Dziennikarstwo od lat jest jednym z kierunków, który studenci wybierają bardzo chętnie. Jednak czy same studia wystarczą, a idąc o krok dalej – czy w ogóle są potrzebne, by pracować w tej branży? Co zmieniło się na przestrzeni lat i czy dziennikarz XXI wieku powinien być roszczeniowy? Wątpliwości rozwieje Łukasz Noszczak, dziennikarz  z wieloletnim doświadczeniem. 



Jesteś założycielem Uniwerek.TV (studencka telewizja Uniwersytetu Warszawskiego – przyp. red.), masz duże doświadczenie dziennikarskie. Jakie zauważasz, na przestrzeni lat, największe zmiany w tej branży?

Teraz dziennikarstwo, szczególnie newsowe, jest dużo „szybsze” niż kiedyś. News trzeba błyskawicznie podać do wiadomości publicznej, bo bardzo szybko się przedawnia. To też zależy od danego newsa, bo są takie, które „żyją” kilka godzin, inne dzień, a jeszcze inne nawet kilka tygodni. Kiedyś można było poświęcić więcej czasu na dopracowanie materiału. Teraz, niestety, wymaga się pośpiechu, co bardzo męczy i fizycznie i psychicznie.

Przy pracy z ludźmi, szczególnie z młodymi dziennikarzami, zauważyłem dość widoczne zmiany. Za moich czasów studenckich, kiedy działałem w telewizji uniwersyteckiej, ludzie, którzy tam przychodzili, studiowali i jednocześnie działali w mediach studenckich. Dopiero później szli gdzieś na staż czy praktyki. Teraz taki student często jest już po lub w trakcie praktyk w innej, „dorosłej” redakcji, przez co nie poświęca mediom studenckim tyle czasu, ile by mógł. Szkoda, bo praca w mediach studenckich daje bardzo dużo doświadczenia i nie ogranicza cię jako dziennikarza. W profesjonalnej telewizji, radiu czy gazecie, często masz ograniczenie, co do tematyki materiałów i ciężko jest, przynajmniej na początku, o zupełną swobodę, rozwijanie zainteresowań, próbowanie różnych form dziennikarskich – a media studenckie dają taką możliwość. Jest też więcej swobody, jeśli chodzi o popełnianie błędów – w mediach studenckich jest na to czas i możliwość. Żyjemy w czasach multitaskingu, a to nie zawsze jest dobre, bo ludzie biorą na siebie sporo, ale już nie potrafią wszystkiego robić tak samo dobrze, poświęcać wszystkim aktywnościom tyle samo uwagi.

To nie jest tak, że w dzisiejszych czasach trzeba być wielozadaniowcem, żeby zaistnieć i wybić się w dziennikarstwie?

Tak, wielozadaniowość to dobra cecha, ale tylko jeśli ktoś to robi z głową. Jeżeli byłbym studentem i początkującym dziennikarzem na stażu, powiedzmy w jakimś portalu, ale chciałbym też spróbować działalności, na przykład, w radiu studenckim to podzieliłbym to, bo doba ma, niezmiennie, 24 godziny. Na przykład dwa dni w tygodniu byłbym w tym portalu, a  dwa dni w innym. Zrobić to rzetelnie i dobrze. Trzeba pilnować, żeby nie zawalać terminów i obowiązków. Nie tak, że się rozgrzebie kilka materiałów i w rezultacie nie zrobi żadnego. Jeżeli byłbym szefem jakiejś redakcji, to nie chciałbym pracować z taką osobą. Lepiej jest zrobić mniej, ale na 100%.

Czyli takie zorganizowanie i dokładność w tym wszystkim?

Tak, musi być. Dokładność, a nie rozdrabnianie się. To na dłuższą metę kiedyś runie. Nie da się tego tak ciągnąć cały czas, więc ja zalecam umiar. Robić coś, ale dobrze. Jeżeli coś jest zrobione „na kolanie”, to pracodawca od razu to zobaczy. Lepiej zrobić mniej, a dokładniej, z większym pomysłem.  Jeśli robi się za dużo rzeczy na raz, to kreatywność też na tym cierpi.

Jak u Ciebie wyglądały początki ścieżki zawodowej?

