Cześć! W czerwcowym „Czeskim kąciku” przygotowałam dla Was coś specjalnego! To wywiad z wyjątkowym człowiekiem i wykładowcą na naszej uczelni – doktorem Jiřím Byčkovem, który jest czeskim native speakerem. Studenci i pracownicy opolskiej slawistyki z pewnością potwierdzą, że to niezwykle sympatyczny człowiek cechujący się pozytywnym dystansem i poczuciem humoru, zawsze z uśmiechem na ustach. Nie brakowało go nawet wtedy, kiedy pan doktor stanął na pierwszej linii frontu w walce z koronawirusem! O tym przeczytacie w tym niezwykłym wywiadzie. Jednak to nie wszystko! Będzie też między innymi o: polskich studentach z perspektywy czeskiego lektora, o czeskich filmach, a nawet… o najpyszniejszych czeskich słodyczach! Jak sami widzicie, przymiotnik  “czeski” powtórzy się wiele razy! 

Nie tylko treść i bohater czynią zapis tej rozmowy czymś wyjątkowym, ale także fakt, że to tak naprawdę wspólne dzieło! Serdecznie dziękuję panu doktorowi Jiřemu Byčkovovi za zgodę i udzielenie wywiadu. Dziękuję również pani profesor Aleksandrze Pająk za wsparcie merytoryczne i duchowe, a także za podsunięcie tak ciekawego pomysłu. Wyrazy wdzięczności i sympatii kieruję także do Sylwii Kędzierskiej, która na moją prośbę poświęciła swój wolny czas, aby pomóc mi w przeprowadzeniu tej rozmowy w trudnych czasach zarazy (a więc za pośrednictwem komunikatora internetowego). Dziękuję za pozytywne doświadczenia oraz wkład w rozwój “Czeskiego kącika”.

Jak to się stało, że został Pan Doktor wykładowcą na Uniwersytecie Opolskim?

Zanim zacząłem pracę w charakterze wykładowcy na Uniwersytecie Opolskim, pracowałem w Ministerstwie Sprawiedliwości Republiki Czeskiej – wykonywałem tam prace administracyjne. Wykładałem także przedmioty związane z pedagogiką i psychologią, i nauczałem języka czeskiego na AHE w Łodzi na wydziale zamiejscowym w Raciborzu. Potem pojawiło się ogłoszenie dotyczące  pracy w charakterze lektora języka czeskiego na ukraińskim uniwersytecie w Użgogrodzie. Niestety nie udało się tam stworzyć lektoratu ze względu na polityczne problemy i brak pieniędzy na otwarcie kierunku. W tym samym czasie poszukiwano lektora na Uniwersytecie Opolskim, postanowiłem więc i tam zaaplikować. Było to w roku 2015. To był dla mnie trudny czas, bo tak naprawdę nie wiedziałem, co będzie dalej – czekałem na wiadomości z Ukrainy, na szczęście udało się na Uniwersytecie Opolskim.. 

Jakie ma Pan Doktor doświadczenia z polskimi studentami?

W moim odczuciu polscy studenci są bardzo pracowici i odpowiedzialni. Od roku 2015 zazwyczaj jest tak, że może jedna osoba w grupie radzi sobie troszkę słabiej, ale otrzymuje ona wtedy wsparcie innych członków zespołu. Zauważyłem, że polscy studenci są dość poważni. U nas w Czechach mówi się, że możemy sobie pożartować ze wszystkiego, w Polsce natomiast jest zachowany respekt wobec takich wartości jak na przykład wiara. Polscy studenci raczej nie żartują też z polityki, zazwyczaj mówią “że ci politycy to ciągle się kłócą”, nie chcą za wiele o tym mówić, Czesi za to temat polityki chętnie wykorzystują do żartów. Myślę, że polscy studenci są uczciwi – na testach nie podpowiadają sobie, podczas mojej pięcioletniej pracy na Uniwersytecie Opolskim nie zetknąłem się prawie wcale z oszukiwaniem. Są także ciekawi czeskiej kultury, zwyczajów.

