybym zdecydował się na pedagogikę czy inny humanistyczny kierunek, który byłby zdecydowanie mniej praktyczny, a przy tym logiczny – to byłoby gorzej.

Jak Pan wspomina czas studiowania?

Czas studiowania wspominam bardzo dobrze. Było to aż sześć lat, które spędziłem na Uniwersytecie, lecz patrząc na to wszystko z obecnej perspektywy – czas ten mogłem spożytkować zupełnie inaczej. Gdybym wcześniej zaczął swoją karierę w pracy etatowej, a później w karierze przedsiębiorcy czy biznesmena… Kto wie, może byłbym dzisiaj te sześć lat do przodu? – w biznesie czy “na etacie” to bardzo dużo czasu.

Ale jest coś wartościowego, co dały Panu studia?

Oczywiście, że tak. Fizyka to przede wszystkim logika, doświadczenia i analityczne myślenie. Zawsze lubiłem czytać, dlatego zdobywanie wiedzy praktykowałem we własnym zakresie poza zajęciami. Dało to mi podstawę do tego, iż obecnie sam mogę rozwiązywać problemy biznesowe. Zawsze podchodzę do sprawy analitycznie, nie bazując na zasadzie, że “jakoś się uda”. To właśnie było największą wartością moich studiów.

W 2008 roku założył Pan firmę Exelmedia. Skąd pomysł na własny biznes?

Po studiach rozpocząłem pracę w NTO, w której spędziłem trzy lata. Nauczyłem się tam przede wszystkim pracy etatowej, pracy w – kolokwialnie mówiąc – mini korporacji. W ramach ciekawostki, NTO w tamtych czasach tworzyła właśnie strukturę korporacyjną. Wszystkie te struktury dotyczyły również mojej osoby, co kompletnie mi nie pasowało i właśnie dlatego odszedłem z Trybuny. Drugim czynnikiem, jaki skłonił mnie do odejścia, było to, iż zawsze, z własnej, nieprzymuszonej woli robiłem stosunkowo więcej, niż ode mnie wymagano. Sam zdobywałem wiedzę w danej dziedzinie, czego przykładem było doskonałe opanowanie przeze mnie Excela. Kiedy rozpoczynałem pracę, miałem o nim pojęcie zerowe. W przeciągu pół roku pracy o Excelu wiedziałem więcej niż najlepsza osoba w firmie. Zawdzięczam to tak naprawdę swojej ciężkiej pracy – lekturze książek, ćwiczeniom, samokształceniu. Właśnie wtedy doszedłem do wniosku, że nie warto pracować u kogoś, jeśli dużo czasu na pracę poświęcam również po godzinach. Warto zrobić coś swojego, co będzie tylko moje i będzie miało swoją niepodważalną wartość.

Początki były trudne?

Początki zawsze bywają trudne, gdyż w biznesie jest trudno. Biznes to wbrew pozorom nie jest łatwa sprawa. Uważam, że żeby biznes się udał, trzeba być wytrwałym i działać z pasją. Nie można też bać się porażek. Jeżeli jednak człowiek wie, gdzie chce dojść, ma swój cel, plan czy wizję, której się trzyma, to jest o wiele łatwiej. Dzięki takiemu myśleniu – dzisiaj jestem tu, gdzie jestem.

Proszę krótko powiedzieć, czym zajmuje się Exelmedia?

Pierwszym filarem Exelmedia jest Agencja Marketingu Internetowego dla partnerów zewnętrznych. Nastawiamy się głównie na e-commerce, czyli współpracę z firmami, które posiadają swoje sklepy internetowe lub chciałyby je założyć. Właśnie dla takich firm tworzymy sklepy, a następnie promujemy je na różnych etapach. Wykonujemy pozycjonowanie, płatną reklamę, promocję w mediach społecznościowych, czy jakiekolwiek inne zabiegi marketingowe, które mają przynieść ruch w takim sklepie internetowym. W efekcie końcowym ma to oczywiście wpływać na sprzedaż. Drugim filarem, na którym się opieramy, są nasze autorskie sklepy internetowe. W tej chwili zarządzamy kilkoma sklepami internetowymi w zupełnie różnych branżach. Zaczęliśmy ze sklepem dla małych dzieci w wieku od zera do trzech lat. Mówię tutaj o Amedu.pl. Jest to nasz pierwszy sklep, z którym wystartowaliśmy rok temu. Na chwilę obecną sklep zarabia sam na siebie i generuje coraz większe obroty. Idąc za ciosem założyliśmy kolejne sklepy, takie jak np. sklep z kartonami i opakowaniami EcoPako.com czy sklep dla branży gastronomicznej Akure.pl. Kolejne sklepy są w fazie wdrażania, tak więc pracy jest sporo. Naszym trzecim filarem, zupełnie start-upowym, jest tworzenie gier i aplikacji mobilnych. Jest to nasz najbardziej eksperymentalny projekt. Obecnie próbujemy zaistnieć na rynku międzynarodowym z dwoma tytułami, gdyż nigdy nie ograniczamy się tylko do terytorium Polski.

