Studentom głównie kojarzy się z pysznymi kanapkami, zdrowymi sałatkami i aromatyczną kawą. Mało kto wie, że ta urocza kobieta z wykształcenia jest przedszkolanką, która w latach dziewięćdziesiątych zwiedziła z mężem całą Skandynawię. Poznajcie Marię Krystynę Worobiec, panią sprzedającą w sklepiku, mieszczącym się na czwartym piętrze Wydziału Prawa i Administracji.

Sentyment do rodzinnej wioski

Pani Krystyna urodziła się w małej wiosce, w powiecie brzeskim. Tam spędziła osiem lat swojego życia, później przeprowadziła się z rodzicami do Opola. – To miasto było takie małe, bo nie było ZWM, Maliny, Dambonia, Chabrów. Mieszkałam na tym bliskim Zaodrzu w kamienicy i rodzice za bardzo mnie nie wypuszczali. Wyprawa na Ozimską na lody albo na Plac Sebastiana to było coś. I znało się wszystkie twarze, przynajmniej kojarzyło się z widzenia – wspomina z uśmiechem. – W stu procentach czuję się Opolanką, natomiast z wielką przyjemnością wracam na tę wieś. Tam mam przyjaciół z dzieciństwa i odwiedzam ich kilka razy do roku i tam doskonale się czuję. Jakby mi się udało wygrać w lotto, to bym tam sobie kupiła domek na stare lata. To jest moje największe marzenie – domek za lasem i święty spokój – dodaje.

Od dwóch lat na Uniwersytecie

Firma, pod którą pracuje pani Krystyna, należy do jej córki, a ona jako mama, jej pomaga. – Pracuję tutaj od dwóch lat. Główna siedziba firmy mieści się na Politechnice Opolskiej. Tam jest kuchnia, gdzie zatrudnione są między innymi studentki Politechniki i Uniwersytetu. To one przygotowują sałatki i  kanapki. Codziennie są już od 5:30 w pracy, żeby na 8:00 kanapki były porozwożone po zaopatrywanych miejscach. – mówi pani Krystyna.

Z wykształcenia przedszkolanka

Chociaż studentom kojarzy się głównie z jedzeniem, pani Krystyna zawodowo nie ma wiele wspólnego z gastronomią. Ukończyła liceum pedagogiczne i z wykształcenia jest nauczycielem wychowania przedszkolnego. – Przez pięć lat byłyśmy bardzo dokładnie przygotowywane do wykonywania zawodu. Od pierwszej klasy miałyśmy praktyki, dużo przebywałyśmy z dziećmi, było bardzo dużo przedmiotów. Uczyłyśmy się gry na instrumentach, rysowania, przygotowywali nas fizycznie – były zajęcia kondycyjne. Nabywałyśmy umiejętności prowadzenia ćwiczeń z dziećmi, radzenia sobie z dysfunkcjami i problemami zdrowotnymi – opowiada. Jako przedszkolanka pracowała dwadzieścia lat, później musiała zrezygnować, ponieważ dużo chorowała, a w domu czekały małe dzieci. Pani Krystyna postanowiła, że pomoże swojemu mężowi w prowadzeniu firmy – Mąż od trzydziestu lat prowadzi swój mały biznes, więc pracowałam też w branży technicznej, o której nie miałam zielonego pojęcia – śmieje się pani Krystyna. – Jednak to, że lubię kontakt z ludźmi, pomogło mi się szybko odnaleźć.

Sympatia do książek

Pracując w przedszkolu, pani Krystyna podjęła decyzję o pójściu do szkoły pomaturalnej, a potem dodatkowo jeszcze zrobiła dwuletnie studium bibliotekarskie. – Zawsze interesowały mnie książki i wymyśliłam sobie, że jak będę w takim wieku, że nie będę mogła pracować z dziećmi, to będę pracowała w bibliotece. Ale to się nigdy nie spełniło – śmieje się. Kobieta nie lubi czytać fantastyki. Jak sama mówi, czasem czyta coś tylko po to, żeby mieć o tym pojęcie. – Jak np. wchodził “Harry Potter” to wszyscy go czytali. Ja przeczytałam ze trzy części i stwierdziłam, że już wiem jak dalej mogą potoczyć się losy bohaterów i w jakim klimacie to się dokonuje. Tyle mi starczyło. Dodaje jednak, że czyta wiele innych ciekawych rzeczy. Ostatnio odkryła dokumentalistę – Tomasza Michniewicza. – Bardzo wzruszyła mnie  też biografia żony pana Wojtka Jagielskiego, podróżnika, który uczestniczył w wielu misjach, gdzie były przewroty i wojny. Okazało się, że na chorobę żołnierską nie zachorował on, tylko jego żona, która odbierała te wszystkie jego stresy. Bardzo przejmująca książka. Poza tym czyta to, co wpadnie jej do ręki, jednak stawia na wartościowe książki. – Chcę czytać i czuć klimat tych książek.

Dobra energia od mamy

Mama pani Krystyny pracowała kiedyś na stołówce, która mieściła się w tym samym miejscu, gdzie teraz kącik pani Krystyny, czyli na dzisiejszym Wydziale Prawa i Administracji. – Pracowała tutaj prawie dwadzieścia lat.  Potem w 1987 roku przeszła na portiernię do Mrowiska, gdzie pracowała osiem lat. – wspomina. – Dlatego mnie się tutaj dobrze pracuje, bo tu jest sprzyjający klimat. Chyba jakieś fluidy zostały po mamie. Byłam bardzo związana z mamą i to przenika, fajnie mi tu jest. Nawet znalazłam zdjęcia, przedstawiające tamtą stołówkę. Ten hol kiedyś inaczej wyglądał, moje małe dzieci tu biegały. Mam to nawet gdzieś sfilmowane.

