W ramach Dni Opola zorganizowano także Dzień Sportu, na którym nie zabrakło sportowych atrakcji dla mieszkańców. O godzinie 14:00 na stadionie im. Opolskich Olimpijczyków doszło do historycznego, pierwszego meczu kobiecych drużyn futbolu amerykańskiego. AZS Vixens Opole zmierzyły się z Warsaw Sirens. O tym, jak udało się zorganizować te historyczne wydarzenie i dlaczego futbol amerykański jest dyscypliną dla każdego w rozmowie z Ewą Słupianek – kapitan AZS Vixens Opole. Dodatkowo poniżej znajdziecie galerie z meczu!

Czy ciężko było skompletować drużynę? Dziewczyny chętnie się zgłaszały czy trwało to pewien czas?

Drużynę ciężko było skompletować na początku. Najpierw było nas tylko osiem, potem było nas piętnaście. Kolejno wzrastało do dwudziestu pięciu, potem znów malało do piętnastu. W grudniu zeszłego roku było nas nawet trzydzieści parę zawodniczek, a w meczu wystąpiło już dwadzieścia dwie. Także jest to ciężkie, ale mam nadzieję, że po tym meczu i po kolejnych wydarzeniach tego typu będziemy zbierać więcej zawodniczek.

Ale dlaczego akurat futbol amerykański? Jak sądzisz, czym kierowały się dziewczyny, że dołączały po kolei do waszej drużyny?

Wiele dziewczyn było namawiane przez koleżanki, kilka dziewczyn przyszło z ciekawości. Na nabory często przychodzą parami czy trójkami. Na przykład jednej się spodoba, dwie potem odchodzą. Trudno mi określić, co kieruje dziewczynami. Ja przyszłam po pierwsze, żeby się trochę poruszać, później z ciekawości zostałam. Później było to dla mnie wyzwanie jakieś, no i teraz tu jestem.

Futbol amerykański to sport bardzo kontaktowy. Czy doskwierają wam częściej kontuzje w porównaniu z innymi dyscyplinami? Po treningach, meczach wszystko was boli?

Myślałam, że po tym meczu będzie więcej kontuzji. Na szczęście udało się, że wszystkie jesteśmy całe, zdrowe i uśmiechnięte. Zapłakane ze szczęścia. Zdarzają nam się jak najbardziej kontuzje, natomiast na bieżąco staramy się je leczyć. Nie pozwalamy na to, żeby zawodniczka się przeciążała. Od razu reagujemy, żeby wszystko było bezpiecznie.

Jesteście pierwszymi drużynami kobiecymi w Polsce. Po sukcesach drużyn męskich takich jak tutejsze Wolverines Opole, zainspirowało to was, że nie trzeba koniecznie dołączać do już istniejących drużyn, a można właśnie stworzyć własną?

No ja byłam zawodniczką właśnie Wolverines. Tam zaczęło się zbierać trochę więcej dziewczyn. No i z tego wyszło właśnie to, że musiałam… Stworzyłam żeńską drużynę. Nazbierałam po trzech latach w końcu moje kochane dziewczyny.

A myślisz, że popularność tego sportu w naszym kraju wzrośnie na tyle, także wśród Polek, aby móc myśleć o utworzeniu całej ligi?

Ten mecz był naszym celem. Właśnie takim celem, żeby to wypromować, powiększyć, żeby dziewczyny się zdecydowały, odważyły. Rok temu usiadłam z prezeską Warsaw Sirens do stołu. Powiedziałyśmy: Tak, zrobimy to. No i teraz zrobiłyśmy to, a teraz liczymy po prostu na odzew dziewczyn z Polski.

Możecie być dowodem właśnie dla innych dziewczyn, które by chciały spróbować, ale się trochę boją, że to jest także dla nich i każdy może spróbować? Bo niekoniecznie liczy się tu tylko siła, a bardziej spryt.

Ten, kto był na meczu to widział dosłownie na własne oczy, że naprawdę zwinność, spryt, szybkość przeważają nad siłą i wielkością przeciwnika. Można zdziałać wszystko na każdej pozycji. Obojętnie czy jest się dużym, małym, grubym, chudym. Można tutaj grać, znaleźć swoje miejsce i się w tym realizować.

Dziękuję za rozmowę.

Marek Wiench

fot. Agata Patoła