Co Pan Doktor lubi najbardziej w swojej pracy?

Najbardziej lubię kontakt ze studentami, młodymi ludźmi, którzy mają energię i ciekawe pomysły. Druga rzecz to satysfakcja, jaką mam z wykonywanego zawodu. Cieszę się, kiedy widzę ludzi, którzy dzięki mnie nauczyli się czegoś i odczuwają z tego powodu radość. Myślę, że to lepsze niż wynagrodzenie finansowe. Lubię także dzielić się moją wiedzą z innymi – tym, co przeczytałem, czego się nauczyłem, przekazywać dalej to, co ważne.

Co Pan Doktor uważa o Polakach? Co ich odróżnia od Czechów?

Polacy jawią mi się jako bardzo przedsiębiorczy naród. Nie boicie się zakładać własnych działalności, jesteście odważni i nie boicie się porażki. Natomiast Czesi boją się inwestować pieniądze, zauważyłem to także w mojej pracy (jestem również  psychoterapeutą), od około 30 lat jest taka tendencja w czeskim społeczeństwie. Bardzo mnie ta odwaga w Polakach fascynuje. Drugą kwestią jest oczywiście wiara. Jest u was dużo wierzących, w Czechach nie, nie licząc południowych Moraw, gdzie procent wierzących i tak jest niewielki. Trzecia rzecz: gościnność. Nie mówię, że Czesi nie są gościnni, oczywiście, że są, jednak Polacy wydają mi się serdeczniejsi. Są także grzeczni – widać to w użyciu form grzecznościowych w języku polskim typu “Szanowny Panie”. W Czechach nie funkcjonuje to w aż takim stopniu. Postrzegam także Polaków jako bardzo ceniących sobie wartość, jaką jest tradycyjna rodzina. W Czechach wygląda to trochę inaczej, zwłaszcza w Pradze, myślę, że jesteśmy bardziej tolerancyjni w takich kwestiach, jak na przykład związki partnerskie. 

Co się Panu Doktorowi nie podoba w Polsce?

Biurokracja i administracja – dużo papierów przy załatwianiu spraw, różnych wniosków do wypełnienia, jest tego trochę więcej niż w Czechach. Nie ukrywam, że jest to denerwujące i wyczerpujące. Biorąc pod uwagę, że nie pełnię żadnej administracyjnej funkcji, nie jestem ani dyrektorem, ani wicedyrektorem, to jest tego za dużo. To właściwie jedyna rzecz, jaka mi w Polsce przeszkadza. 

Czy lubi Pan Doktor polskie jedzenie?

Lubię. Nie wiem czy jest to typowo polska kuchnia, ale bardzo smakują mi polskie naleśniki. W restauracjach jest też dużo sałatek, co bardzo mi się podoba – w czeskich nie ma ich aż tylu do wyboru. Bardzo lubię barszcz. 

Czy Polacy śmieją się z czeskiego tak jak Polacy z czeskiego?

Myślę, że nie, ale jedna rzecz w naszych językach z pewnością jest zabawna, a są to oczywiście fałszywi przyjaciele tłumacza, takie jak na przykład záchod-ubikacja, nápad– pomysł, droga-narkotyk, to śmieszy zawsze. To takie wyjątkowe pary słówek. 

Co jest najlepsze w Czechach?

Typowy Czech powiedziałby pewnie, że vepřo-knedlo-zelo (klasyczne czeskie danie – pieczeń wieprzowa z kapustą i knedlikami), piwo, Praga i Jaroslav Hašek (autor “Przygód dobrego wojaka Szwejka”) – to są takie rzeczy, które ludzie znają i powiedzą o tym od razu. Prawda jest jednak taka, że prócz tego mamy przecież piękną kulturę i ciekawą historię – w szczególności zwróciłbym uwagę na Aksamitną Rewolucję z roku 1989, która była wydarzeniem nietuzinkowym.

Jakie czeskie filmy by Pan Doktor polecił?