Spokój w pracy

Główną zaletą pracy w sklepiku jest spokój. – Jestem już w takim wieku, że organizm nie pozwala na pracę eksploatującą organizm, a pracować trzeba, bo emerytury nauczycielskie są kiepskie – mówi kobieta. Praca w sklepiku jest prosta, a otaczanie się młodymi ludźmi o wyższych aspiracjach życiowych jest bardzo budujące – Staram się odwdzięczać im uśmiechem.

Studenci są ambitni

Pani Krystyna przyznaje, że nie zna studentów na tyle dobrze, żeby ich oceniać. Jednak obserwując ich zachowania, ma o nich pewną opinię. – Są ambitni, pilnie się uczą, są poukładani. Chodzi mi o wygląd zewnętrzny i sposób zachowania. Wiedzą czego chcą, niektórzy też pracują, studiują na dwóch kierunkach. Myślą o przyszłości. – zachwala opolskich żaków. Zaznacza również, że bardzo ceni studentów za to, że mają różne zainteresowania i pasje. – Wiem ze swojego doświadczenia, że człowiek oprócz pracy musi mieć swoje hobby, żeby odreagować stres w pracy. Nie można żyć tylko pracą, trzeba mieć odskocznię. Słyszę jak studenci rozmawiają między sobą, nie da się nie słyszeć, że rozmawiają o sporcie, o wycieczkach i wyjazdach. Widać pary, że się przytulają, to jest takie niewinne, sympatyczne i budujące. Są żywiołowi. Ja czasami mówię, że pracuję w szkodliwych warunkach, bo jak się zbliżają zaliczenia i sesja, to tutaj jest jak w ulu <śmiech>.

 Lubię wiedzieć, co jest modne

Pani Krystyna lubi rozmawiać  ze studentami. – Czasem zagaduję studentki. Lubię wiedzieć jak pomalować paznokcie, jakie fryzury są modne, jaka długość spódnicy. W tamtym roku miałam taką sympatyczną sytuację, dziewczyny siedziały sobie w kąciku, oglądały jakieś śmieszne memy i chichotały. Zaprosiły mnie też do siebie, żebym sobie z nimi pooglądała. To było bardzo miłe. – cieszy się pani Krystyna. Nie ukrywa też, że była zaskoczona, kiedy studenci zaczęli kłaniać jej się na ulicy.  – Przyszłam z nikąd, siedzę tutaj i sprzedaję kanapki, a ktoś rozpoznaje mnie na mieście. To jest bardzo sympatyczne.

Dusza podróżniczki

Choć pani Krystyna jest już emerytką, figury może jej pozazdrościć niejedna studentka – To genetyka – śmieje się. – Ale też na to pracowałam, w tej chwili trochę sobie odpuściłam. Od dwudziestu lat, dwa razy w tygodniu chodzę na aerobik. To są takie zajęcia, gdzie mam osiemdziesięcioletnie koleżanki. I one startują w zawodach kolarskich – dodaje z uśmiechem. W latach dziewięćdziesiątych kobieta razem z mężem odwiedziła cztery razy Skandynawię – Nie spaliśmy po żadnych hotelach, tylko braliśmy namiot, wynajmowaliśmy hyttę (domek campingowy – red.), braliśmy całe zaopatrzenie, łącznie z ziemniakami i chlebem z domu, bo nie było nas na to stać. I zjeździliśmy Skandynawię wzdłuż i wszerz, łącznie z Nordkappem – wspomina.  – Wtedy chciałam tam nawet zamieszkać, ale klimat jest bardzo srogi. My, gdy jechaliśmy w sierpniu, to było pięknie i zielono. Ale we wrześniu zaczyna się już zima, szybko robi się zimno, ciemno i nieprzyjemnie. Pani Krystyna zwiedziła też z mężem Bałkany, Czarnogórę, Bośnię i Hercegowinę, a także Słowenię.

Sztandarowa potrawa – pierogi

Rodzice pani Krystyny pochodzą z Kresów Wschodnich, dlatego sztandarową potrawą w jej domu są pierogi. – Gdy do mojego rodzinnego domu nagle przybywali goście, to pierwsze co mówiła moja mama „no to zrobię Wam pierogów”. I wszyscy się dziwili, bo to pierogi, trzeba ciasto wyrobić, zrobić farsz i tak dalej. Dla mojej mamy to było pół godziny. I ja mam tak samo – opowiada – Ale gotuję wszystko, sama też piekę chleb. Dzisiaj (w dniu rozmowy, pod koniec stycznia – red. ) będę kisiła kapustę. Środek zimy, a nam się już skończyła, chociaż mieliśmy pięćdziesiąt kilogramów – śmieje się.

Lekcja życia

Zdaniem pani Krystyny, rodzina jest w życiu najważniejsza. Jednak niektórzy ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, ile wysiłku muszą włożyć obie strony, żeby wszystko sprawnie funkcjonowało. – Mamy taki utarty światopogląd, że mężczyzna musi zarobić na dom, a dzisiaj różnie to bywa. Ogromną odpowiedzialnością jest zarobienie tych pieniędzy. A kobieta, żeby organizowała ognisko rodzinne. I te wszystkie przyjęcia rodzinne, te gotowania, pieczenia – śmieje się kobieta. –  Ja bym to dedykowała młodym ludziom: że jak będą zakładać rodziny, to żeby pamiętali, że każdy ich krok, każdy ruch i każde zachowanie będzie obserwowane przez ich dzieci. I że trzeba o tym myśleć, czego one się nauczą, co zostanie w ich głowach. Co zyskają.

Asia Gerlich

fot. Dawid Machecki