Na początku studiów pisałem do małych portali, chciałem pracy zdalnej, z domu. Pisałem teksty – pierwsze szlify dziennikarskie. Później byłem w TVPW – telewizji Politechniki Warszawskiej, bo uznałem, że fajnie byłoby coś porobić w mediach studenckich. W międzyczasie znalazłem w internecie, na jednym z portali społecznościowych, bardzo enigmatyczne ogłoszenie. Nie było tam podanej nawet nazwy firmy, jedynie wymagania, zakres obowiązków i ogólny profil redakcji. Szukałem wtedy pracy bardzo intensywnie, więc pomyślałem: wyślę, zobaczymy. Szybko okazało się, że to była rekrutacja do… Polsatu. Miałem o tyle szczęście, że niewiele osób zwróciło na to ogłoszenie uwagę. Zgłosiły się, z tego co wiem, trzy osoby, w tym ja. Moi przyszli koledzy z pracy wyszli z tego założenia, że jeżeli napiszą od razu nazwę stacji, to zamiast trzech, dostaliby 300 zgłoszeń, ale większość raczej przypadkowych. Ludzie by wysłali CV głównie ze względu na nazwę. Dostałem się i jestem już tam ponad 10 lat. Absolutny przypadek. Zachęcam do tego, by próbować. Jak już zacząłem współpracę z Polsatem, to pomyślałem, że fajnie by było stworzyć telewizję uczelnianą na UW. Była tylko telewizja naukowa, ale raczej dla „koneserów”, bo większość studentów chyba nawet o niej nie słyszała. Chciałem stworzyć pole do popisu przyszłym dziennikarzom, stworzyć im przyjazne i kreatywne miejsce do działania. Normalna praca, a praca w mediach studenckich to coś zupełnie innego. Media studenckie dają dużo możliwości. Jakby jeszcze za to płacili, to nie wiem czy ludzie szukaliby jakiejkolwiek innej pracy. Energia studencka, pomysłowość, chęć do działania – to coś z czego warto korzystać.

Czy studenci dziennikarstwa często mają podejście, że idąc na te studia nauczą się fachu?

Wydaje mi się, że często jest takie podejście, niestety. Nie chcę generalizować, ale poznałem takie osoby, które szły na dziennikarstwo i uważały, że na pewno dużo się nauczą i już będą gotowe do pracy w zawodzie. Nie do końca tak jest. Studia to jest oczywiście podstawa, najlepsze miejsce, żeby zawrzeć  sobie znajomości, bo to się zawsze przydaje. Różne są przedmioty, różni wykładowcy. Fajnie, żeby oprócz studiów robić coś więcej. Ja nie studiowałem dziennikarstwa. Kiedy przyszedłem do Polsatu, myślałem, że coś wiem o dziennikarstwie, ale przez pierwszy miesiąc nauczyłem się tyle, że przeszło to moje najśmielsze oczekiwania. Chętnie bym poszedł na studia dziennikarskie i dowiedział się jak to wygląda od środka. Z drugiej strony mam relacje znajomych, którzy mi opowiedzieli jak u nich wyglądały te studia. Według mnie, lepiej studiować coś innego, a jednocześnie załapać się do jakiejś redakcji. Praktyka uczy dużo więcej i szybciej niż studia. Oczywiście wszystko ma swoje plusy. Studiować powinno się zgodnie ze swoimi zainteresowaniami. Powinno się uczyć świata, zdobywać wiedzę, ale dziennikarzem można zostać zawsze, studia dziennikarskie nie są wymagane.

W dzisiejszych czasach „produkuje się” więcej dziennikarzy niż kiedyś. Jest więcej szkół, więcej możliwości. Ty widzisz w tym szansę czy zagrożenie?

Ani szansę, ani zagrożenie. Można produkować mnóstwo dziennikarzy, może powstawać jeszcze więcej szkół, ale tak czy siak to „sito”, przez które przechodzi się w momencie rekrutacji i tak odsieje tych, którzy dziennikarzami być powinni od tych, którzy nie za bardzo się do tego nadają. Szybko można się przekonać o tym czy ktoś będzie dziennikarzem, czy nie. Fajnie by było, jakby już na studiach dało się to zweryfikować.  Jeżeli ktoś skończy studia i pójdzie do pracy do redakcji, nagle okaże się, że nie ma do tego predyspozycji. Często tak bywa. Po tych trzech czy pięciu latach studiów można odbić się od ściany. Wtedy takiej osobie dzieje się krzywda. Całe studia dojrzewała w tym, że będzie dziennikarzem, a nagle przychodzi poważna praca i się okazuje, że ta osoba nie umie pisać, bo nie ma żadnej praktyki, cech dobrego dziennikarza. Wtedy musi się przebranżowić. Dziennikarzem zostanie ta osoba, która się do tego nadaje. Żadne studia nie zrobią z osoby bez predyspozycji dziennikarza. Jeżeli nie ma się do tego drygu, zacięcia, czy pewnych cech charakterologicznych, to choćby ukończyło się trzy uniwersytety, nic z tego nie będzie.

Czy są jakieś predyspozycje, czynniki, które może nie warunkują sukcesu, ale jakoś pozwalają się do niego przybliżyć?