W 2015 roku została powołana Fundacja ePolak, która wspiera m.in. start-upy. Jednym z celów fundacji jest kształcenie przyszłych specjalistów. Organizujecie jakieś szkolenia, warsztaty?

Fundacja ePolak w pierwotnych założeniach miała wspierać właśnie start-upy oraz studentów w zdobywaniu wiedzy na temat marketingu internetowego. Marketerów na polskim rynku aktualnie brakuje i będzie brakować ich jeszcze bardziej. Uczelnie nie kształcą takich ludzi, bo nawet jeśli już otwierają jakiś modny kierunek „marketingu internetowego”, to nie posiadają w pełni wykwalifikowanej kadry, mającej adekwatne doświadczenie. Uważam, że obecnie sporym problemem jest fakt, że na studiach nie uczą doświadczeni ludzie, którzy w marketingu internetowym siedzą dziesięć, dwadzieścia lat i faktycznie mogliby przekazać studentom wiedzę zdobytą w praktyce, na przestrzeni lat. Moim zdaniem w przyszłości marketing internetowy będzie obecny w każdej firmie i na pewno będą tworzyć się takie działy, gdzie marketerzy internetowi będą potrzebni. Dlatego też naszym głównym celem jest szerzenie wiedzy o marketingu internetowym. Pomagamy studentom, uczniom, firmom, start-upom, fundacjom i stowarzyszeniom. Dla NGO (organizacje pozarządowe – red.) mamy specjalny program: Google Ad Grant. Jako Fundacja epolak.org pomagamy w zdobyciu tego grantu, a później w jego obsłudze. W bieżącym roku planujemy wystartować z Akademią Marketingu dla studentów, szczegóły wkrótce znajdziecie na epolak.org.

Czyli tak jak Pan powiedział na szkoleniu w Akademickim Centrum Karier, nie zabraknie pracy w marketingu internetowym?

Myślę, że oprócz informatyków, których jest deficyt na rynku, to właśnie marketing internetowy będzie przyszłościowym kierunkiem. Ilość informacji, jaka jest codziennie kreowana w Internecie, tak naprawdę przerasta każdego z nas. Tworzy się coraz więcej serwisów, wszystko bardzo szybko się rozwija – ktoś to musi kontrolować i tym zarządzać.

Ostatnio na zajęciach wykładowca powiedział, że marketing internetowy jest podstawowym marketingiem w naszych czasach.

Miał całkowitą rację. W tym dużym koncepcie marketingu internetowego skupia się wiele rzeczy. Początkiem jest wizja. Później nabiera ona kształtu serwisu internetowego, który chcemy pokazać jak największej ilości osób. Jeżeli produkt ten będzie dobry, z pewnością przyniesie korzyści firmie.

A są jakieś kierunki, które warto studiować, żeby pracować w marketingu?

Jeżeli chce się studiować, to naprawdę warto to dokładnie przemyśleć, przeanalizować dany kierunek, żeby nie zmarnować pięciu lat swojego życia dla tzw. “papierka”. Moim zdaniem kierunki techniczne są lepszym rozwiązaniem niż kierunki humanistyczne. Warto być interdyscyplinarnym, czyli wybrać kierunek, który czerpie z wielu branż i źródeł, bo w marketingu internetowym ta zależność jest bardzo ważna. Wiedza ta jest niestety na tyle obszerna, że z pewnością nie starczy nam życia, by zgłębić wszystko.

W Internecie na temat Pana inicjatyw są same pochlebne komentarze. Jaka jest recepta na sukces?

Recepta na sukces jest prosta i złożona (śmiech). Po pierwsze trzeba wiedzieć, dokąd się idzie. Oznacza to, że nie zaczynamy czegoś, jeżeli nie wiemy, dokąd to zmierza. Osobiście stworzyłem sobie wizję własnej działalności i tę wizję realizuję. Tak więc receptą jest z pewnością wizja i konsekwentne dążenie do celu bez względu na trudności. To drugie nie jest jednak możliwe bez ludzi. Żaden biznes, żadna firma nie będzie istnieć bez ludzi. Jeżeli ktoś pragnie osiągnąć sukces w biznesie, to musi wyszukać odpowiednie osoby i dbać o nie. Nie ma czegoś takiego jak jednoosobowa firma, która odnosi sukces.

Na swoim blogu recenzuje Pan książki. Myślał Pan o tym, żeby napisać swoją?

Tak – szczerze powiedziawszy, mam już kilka pomysłów. Żeby jednak móc to wykonać, potrzebuję jedynie czasu.

Pytanie na koniec. Jak Pan godzi wszystkie obowiązki?

Deleguję zadania, bo czas jest tylko jeden, doba jest stanowczo za krótka. Dzielę ją jeszcze z moją rodziną, której również staram się poświęcać tyle czasu, ile uda się wygospodarować. Bez delegacji zadań nie byłoby to możliwe. Żeby jednak delegować – powiem raz jeszcze – potrzebni są odpowiedni ludzie, którzy mogą przejąć część obowiązków. Dzięki temu tworzy się fajna synergia, czas się wydłuża i można osiągnąć wszystko, co się zaplanowało.

Asia Gerlich

fot. Dawid Machecki