Kolorowe futra, Vagabondy, własny styl. W rozmowie ze mną o swojej pasji do mody, zakupach w second-handach i miłości do projektantów opowiada dwudziestodwuletnia absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej Uniwersytetu Opolskiego, Paulina Witkowska.

Czym jest dla Ciebie moda i jak zaczęła się Twoja przygoda z nią?

Może to zabrzmi zbyt banalnie, ale moda była moją ogromną pasją odkąd pamiętam. Mam artystyczną duszę, od zawsze interesowałam się sztuką, a moda jest właśnie odmianą sztuki użytkowej, która jest obecna w życiu każdego człowieka, stykamy się z nią na co dzień – czy tego chcemy czy nie. Już jako mała dziewczynka przeglądałam kobiece magazyny mojej mamy, albo oglądałam u babci pokazy mody na zagranicznym kanale Fashion TV. Wprawdzie wtedy jeszcze niewiele z tego rozumiałam, ale ogromną przyjemność sprawiało mi patrzenie na piękne modelki, które prezentowały bardzo oryginalne stylizacje. Czegoś takiego nie można było zobaczyć na polskich ulicach. To wszystko wydawało mi się tak bardzo nierealne – niczym bajka. Włączałam pokaz Chanel i przenosiłam się w baśniowy świat Karla Lagerfelda. Moda to trochę taka moja miłość od pierwszego wejrzenia, a ja wierzę w to, że pierwsza miłość jest najważniejsza, dlatego też moda jest mi ciągle tak bliska.

Jak określiłabyś swój styl? I który ze stylów uważasz za najmodniejszy w tym sezonie?

Uwielbiam styl vintage, a rzeczy, które mają w sobie ukrytą historię to coś, co kocham. Bardzo rzadko kupuję ubrania w sieciówkach, cieszą mnie rzeczy dorwane za grosze w second-handzie albo wygrzebane w szafie babci. Lubię też wynajdywać „perełki” w Internecie, np. na portalu vinted lub allegro. Na bieżąco śledzę wszystkie nowe trendy, jednak nie podążam ślepo za modą. Wybieram tylko to, co współgra z moim stylem, ponieważ nie chcę czuć się jak w przebraniu. Jeśli chodzi o trendy w tym sezonie, to uwielbiam welur i aksamit pod każdą postacią, zarówno na butach i torebkach, jak i na spodniach i płaszczach. Podoba mi się również motyw wężowy oraz przeróżne haftowane wzory dominujące na wszystkich częściach garderoby. Moim faworytem są też kolorowe futra, które już od kilku lat goszczą w mojej szafie.

Nie da się ukryć, że moda jest obecna w całym Twoim życiu. Czy można więc powiedzieć, że jest to coś, z czym wiążesz swoją przyszłość?

Pochodzę z małego miasta, które do tej pory wygląda, jakby czas się tam zatrzymał. Dla ludzi z Prudnika moda raczej nie jest niczym ważnym. Ludzie stawiają na bezpieczne kolory i fasony ubrań, brakuje im odwagi do tego, żeby wyróżnić się spośród szarego tłumu. Pamiętam, że zawsze wyglądałam inaczej niż wszyscy. W szkole nigdy nie chciałam nosić tego, co miały moje koleżanki i zawsze staram się stawiać na indywidualizm. Pomimo tego, że często słyszałam negatywne opinie na temat mojego wyglądu, to nigdy nie powstrzymało mnie to przed dbaniem o własny styl. Lubię wyznaczać sobie cele i dążyć do ich realizacji, jednak moda to bardzo dynamiczne zjawisko i trudno jest dokładnie zaplanować swoją przyszłość w tej branży. Kiedyś marzyłam o tym, żeby studiować projektowanie na ASP. Niestety, jestem totalnym beztalenciem jeśli chodzi o rysowanie i musiałam się pożegnać ze swoimi marzeniami. Później przyszło kilka innych pomysłów. Zainteresował mnie visual merchandising (czyli kreowanie przestrzeni handlowej), zaczęłam marzyć o pracy w redakcji magazynu modowego oraz o otworzeniu własnego sklepu z rzeczami vintage. Dostałam również sporo propozycji współpracy przy stylizowaniu sesji zdjęciowych, jednak wiązałoby się to z moją przeprowadzką do Warszawy, którą jak na razie odkładam na później. Planów na życie mam całkiem sporo, na razie o szczegółach nie chcę mówić, żeby nie zapeszać. Na ten moment oficjalnie można mnie znaleźć na Instagramie jako chaos_of_trouble oraz Paulineskaa na vinted.pl, gdzie wyprzedaję swoją szafę.