“Pociągi pod specjalnym nadzorem” Jiřego Menzla, “Pod jednym dachem” Jana Hřebejka, “Wycieczkowiczów” Jiřego Vejdělka, “Kolję” Jana Svěráka.

Jakie czeskie miejsca Pan Doktor poleca?

Czeski Krumlow, Brno, Pragę.

Najfajniejszy czeski uniwersytet…?

Najlepszy w rankingach jest oczywiście Uniwersytet Karola w Pradze. Ja jestem absolwentem, a także doktorantem Uniwersytetu Masaryka w Brnie, dlatego dla mnie to jest oczywiście najfajniejszy uniwersytet. Z własnych doświadczeń widzę, że to bardzo perspektywiczna uczelnia, która dobrze radzi sobie z wyzwaniami współczesnego świata, a także dobrze zareagowała na kryzys koronawirusowy. 

Jakie są najpyszniejsze czeskie słodycze?

Czekolada Studentská pečeť, Kofila (batonik o smaku kawowym), Karlowskie opłatki, mleczne czekolady Orion, hořické trubičky (tradycyjne rurki waflowe).

Jaką taktykę nauki poleca Pan Doktor studentom bohemistyki? 

Po pierwsze mówmy jak najwięcej. Jeśli chodzi o naukę odmian, to dobrze byłoby zanurzyć się w języku, zamiast tylko uczyć się na pamięć tabelek. Nie zaniedbujmy żadnej z kompetencji językowych, skupmy się na wszystkich w podobnym stopniu mówieniu, czytaniu, pisaniu, gramatyce i słuchaniu, i róbmy to regularnie. Słuchanie można ciekawie urozmaicić czeską muzyką, bajkami i filmami. Na zajęciach często gramy w różne gry – to bardzo pozytywnie wpływa na naukę, zapamiętuje się wtedy więcej, jednocześnie przy tym bawiąc.

Ostatnio było głośno o Pana wolontariacie w domu seniora. Proszę co nieco o tym opowiedzieć. Jak to się stało, że został Pan wolontariuszem? Co Pana Doktora skłoniło? Jakie ma Pan Doktor wspomnienia? Co było najtrudniejsze? Co było najlepsze?

Czeskie Stowarzyszenie Psychoterapeutów, którego jestem członkiem uruchomiło, z racji koronawirusa, linię telefoniczną “Antena” dla ludzi, którzy byli samotni i mieli objawy lękowe. Niestety z powodu problemów technicznych linia się nie otworzyła, co mnie bardzo zasmuciło. Później dowiedziałem się za pośrednictwem Uniwersytetu w Brnie, że dom seniora w Ostrawie potrzebuje pomocy, wielu jego mieszkańców zaraziło się koronawirusem. Zostałem poproszony o wolontariat jako opiekun, sytuacja była poważna, ponad 40 osób było zakażonych, oznaczało to tak naprawdę wejście na pierwszą linię frontu. 17 kwietnia dostałem informację, a 20 rozpocząłem wolontariat. Było to naprawdę ciężka praca i dla mnie był to szok, ponieważ pracowało się w kombinezonie ochronnym, maskach, rękawicach z zachowaniem wszystkich środków ostrożności. Nie ukrywam, że było to bardzo wymagające. Przewijałem, kąpałem, myłem, kremowałem i roznosiłem jedzenie starszym i chorym – wszystko to w ochronnej odzieży. Trudno było nawet oddychać. Praca była ciężka fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie, ponieważ ci seniorzy byli chorzy i bardzo przeżywali rozłąkę z bliskimi. Obowiązywał zakaz odwiedzin, na własne oczy widziałem śmierć; byli tam ludzie nawet w wieku 80 czy 90 lat u kresu swojego życia. Czasami było mi przykro, ale nie wypadało tego okazywać, musiałem być profesjonalistą. Ta praca była dla mnie ogromnym życiowym doświadczeniem, zdałem sobie sprawę z najważniejszych wartości, jakimi są: relacje międzyludzkie pomoc, miłość, wsparcie, solidarność. 

Tekst: Natalia Michalak
Zdjęcie: Archiwum prywatne pana doktora Byčkova