Każdy z nas (studentów) miał w swoim życiu chociaż jeden „taki” dzień, w którym zupełnie nic mu się nie chciało – a to był po imprezie, a to był chory lub po prostu miał gorszy czas i nie miał najmniejszej ochoty wychodzić z łóżka.
Studia to naprawdę niesamowity czas w życiu młodych ludzi, których tylko chwila dzieli od wkroczenia w dorosłe życie – kiedy staną się odpowiedzialni, podejmą pracę oraz założą rodzinę. To dosłownie półmetek, zanim się „ogarniemy”, dlatego korzystamy i chcemy spożytkować te ostanie lata beztroski jak najlepiej – z przerwą na zdanie egzaminów, rzecz jasna.

Już przed podjęciem studiów słuchamy opowieści starszych przyjaciół czy znajomych, jakie to życie uniwersyteckie jest wspaniałe, jak świetnie się bawią i jakie ich pomysły są szalone. W jakimś stopniu, właśnie to nas zachęca, żeby przedłużyć sobie nieco ten czas beztroski. Chcemy podzielić się zabawnymi anegdotkami z naszego „życia studenckiego”. Chcemy opowiedzieć o niezapomnianych imprezach czy zabawnych wpadkach na zajęciach.
Jednak w momencie, kiedy robi się poważnie i mamy nóż na gardle czy kiedy zbliżają się zaliczenia i sesja, a na horyzoncie jest propozycja (kolejnej) „niezapomnianej balangi”, której ominąć nie można – trzeba wymyślić jakąś dobrą wymówkę.

Wbrew pozorom, studenci są bardzo kreatywni, jeśli o to chodzi. Rozmawiałam z kilkoma osobami i znam wiele zabawnych historii, jak to usprawiedliwiali swoją nieobecność na wykładach czy ćwiczeniach. O jednej z nich opowiedziała mi Kamila Nowak: „Raz, kiedy nie nauczyłam się na egzamin i potrzebowałam zaświadczenia lekarskiego, poszłam do przychodni studenckiej i powiedziałam, że miałam grypę żołądkową. Pani doktor spojrzała na mnie (po tym jak opowiedziałam jej, dlaczego nie przyszłam wcześniej) i powiedziała, że jedyne zaświadczenie jakie dostanę, będzie zaświadczeniem do psychiatry”. Znam Kamilę osobiście i jest naprawdę przebojową osobą, ale tym wyznaniem „przeszła samą siebie”.

Jak dobrze wiemy wymówki są różne – byłem chory, źle się czułem, miałem kaca (o tym nikt wprost wykładowcy nie powie, ale to jest częsty powód nieobecności) – i każdy ma inne rozwiązanie. Czasami są bardzo przewidywalne – poprosisz kolegę lub koleżankę z roku, żeby cię wpisała na listę obecności i sprawa załatwiona. Innym razem są ambitne – „Przepraszam, ale nie mogę być na zajęciach, ponieważ jadę do Białorusi”, powiedziała Magda Kowalczyk, żeby wymigać się z zajęć wychowania fizycznego.

Zdarzają się też przysłowiowe „orły”, jak Kamil Włodarczyk, który zajęć praktycznie nie omija. On rzadko korzysta z wymówek, raczej ze sprawdzonych metod, takicj jak: „Żeby nie opuścić zajęć i na nich ‘nie zamulać’ przelałem do butelki po soku wodę po ogórkach kiszonych i po godzinie byłem jak nowonarodzony”. Inni nawet na kacu przychodzą i odsypiają na zajęciach, czego przykładem są moje dwie przyjaciółki –Paulina i Ola.
Ola Zielińska wychodzi z założenia: „Lepiej przyjść jeszcze ‘wczorajszą’ na zajęcia niż nie przyjść w ogóle”. Z kolei Paulina Kołodziej mówi: „Ważne, że jestem – nieważne czy śpię. Zgłoszę obecność, trochę się zdrzemnę i czasem mruknę coś pod nosem, żeby było widać, że ‘ogarniam’”.

Każdy z nas jest tylko człowiekiem i korzysta jak może, żeby życie było łatwiejsze. I mamy do tego prawo – jesteśmy młodzi, piękni ,„niezniszczalni” i świat należy do nas. Mimo wszystko różnimy się od siebie, a to tylko świadczy o tym, że tylu i ilu nas jest, tyle będzie wymówek.

Autorka: Paulina Boron


Źródło grafiki: https://pixabay.com/pl/photos/biblioteki-la-trobe-badanie-1400313/