Kręci mi się w głowie. Już dłuższy czas. Nie wiem co z tym robić. Nie przechodzi. Idę do lekarza. Rodzinnego. Tego niby najbliższego. Mówię, co się dzieje. „Hm, może błędnik” – mówi lekarz. Sprawdzam: Nope. „Hm, może jakieś zaburzenia kardiologiczne” – sugeruje. Nie, przebadane serce ma się bardzo dobrze. Rzucam wreszcie może, że chodzi o podłoże emocjonalne. Lekarz kręci głową z dziwnie sarkastycznym wyrazem twarzy mówiącym „No jeszcze co”. Mówi, że to na pewno nie o to chodzi, może samo przejdzie, a coś takiego nie dzieją się przez takie „głupstwa”.

Kilka miesięcy później rozpoczynam studia. Nowe otoczenie, nowi ludzie, nowa sytuacja. Jednocześnie też nowe stresy, ale jakoś tak łatwiej i lżej. Wiele dyskusji, które nie są puste i bezsensowne motywują mnie do rozwoju i zdobywania kolejnych porcji wiedzy. Na jednej z nich, podczas lektoratu z języka angielskiego, tematem jest wpływ mediów społecznościowych oraz ich nadużywania przez ludzi, przede wszystkim młodzież. Jednym z głównych, wspólnie podniesionych przez całą grupę, wniosków jest aspekt coraz większej alienacji, separowania się od reszty społeczeństwa, zasłaniania się fasadą social mediów, które z nazwy powinny być bardziej social, jednak dalej są to media – czyli pośrednik. I tę coraz bardziej dominującą pośredniość traktujemy w listopadowy wtorek siedząc na kolejnych zajęciach z rzędu jako coś negatywnego.

„Kim jest człowiek?” – zadałem kiedyś takowe pytanie pijanej koleżance podczas Juwenaliów, w środku nocy. Brzmi dziwnie, ale jednocześnie dopowiem, że istotne. Otóż koleżanka głowiła się nade filozoficznie, próbowała odpowiedzieć w sposób jak najbardziej wyniosły, a ja jej powiedziałem: „Ok, ale nie. Człowiek jest przede wszystkim istotą stadną.” Rozumiecie? Stadną. To znaczy funkcjonuje w grupie, nieważne czy jest bardziej towarzyski, czy bardziej aspołeczny. Musi żyć w społeczeństwie. Nawet utopia o byciu jedynym człowiekiem na takiej, ot chociażby z samej nazwy, bezludnej wyspie już zawiera w sobie pierwiastek społeczny.

Pani wykładowczyni w pewnym momencie dyskusji (ten w pewien listopadowy wtorek) „wyciąga” statystyki. Są miażdżące. Według jednego z ostatnich badań – w tamtym czasie – około 25% studentów w Europie tj. w wieku 19-26 cierpi na depresję. Wyliczamy, trochę uogólniając – może niewłaściwie, ale jednak jeszcze bardziej ukazuje nam to skalę problemu: czyli co czwarty student ma depresję. Patrzę na grupę ćwiczeniową: oho, na sali mogą siedzieć tu nawet 3 osoby z depresją. Licząc z całego roku może to już być 15 osób. Z całej uczelni zebrałoby się blisko 2000 studentów. Młodych ludzi, przed którymi całe życie. Którzy mają być intelektualną elitą tego narodu. I tak w każdym z krajów, nie skupiając się przecież tylko na Polsce.

Obok mnie leży książka znakomitej reportażystki, autorytetu z branży dziennikarskiej, która nosi krótki, treściwy i pełen szczerości tytuł: „Polska odwraca oczy”. Opisuje wiele tragicznych spraw, które wydarzyły się przez niedopatrzenia, obojętność, znieczulicę społeczną, patologiczne zachowania danych jednostek.

