Brytyjski zespół powraca z szóstym studyjnym albumem, którego premiera przypadła na 1 października. W jednym z wywiadów przed ukazaniem się krążka perkusista Dom Howard stwierdził, że to zdecydowanie najdziwniejsza i najbardziej różnorodna porcja muzyki, jaką kiedykolwiek wydali w formie albumu.

Eksperymentalne lawirowanie pomiędzy szeroką gamą gatunków słychać wyraźnie. Już pierwszy singiel z płyty – „Survival”, będący główną piosenką niedawnych Igrzysk Olimpijskich w Londynie, wykazywał naleciałości znane z twórczości Queen, gdzie patos miesza się z efektownością. Po drugim singlu „Madness” fani mogli poczuć się niczym na rollercoasterze, tym razem dominował minimalizm, ocierający się (jak określił lider grupy Matthew Bellamy) o balladowość. Podczas prac nad materiałem Muse inspirowali się muzyką filmową: – „Zawsze byłem wielkim fanem Hansa Zimmera. To największy kompozytor filmowy ostatnich czasów. W piosence “The 2nd Law” możecie usłyszeć bardzo wyraźne wpływy Zimmera.” – powiedział Bellamy.

Muse nie stroni na płycie od muzyki elektronicznej, czym redefiniuje po raz kolejny swój rockowy profil. Po takiej dawce twórczego miszmaszu znowu uciekają od betonu, nie pozwalając przyklejać sobie łatki monotonności. To wciąż intrygujące kompozycje, wzmagające ciekawość efektów kolejnych poszukiwań grupy.

Wydanie nowego albumu będzie poprzedzone ogromną europejską trasą koncertową rozpoczynającą się 16 października we Francji. W łódzkiej Atlas Arenie 23 listopada będzie można się przekonać jak duże pokłady energii koncertowej posiada zespół.

Artur Sygut