Za każdym razem, gdy pociąg zbliża się do mojego miasta, spoglądam w okno. Dobrze znane mi obrazy są balsamem dla duszy. Czuję się bezpiecznie, bo znowu jestem u siebie. Za chwilę wysiądę z pociągu i w którą stronę bym nie poszła, nie zgubię się. To mój mały światek. Ciałem jestem tam rzadko, duchem – każdego dnia.

 

Zabrze – moje miasto. Moja ostoja. Moja opoka. Miejsce tragicznych wspomnień i tych najlepszych chwil. Tam spotykam wiele drogich mi osób albo po prostu tych znanych z widzenia. Tam jest moja rodzina, znajomi, przyjaciele. I groby najbliższych…Tam wsiadam w tramwaj, by pojechać trasą poznaną jeszcze za dzieciaka. Tam staję przed jedną, drugą szkołą: w jednej uczyłam się, jak napisać opowiadanie, jak dodawać „w słupku”,  w drugiej zdawałam maturę. Tam, stojąc przy jednej ulicy, przypominam sobie jak w pewne święta wielkanocne , gdy byłam jeszcze w podstawówce, wywróciłam się na rowerze, wioząc brata na bagażniku. Przy innej ulicy wracają wspomnienia ze spacerów z psem , eskapad do marketu po tanie landrynki i wysyłania dziadkowi totolotka w kolekturze – oczywiście po znajomości 🙂 Nigdzie indziej tego nie ma, bo nigdzie indziej na tak długo nie zagrzałam miejsca. To wszystko jest wyjątkowe. I nie daje o sobie zapomnieć.

Zabrzem mało kto się zachwyca. Nie ma tu pięknego rynku, wspaniałych ogromnych parków, nie ma nawet czystego powietrza. Peron na dworcu jest tylko jeden. Wybór miejsc, gdzie można posiedzieć wieczorem ze znajomymi czy coś zjeść, pobawić się, jest skromny. Ale jest. Ludzie często narzekają i drwią, że „Zabrze śmierdzi”, że „Zabrze jest nudne”, że to „dziura”. A ja lubię to, co tam mam. Lubię przytulną herbaciarnię w centrum miasta, las koło kąpieliska na Maciejowie, tramwaj numer 5 pędzący w stronę Biskupic niczym roller coaster, mikulczyckie pola, spokój Osiedla Janek, szyby kopalń. W Zabrzu są miejsca, w których czuję, jakbym nagle przeniosła się na wieś . Filigranowe domki jednorodzinne, pola, łąki, krowy, konie, kury…Wsiadam w autobus i niedługo później stykam się z szarą miejską zabudową. Uwielbiam ten kontrast.

Było już parę miast, w których jeszcze pomieszkiwałam. Dużo atrakcyjniejszych, lepiej znanych. Albo równie zwyczajnych. Ale one, niezależnie od wszystkiego, z Zabrzem nie mogą się równać. Bo w nim jest moje serce. Tęsknię za utartymi ścieżkami, za bliskością, pewnością i ufnością, którą dał mi Czas. Być może to właśnie on sprawił, że tak bardzo się przywiązałam. Podarował zakątki, które wielokrotnie odwiedziłam i ludzi, których tam poznałam. Miejsca, co prawda, zmieniają się, ludzie też. Ci drudzy do tego odchodzą, zapominają. Ale ważne wspomnienia zawsze zostają.

Każdy mój powrót do Zabrza, na chwilę czy na dłużej, przez ponad dwa ostatnie lata, to powrót do Domu. Tak właśnie tam się czuję. To moje tereny. Moje miejsce. Szare i brzydkie, ale moje. Nie jestem anonimowym przechodniem. Należę tam.

Autor: Natalia Michalak