Wiem, że brałaś udział w warsztatach z “Glamour”. Czy udział w takim wydarzeniu wpłynął w jakiś sposób na Twoje życie?   

Pochwalę się, że wzięłam udział w kilku konkursach na najlepsza stylizację i wygrałam w tym organizowanym przez “Elle” i “Glamour”. Zostałam zaproszona do wzięcia udziału w warsztatach, które odbyły się we wrześniu w Warszawie. Było to dla mnie świetne doświadczenie. Jeszcze nigdy nie spotkałam naraz tylu ludzi, którzy mieliby taką samą pasję jak ja i podobne podejście do mody. Poznałam nie tylko osoby pracujące w redakcji “Glamour”, ale także ludzi, których do tej pory mogłam widzieć jedynie w Internecie, np. Krzysztofa Adamka, znanego fotografa, który robi sesje zdjęciowe m.in. dla Jessici Mercedes i Maffashion. Podczas warsztatów projektowaliśmy bluzy, do których później tworzyliśmy stylizacje. Na przygotowanie stylizacji mieliśmy tylko 3 minuty, w tym czasie również modelka musiała ubrać się w przygotowane przez nas zestawy. Czasu było naprawdę bardzo mało, a dodatkowym utrudnieniem było to, że stworzony przez nas look musiał nawiązywać do motywu jedzenia. Oprócz tego dowiedziałam się także wielu ciekawych rzeczy, które są dość istotne dla osoby, która swoją przyszłość wiąże z branżą modową oraz utwierdziłam się w przekonaniu, że moda to jest naprawdę to, czym chcę się zajmować w przyszłości.      

Na przestrzeni ostatnich paru lat obserwuje się modę na zakupy w tzw. second-handach. Znaczna część Twoich stylizacji pochodzi właśnie stamtąd. Jaka jest historia z tym związana?

Swoją przygodę z second-handami zaczęłam bardzo dawno, bo jakieś paręnaście lat temu. Pamiętam jeszcze czasy, w których w moim rodzinnym mieście ubrania leżały w ogromnych skrzyniach i wszystkie rzeczy były na wagę. Zawsze w dniu dostawy nowego towaru biegłam od razu po szkole do swoich ulubionych lumpeksów i wychodziłam stamtąd z torbą pełną unikatowych ubrań. W tamtych czasach w sklepach z używaną odzieżą można było spotkać wyłącznie panie 60+, więc byłam chyba jedyną nastolatką, która odwiedzała prudnickie lumpeksy. Dopiero parę lat później second-handy zaczęły robić się popularne, a ludzie przestali się wstydzić w nich kupować. W małych miastach łatwiej jest znaleźć coś w second- handzie, również ceny są zdecydowanie niższe niż w dużych miastach, takich jak Warszawa czy Wrocław. W Opolu można trafić na naprawdę ciekawe perełki. Jest wiele fajnych szmateksów, a ja nie mam swojego jednego ulubionego. Jeśli planujemy wypad do sh, musimy mieć jednak dość sporo wolnego czasu, a przede wszystkim – cierpliwości. Nie można również się zrażać tym, że po pierwszym takim wypadzie wrócimy do domu z pustymi rękami. Trening czyni mistrza! Nie skreślajmy też od razu jakiegoś sklepu tylko dlatego, że nie znaleźliśmy w nim niczego dla siebie. Spróbujmy pójść tam parę razy, najlepiej w dniach dostaw z pewnością za którymś razem w końcu uda nam się coś kupić. Nie ukrywam, że jest to czasochłonne zajęcie. Nierzadko potrzeba nawet kilku godzin na to, żeby obejść wszystkie sklepy i przerzucić wszystkie wieszaki, zanim znajdziemy chociaż jedną rzecz dla siebie. Często jednak przy odrobinie szczęścia wystarczy 5 minut i wyjdziemy z second-handu z pełną reklamówką ubrań. Naprawdę nie ma na to reguł, liczy się szczęście i cierpliwość.

W takim razie z jakiego ubrania znalezionego w second-handzie cieszysz się najbardziej i dlaczego?     

Jest wiele takich rzeczy. Najbardziej cieszę się, jeśli uda mi się znaleźć rzecz od znanego projektanta, na którą w normalnym sklepie nie mogłabym sobie pozwolić. Znalazłam m.in. oryginalny szalik Burberry, pasek Moschino, płaszcz od Jil Sander czy spodnie od Acne. Uwielbiam w second-handach to, że można znaleźć tam za grosze bardzo dobre gatunkowo ubrania. Warto jest polować w lumpeksach na kaszmirowe płaszcze i szaliki, swetry z naturalnej wełny czy jeansowe kurtki levisa. To rzeczy, które nigdy nie wyjdą z mody, są bardzo dobrej jakości i będą nam służyć przez wiele lat.

Jaki procent Twoich ubrań w szafie to ubrania z sh? Czasami potrafisz zrobić świetną „stylówkę” za kilka złotych, to coś świetnego! 🙂

Trudno jest stwierdzić, jaki to dokładnie procent, bo kupuję też sporo rzeczy przez Internet i zawartość mojej szafy ciągle się powiększa. Powiem może tak: mniej więcej 90% moich ubrań zostało zakupionych z drugiej ręki. A, i dziękuję za komplement! <uśmiech>

Jaki jest Twój najtańszy i najdroższy ciuch w szafie?

Mam wiele ubrań kupionych za 1 czy 2 zł, nawet zdarzyło mi się upolować jakiś płaszcz za 2 zł. Najdroższą rzeczą pewnie są któreś z moich butów, do których mam ogromną słabość. Wydaje mi się, że będą to któreś buty marki Vagabond, jednak jest to inwestycja na lata, są wykonane ze skóry naturalnej i przyznam się szczerze, że to jedyne buty na obcasie, w których dam radę przechodzić cały dzień.

Obecnie spory procent „modnych Polek” prowadzi blogi, tworzy wpisy, dołącza do nich dziesiątki zdjęć i marek – Ty postawiłaś głównie na Instagrama. Czy uważasz, że w dobie nowych mediów i lenistwa użytkowników to na jego platformie można zaistnieć najszybciej?

Tak naprawdę dopiero od kilku lat w Polsce panuje „moda na modę”. Nagle wszyscy chcą być blogerami, stylistami czy projektantami. Z jednej strony to dobrze, że Polska robi się coraz bardziej innowacyjna i nie odbiega już tak bardzo od reszty krajów, jak to było jeszcze parę lat temu. Z drugiej strony jednak trochę irytuje mnie to, że coraz więcej osób zakłada blogi „modowe” tylko dla profitów wynikających z prowadzenia takiego bloga. Niestety, już po kilku wpisach zamieszczonych na blogu wyraźnie można zaobserwować, kto prowadzi bloga z pasji, a kto tylko dla darmowych ubrań. Lubię czytać blogi osób, które mają swój styl, które chcą coś przekazać światu, a nie tylko zaprezentować zdjęcia ubrań, które dostały za darmo. W przypadku bloga modowego liczą się nie tylko ładne zdjęcia, treść również jest bardzo ważna, a czasem powiedziałabym, że jest ona nawet ważniejsza.

Kilka miesięcy temu postanowiłam, że zacznę regularnie dodawać zdjęcia na swojego Instagrama, poczułam taką wewnętrzną chęć, by pokazać światu to, co robię. Nie sądziłam, że w tak krótkim czasie zacznie mnie obserwować prawie 10 tysięcy osób. Instagram jednak trochę mnie ogranicza, bo ukierunkowany jest głównie na zdjęcia, a nie na treść, dlatego też nie wykluczam tego, że za niedługo spróbuję jeszcze czegoś innego. Mam w głowie kilka pomysłów, ale na razie nie chcę zapeszać.

Kto jest Twoja inspiracją, modowym guru? Czy tak się w ogóle mówi? <śmiech>

Moją inspiracją jest Sophia Amoruso, założycielka Nasty Gal. Polecam jej książkę „Szefowa”, w której opisuje, jak z dziewczyny, która nie miała pieniędzy na zapłacenie rachunków, stała się właścicielką modowego imperium wartego 240 milionów dolarów. Uważam, że to bardzo inspirująca postać, której warto przyjrzeć się bliżej.

Prace jakich projektantów chciałabyś mieć w swojej szafie?

Kilka miesięcy temu odkryłam dom mody Vivetta, mają genialne, unikatowe ubrania, z chęcią przygarnęłabym większą część ich kolekcji. Od kilku sezonów zachwycam się kolekcjami od Gucci. Podobają mi się również minimalistyczne rzeczy od Celine oraz projekty Isabel Marant. Lubię także klasykę w stylu Chanel i Burberry.                

Czego nigdy w życiu byś nie założyła?

Torebki marki o bag, naprawdę nie potrafię zrozumieć, na czym polega jej fenomen.

Co zakładasz najczęściej?

Pewnie któryś z moich kapeluszy, mam ich tylko kilka, a noszę je codziennie.

Czy Twoim zdaniem z mody da się wyżyć?            

To zależy od tego, co konkretnie robisz w tej branży. To samo pytanie mogłabyś zadać komuś, kto pracuje w handlu. Rozpiętość jest ogromna, wiadomo jak wielka jest różnica pomiędzy wynagrodzeniem kasjerki a zarobkami właściciela prężnie rozwijającej się firmy.         

Kto jest Twoim fotografem? Wykorzystujesz rodzinę? Przyjaciół?

Jeśli spotkasz się ze mną za dnia, musisz liczyć się z tym, że zmuszę Cię do zrobienia zdjęcia mojej stylizacji. A tak na poważnie, to większość zdjęć robi mi moja mama.

No właśnie! Jak zareagowała Twoja rodzina na pomysł życia związanego z modą?

Już przyzwyczaili się do tego, że zawsze miałam dość szalone pomysły, najważniejsze, że mi ufają i wierzą, że mi się uda. Nawet sami zachęcają mnie do tego, żebym realizowała swoje marzenia.

Uwielbiasz też tatuaże. Czy to druga, rodząca się pasja?

Moda pozwala nam wyrazić siebie, możemy pokazać innym, jacy jesteśmy, lub jak chcielibyśmy być przez innych odbierani. Z tatuażami jest podobnie, z tym, że ubranie zmienisz na nowe, a tatuaż zostanie z tobą na całe życie. Lubię tatuaże, mam ich dość sporo, a każdy z nich kojarzy mi się z konkretnym momentem w moim życiu. W sumie nie nazwałabym tego pasją. Jestem estetką i lubię piękno, a każdy z moich tatuaży traktuję jak swoje małe dzieło sztuki.

Kim chciałabyś być w przyszłości? (Szczerze!)

Nie będę oryginalna i powiem, że redaktor naczelną polskiego “Vogue’a”, który mam nadzieję, że kiedyś powstanie.

Tego właśnie Ci życzę, dziękuję za rozmowę.

Dziękuję! 🙂

Linki do stron, na których możecie znaleźć Paulinę:

INSTAGRAM: KLIK

VINTED.PL: KLIK

Natalia Worek