Jeżeli chodzi o samo dziennikarstwo, to na pewno ciekawość świata. Trzeba się tym interesować. Jeżeli ktoś dostaje jakąś informację i się nad nią zastanawia, zaczyna kombinować, zaczyna szukać drugiego dna, to wtedy jest pierwszy znak, że myśli nad tym, co przeczytał, zobaczył czy usłyszał. Jeżeli ktoś przechodzi do porządku dziennego nad tym, co usłyszy, znaczy, że nie kombinuje. Więc jeżeli będzie pisać tekst, to raczej nad problemem, sprawą też nie będzie kombinował. Dociekliwość jest ważna. Ponadto trzeba być osobą w miarę śmiałą, lubić rozmawiać z ludźmi. Jeżeli ktoś się tego boi, to rodzi się problem. Trzeba być kreatywnym, szczególnie teraz, kiedy mamy wysyp dziennikarzy, wyjść trochę poza schemat. Trzeba ten sam problem, już przerobiony, ugryźć trochę inaczej. Ludzie lubią rzeczy nowe, świeże, to przyciąga odbiorców. Pracowitość, cierpliwość, odporność na stres, na pewno rzetelność. Trzeba też mieć kręgosłup moralny i być uczciwym wobec tego, co się robi, wobec swoich odbiorców. To jest nieodzowne.

Dociekliwość, szczerość – czy to jest zawsze kosztem całej reszty? Czy to jest najważniejsze? Powinno się do tej prawdy dążyć mimo wszystko?

Myślę, że tak. Rzetelność jest bardzo istotna, bo zawód dziennikarza jest zawodem zaufania publicznego. Tak jak sędzia, lekarz, policjant. Człowiek musi ufać dziennikarzom. Kiedy ja, jako odbiorca, dostaję znowu jakieś nieprawdziwe informacje, to automatycznie się zniechęcam do danego dziennikarza. Osoby wykonujące ten zawód mają na sobie odpowiedzialność. To, co wytworzymy idzie w świat. Np. ktoś coś przeczyta i uzna to za pewnik, a jeśli to jest jakieś kłamstwo, to dana osoba zostanie wprowadzona w błąd, bo będzie przekonana, że to prawda. Rzetelność, dokładność, sprawdzanie źródeł, przedstawienie różnych stron – to jest bardzo ważne. 

Roszczeniowość – wada, czy zaleta młodego pokolenia dziennikarzy?

Roszczeniowość to złe słowo – oznacza coś negatywnego. Jeśli ktoś przychodzi, jest nowy, bez żadnego doświadczenia i od razu chce zarabiać mnóstwo pieniędzy, to owszem, to jest roszczeniowość i to coś złego. Natomiast, jeśli ktoś jest wymagający i jako początkujący zgodzi się na mniej, ale jednocześnie wie, że jest dobry, zna swoją wartość, to wtedy dobrze jest upomnieć o swoje, ale to już nie jest roszczeniowość, a jedynie trzeźwe spojrzenie, zdrowe wymagania. Warto stąpać twardo po ziemi, warto mieć oczekiwania, a nie bujać głową w chmurach.

Czy w przypadku dziennikarstwa praca powinna być  też pasją?

Uważam, że ta branża jest na tyle trudna i specyficzna, że musi być też pasją, przynajmniej w jakimś stopniu. Nie wrzuciłbym tego do worka z napisem “zwykła praca”. Nie chodzi mi o to, że dziennikarstwo jest jakieś lepsze, niezwykłe, ale jest po prostu specyficzne. Ciężko odciąć się zupełnie, niektórymi rzeczami jednak żyje się cały czas. Trzeba być pasjonatem, trzeba uczulić bliskich na to, że żyje się tym 24/7.

Jak uważasz, czy lepiej specjalizować się w jakiejś wąskiej dziedzinie dziennikarstwa, czy jednak być otwartym na każdy temat?

Warto mieć ogólną wiedzę, interesować się wieloma rzeczami. W dużych redakcjach jest tak, że dziennikarze specjalizują się w czymś. Tym dziennikarzom dużo łatwiej jest działać, znaleźć temat, dotrzeć do rozmówcy, bo jednak w tym siedzą, znają się na tym. Specjalista lepiej ugryzie temat niż laik. Myślę, że dziennikarz polityczny napisałby artykuł o jakiejś wyjątkowej operacji na sercu, bo ma pewien warsztat, przygotowanie, ale zakładam, że nie wczuje się w to tak bardzo jak osoba siedząca w tym na co dzień, nie będzie miał tego „czegoś”. Warto zacząć od ogółu, nie zamykać się na nic, żeby wyrobić sobie warsztat, poznać dziennikarstwo z różnych stron, a później zacząć się w jakiejś konkretnej specjalizować. Trzeba odnaleźć działkę, która najbardziej cię interesuje.

Na konferencji padło takie stwierdzenie, że dziennikarstwo dzieli się tylko na dobre i złe. Podzielasz to zdanie? Jeśli tak, to jak zdefiniujesz oba te rodzaje?

Myślę, że to dobry podział. Dla mnie ważne jest właśnie to, czy ktoś zrobi dobrą robotę czy złą, a nie to, jakim dziennikarzem się określa: sportowym, politycznym, etc. Jeśli chodzi o dobre dziennikarstwo – uważam, że rynek to weryfikuje. Jeśli ktoś pisze kiepsko, to ludzie nie będą chcieli czytać tekstów takiej osoby. Drugą ważną cechą jest dobry warsztat – to, czy zostały przedstawione wszystkie aspekty, podane w dobry sposób i czy sam research był wystarczająco dobrze zrobiony. Nie można być stronniczym i sztywno trzymać się jakiejś założonej tezy, trzeba weryfikować i być nieraz gotowym do zmiany spojrzenia, jeśli podczas zbierania materiałów okaże się, że rzeczywistość nie wygląda tak, jak się nastawiliśmy. Bycie stronniczym jest przykładem złego dziennikarstwa.

Co sądzisz na temat artykułów lifestylowych – są potrzebne, czy tylko “zaśmiecają” dziennikarstwo?

Nie mi to oceniać. Jeśli ktoś pisze o konflikcie na Bliskim Wschodzie i czyta to 10 tysięcy osób, a informację o ciąży celebrytki X przeczyta 200 tysięcy osób, to na tej podstawie można by powiedzieć, że to drugie dziennikarstwo jest bardziej potrzebne, bo dociera do większej liczby odbiorców. Sądzę jednak, że to byłoby zbyt proste rozumowanie. Moim zdaniem warto informować o wszystkim. Jeżeli ktoś coś czyta, to znaczy, że takie informacje są potrzebne, mają swoich odbiorców. Wiadomo, że bardziej wartościowe jest opisywanie problemów czy konfliktów, które są na świecie jest trudne, nie zawsze wdzięczne i do tego może przygnębić odbiorcę. Te lifestylowe tematy są lżejsze, przyjemniejsze. Nie ma w tym nic złego, dopóki jest odbiorca, to i jest powód, by pisać. Gdybyśmy nagle zamknęli wszystkie plotkarskie portale i zostałoby jedynie dziennikarstwo dotyczące np. sytuacji geopolitycznej, to nie spowodowałoby to, że ludzie zaczęliby czytać tylko takie tematy, że by się przerzucili, zaczęli nagle interesować konfliktami zbrojnymi i klęskami na świecie. Mogłoby być wtedy jeszcze gorzej, ludzie nie czytaliby już zupełnie nic. Nie jestem za regulowaniem rynku w taki sposób. To trochę jak z szarą strefą: jeżeli zakażesz sprzedaży alkoholu, to i tak otworzy się podziemie, które będzie go oferować. Analogicznie, gdyby zamknąć portale plotkarskie, mógłby utworzyć się alternatywny obieg informacji. Na przykład na Instagramie, zamiast zdjęć, byłyby artykuły pisane przez celebrytów o sobie samych. Wtedy dopiero byłby problem, bo informacje pochodziłyby tylko z jednego źródła, nikt by tego nie weryfikował. To mogłoby wyjść nawet na gorsze.

Wracając do twojej osoby – co było największym szokiem, kiedy skonfrontowałeś swoje wyobrażenie na temat dziennikarstwa  z realiami?

Nie było takiego szoku, jeśli mam być szczery. Nie rozmyślałem jakoś szczególnie nad kształtem dziennikarstwa zanim zacząłem pracować w tej branży. Staram się w życiu nie budować zbyt pozytywnych oczekiwań, bo wychodzę z założenia, że lepiej jest się pozytywnie zaskoczyć niż rozczarować. Najbardziej zdziwiło mnie to, że gdy zobaczyłem to wszystko od środka, to ci wszyscy ludzie “z telewizji” okazały się normalnymi osobami. Kiedyś to było tak, że widząc w telewizji znane osoby, myślałem, że są jacyś zupełnie inni, niż przysłowiowy Kowalski. Praktyka nauczyła mnie tego, że to osoby takie jak my, a nie mistyczni bogowie z Olimpu.

Tak typowo kończąc – masz jakąś radę, a może ostrzeżenie dla początkujących dziennikarzy?

Ostrzegać nie będę, bo każdy powinien przekonać się na własnej skórze czy jest to coś, co chce robić, natomiast mogę poradzić, żeby jak najwięcej rzeczy robić z głową, angażować się w różne inicjatywy, ale doprowadzać je sukcesywnie do końca, żeby próbować nowych rzeczy, poznawać  ludzi, bo nieraz pracę dziennikarską dostaje się, bo ktoś cię zna, pracował z tobą, polecił cię komuś. Trzeba być aktywnym – zwłaszcza wtedy kiedy ma się na to czas i energię.

 

Rozmawiały: Ela Burdzik, Ala Majchrzak