Depresja to już nie problem tylko jednostek, ale całych społeczeństw! Skoro 2-3 lata temu procent z depresją był już tak duży, a tendencja niebotycznie wzrastająca, to strach myśleć co będzie w kolejnych latach. Jak będzie wyglądało i funkcjonowało społeczeństwo za dekadę czy dwie, gdzie te pokolenia, które już zasadniczo urodziły się ze smartfonem w dłoni i dźwiękami powiadomień w uszach dorosną…

Przeglądam profile młodych dziewczyn. Chroniczne – niczym opisywany stan – pojawiają się opisy w stylu „nic absolutnie do zaoferowania drugiej osobie”, „totalna pustka’, „po co żyć”, „czy cokolwiek tutaj ma jakiś sens”. Nie dotyczy to tylko płci żeńskiej, żeby nie było, jednak tutaj bodźce są bardziej widoczne i depresjotwórcze. Ciągłe porównywanie się z koleżankami, rówieśniczkami, idolkami – udostępniane najlepsze momenty życia, zdjęcia z wakacji, radosnych chwil, które u innych mogą pobudzać zupełnie odwrotne emocje: żal, smutek, zazdrość, rozpacz, depresję. Niezrozumienie, czemu innym się powodzi, a mnie akurat nie. Coraz większa pustka.

I część powie: „Przesadzasz”. No dobra – jeśli co 40 sekund ktoś na świecie popełnia samobójstwo, a absolutna większość powodowana jest przez stany depresyjne, jeśli w ciągu najbliższych 2 lat średnia ta ma zmienić się do jednej próby samobójczej co 22 sekundy, jeśli samobójstwo jest już drugą najczęstszą przyczyną śmierci wśród młodzieży (15-29 lat), jeśli w Polsce liczymy targnięcia się na własne życie już w tysiącach, a nie setkach, jeśli dla Ciebie to przesada, to okej. Ale czy dalej będziesz tak mówił, gdy problem dotknie kogoś z Twojej rodziny czy znajomych?

Wiadomo – mądry Polak po szkodzie, ale jak tak przyglądam się światu przez te ponad już dwie dekady życia, to jednak nie tylko Polak – podobnie ma się rzecz w innych państwach, tak to już chyba jest. Nie musi tak być, ale nikogo nie przekonasz do zmiany nastawienia, dopóki się coś tragicznego, mocnego, wstrząsającego nie stanie. Większe środki ostrożności po zamachach terrorystycznych, zmiany w prawie po katastrofie budowlanej… I nie, nie chcę tu porównywać depresji i wynikających z tego samobójstw do celowych ataków terrorystów, ale jednak efekt jest najczęściej taki sam. Giną ludzie. A życia nie kupisz jak samochodu, jedzenia czy lajków. Budynki można odbudować, mosty naprawić, ale ludzi nie wskrzesisz. Jednak w niektórych przypadkach można pomóc, aby statystyki zgonów nie były wyższe.

Wyciągając pomocną dłoń da się nie tylko poprzez uratowanie kogoś z wypadku samochodowego, wyciągnięcie kogoś topiącego się z wody. Można to zrobić na wiele, wiele sposobów, o których nie zawsze myślimy. Oddać krew, zarejestrować się w bazie potencjalnych dawców szpiku, dobrowolnie oddać narządy po śmierci, przesłać datki na rzecz instytucji działających na obszarach, gdzie głód, brak dostępu do wody czy służby zdrowia to normalność. To wszystko wymaga pewnych poświęceń, czasami bardzo skomplikowanych i ciężkich do podjęcia. Tylko są też takie, które wydają się błahe – i mimo tej błahości naprawdę niosą pomoc i przynoszą realne efekty. Podjęcie rozmowy z osobami, które znamy. To tak śmiesznie brzmi. Zapytanie czy wszystko okej, jak się czują, czy nie chcą czegoś przedyskutować.  I to nie ma być drążenie i szukanie problemu na siłę, ale też nie ograniczajmy się do wymiany dwóch zdań o pogodzie, albo przesłania sobie kolejnej porcji emotikonów. 

Bo za tą uśmiechniętą buźką nie zawsze bywa tak kolorowo. Depresja nie ma jednej twarzy. Nosiło ją w sobie wiele, na różne sposoby. I nie zawsze bywały one tylko smutne i przygnębione.

Jedną z nich była twarz Chestera Benningtona. Osoby, która – nie zawaham się tego tak nazwać – była mi bliższa niż rodzina. Ktoś napisał, że jego głos był ratunkiem dla milionów, całego pokolenia, które swoją młodość rozpoczynało wraz z nowym tysiącleciem. Prawdziwy talent, a nie nadmuchany medialnie balonik. Głos-perła wśród kamieni. Nie będę się rozpisywał, ile muzyka Linkin Park dla mnie znaczyła, ile radości przyniosło nieprzerwane kilkanaście lat słuchania ich twórczości. Bo to wszystko jest paradoksem – w naszym życiu jest ich pełno. Paradoks tego wszystkiego polegał na tym, że przekaz tej muzyki, którą słuchaliśmy był dołujący, ale jednocześnie nas pocieszał, ratował, był pewnego rodzaju katharsis. Niech brzmi to górnolotnie, ale tak było: przez muzykę, którą Chester tworzył i wykrzykiwał jeszcze bardziej przeżywaliśmy swoje życie, emocje jemu towarzyszące. Chester natomiast nigdy nie zaprzestał mówić o ważnych rzeczach…

Jest rok 2002. Po wielkim sukcesie debiutanckiej płyty „Hybrid Theory” członkowie Linkin Park nagrywają materiał do kolejnej. Jedną z piosenek, które ostatecznie znajdują się na drugim albumie jest „Breaking The Habit” – utwór napisany przez Mike’a Shinodę, który z nagraniem tej melodii męczył się przez ponad 5 lat. Tekst powstał jednak niewspółmiernie szybciej, w kilka godzin. Gdy Chester wchodzi do sali prób, aby zaśpiewać wokale do nagrania nie potrafi tego zrobić…Próbuje kilkanaście razy, wielokrotnie przerywa i płacze…. Tekst traktuje o walce z samym sobą, uzależnieniami, w które wpadamy przez nasze problemy. Chester odnajduje w tych wersach samego siebie – człowieka, który po wielu tragicznych przeżyciach w dzieciństwie zagubił się i jego jedyną ucieczką stają się dla niego narkotyki i alkohol. Wieloletnie uzależnienie udaje mu się w końcu pokonać poprzez impuls nadany przez Shinodę, chęć rozmowy i pomoc przyjacielowi. Przez kilkanaście następnych lat wydaje się, że wszystko jest wspaniale. 20 lipca 2017 roku coś jednak pęka i po kilkunastoletniej walce z nierównym przeciwnikiem – depresją – Chester Bennington się poddaje.

(Wykonanie „Breaking The Habit” podczas ostatniego koncertu przed samobójstwem Chestera Benningtona: https://www.youtube.com/watch?v=915iC1qS7MY )

Czy to było tchórzostwo? Czy nikt nie chciał pomóc? Jak to w ogóle wytłumaczyć…?

Czasami po prostu są przypadki, w których nie chce się już przyjęcia pomocy. Albo ta pomoc się po prostu po pewnym czasie przeterminowała…? Jednak opisuję ten przypadek nie tylko poprzez osobiste gusta muzyczne czy emocje, ale także to, co stało się poprzez tę śmierć. Wcześniej mieliśmy przecież do czynienia z podobnymi: Robbie Williams, Chris Cornell, jednak ta coś zmieniła na dłużej niż tydzień. Ruszyła lawina. Jak przedtem tysiące samobójstw innych ludzi miały miejsce, tak niestety dopiero to musiało przelać czarę goryczy. Mądry świat po szkodzie, ale jednak nadal nie do końca. Zaczęto wreszcie mówić więcej o tym, że ludzie mają także zdrowie psychiczne, ono istnieje, jest bardzo ważne i da się na nie wpływać, leczyć. Niestety skala dalej jest niewielka, niszowa. Skoro nic nie boli fizycznie, to znaczy nic się nie dzieje.  Tak jak odpowiedział kiedyś lekarz do pacjenta.

A ja pytam tym tekstem: Jak długo jeszcze będziemy odwracać oczy?

 

 

116 111 – Telefon Zaufania Dla Dzieci i Młodzieży
Zadzwoń lub napisz, gdy coś Cię martwi, masz jakiś problem, nie masz z kim porozmawiać lub wstydzisz się o czymś opowiedzieć. Od 1 stycznia 2018 roku jest czynny codziennie od godziny 12.00 do 2.00 w nocy, wiadomość przez stronę www.116111.pl możesz przesłać całą dobę. Pomoc świadczona przez konsultantów Telefonu 116 111 jest całkowicie bezpłatna.

Antydepresyjny telefon zaufania Fundacji ITAKA: 22 484 88 01

http://stopdepresji.pl/antydepresyjny

 

fot. AP Photo/Damian Dovarganes