Mieszkacie sami? Może z bliskimi? A czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, co by było, gdyby ktoś uniemożliwił Wam wyjście z domu? Zamurował okna i zabarykadował drzwi? Niektórym na początku może podobać się taka wizja. Ale co, kiedy zacznie kończyć się jedzenie? Co, kiedy zaczniecie otrzymywać tajemnicze wiadomości sugerujące, że ktoś przez cały ten czas obserwuje…?

Cóż, wtedy nasza „bezpieczna przestrzeń” od razu przestanie wydawać się taka bezpieczna. Głód, dyskomfort, wrażenie bycia obserwowanym, histeria, paranoja… W takiej sytuacji towarzyszyłyby nam m.in. te właśnie negatywne uczucia bądź zachowania. Świetnie oddano to w spektaklu Instytut, który niedawno miałam przyjemność obejrzeć w opolskim Teatrze im. Jana Kochanowskiego.

Pięcioro znajomych, ludzi o zupełnie różnych charakterach, stylach, poglądach czy pasjach, połączonych przez zamiłowanie do imprez i wspólne miejsce zamieszkania (choć tak naprawdę czworo z nich to tylko dzicy lokatorzy). Razem zostali w nim zamknięci, uniemożliwiono im wszelki kontakt ze światem zewnętrznym. Jedzenia mają tyle, co nic, więc za wszelką cenę usiłują się wydostać. A jest to tylko jeden z kilku motywów napędzających ich do działania. Tkwiąc w zamknięciu, bohaterowie cały czas są obserwowani. Przez kogo? Zapewne przez tego, kto stoi za zamknięciem ich w mieszkaniu. Jednak kim jest ten „ktoś”? Jaki jest jego motyw? Tego nie wie nikt. Wątek ten w pewnym stopniu kojarzy mi się z Rokiem 1984 George’a Orwella czy Procesem Franza Kafki, jednak pozwolę sobie ominąć wchodzenie w szczegóły, aby uniknąć niepotrzebnych spoilerów.

Nie wiem kim są „Oni”. Nie potrafimy nawet się domyślić. Mogą być naszymi sąsiadami. Mogą być dawnymi znajomymi, których kiedyś niechcący skrzywdziliśmy, byłymi dziewczynami, chłopakami, mężami, rodziną… – J. Żulczyk, Instytut, Świat Książki, Warszawa, 2016.

Co ciekawe, ten teatralny thriller nie skupia się na akcji, a na postaciach. Poniekąd zmuszeni do przebywania w niewielkiej przestrzeni bohaterowie prowadzą liczne konwersacje, mniej lub bardziej burzliwe, ale do bólu rzeczywiste i, w części, skłaniające do refleksji. W ten sposób poznajemy ich, dowiadujemy się o ich przeszłości, życiu prywatnym, sekretach (choć, jak się z czasem okaże, widzimy tylko czubek góry lodowej). Z boku przyglądamy się różnym maskom, które zakładają – również w sytuacji zagrożenia życia. W tym miejscu należy wyróżnić aktorów wcielających się w pięciu bohaterów. Niesamowicie zaskoczyli mnie swoją ekspresją i pewnością siebie – zdecydowanie widać po nich, że nie stoją na scenie pierwszy raz i że ufają sobie wzajemnie.

Czymś, co również przykuwało uwagę, były innowacyjne metody użyte na potrzeby spektaklu. Już na początku, aby przedstawić widzowi bohaterów, wyświetlono krótki film pokazujący ich profile w mediach społecznościowych. Oprócz tego kilka scen bohaterowie odgrywali poza polem widzenia publiczności, jednak jedna z postaci, Iga, nagrywała wszystko telefonem, z którego obraz transmitowano. Zakończenie również zostało przedstawione za pomocą krótkiego filmu. Osobiście pierwszy raz spotkałam się z tą metodą. Niezbyt mnie przekonuje, ale trzeba przyznać, że została ciekawie wykorzystana. Co do efektów specjalnych, również były imponujące, jednak mam do nich jedno zastrzeżenie. W pewnym momencie spektaklu na kilka chwil mocne światła reflektorów zaczęły bardzo szybko migać, o czym, według mnie, powinna pojawić się informacja na stronie internetowej. To tylko jedno zdanie więcej w opisie, a może zapobiec ewentualnemu atakowi epilepsji.

Idąc dalej, warto wspomnieć, że Instytut powstał w oparciu o powieść o tym samym tytule. Jej autorem jest Jakub Żulczyk – polski scenarzysta, pisarz, a także dziennikarz.

To było mieszkanie imprezowe. Ściągali tam ludzie z całego miasta na bifory i aftery, bo mieściło się w dobrej lokalizacji i można w nim było spotkać sporo fajnych osób. Pewnego razu pomyślałem – co by się stało, gdyby nas ktoś zamknął od zewnątrz, gdybyśmy nie mogli wyjść? […] Tak, mówiąc w skrócie, wymyśliłem „Instytut”. – Jakub Żulczyk

Niestety nie miałam okazji przeczytać wyżej wymienionego dzieła; o dziwo przed obejrzeniem spektaklu nawet o nim nie słyszałam. Teraz jednak czuję się wręcz zobligowana do sięgnięcia po Instytut i z pewnością uczynię to w najbliższym czasie.

Instytut jako spektakl miał premierę ponad dwa lata temu, 17 grudnia 2021 r. Regularnie powraca do repertuaru Teatru Kochanowskiego i wciąż cieszy się niezwykłą popularnością. Cóż, nie ma się czemu dziwić. Mieszanka codzienności, humoru (również czarnego), intrygi, akcji, do tego szczypta motywu dystopii, a wszystko odegrane przez uzdolnioną grupę aktorów. To coś, co zdecydowanie warto zobaczyć.

Na marginesie: jeśli macie zamiar usiąść w pierwszym rzędzie, przygotujcie się na to, że może spaść na Was trochę wody lub makaronu. Zaintrygowani?


Autorka: Weronika Sagan
Grafika: Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu