Pełnik Anny Lewickiej to powieść wydana przez Wydawnictwo Jaguar. Stanowi ona ciekawą pozycję polskiej literatury grozy. Dzięki magicznej sile słowiańskiej legendy autorka zabiera czytelnika w podróż po zakątkach Kotliny Kłodzkiej i roztacza pełen witraż motywów zaczerpniętych z folkloru.

O czym to jest?

Pełnik to pierwsza powieść Anny Lewickiej, jaką miałam okazję przeczytać. Chciałabym bardzo podziękować wydawnictwu Jaguar za tę możliwość.

Główną bohaterką tej książki jest Emilia, warszawska prawniczka, która porzuca karierę i dotychczasowe stresujące życie, aby zamieszkać w rodzinnym Pełniku – miejscowości leżącej w leśnych ostępach Kotliny Kłodzkiej. W odziedziczonym po zmarłej ciotce domu kobieta planuje prowadzić pensjonat. Okazuje się jednak, że opuszczona posiadłość kryje niejedną mroczną tajemnicę.

Tajemnica i mrok starego domostwa

Wszechobecna i przenikliwa atmosfera grozy. Wartka akcja, która komplikuje się coraz bardziej z każdą powieściową stroną. A do tego niezwykła sceneria – stary opuszczony dom, niezrównane piękno krajobrazów malowniczej Kotliny Kłodzkiej oraz znajdujących się na jej terenie lasów i skał skrywających niezbadane dotąd sekrety. Chyba niczego więcej nie można chcieć od dobrej powieści grozy, a Pełnik pozornie zdaje się zawierać wszystkie te elementy.

Pozornie, bo podczas czytania okazuje się, że ciekawie zapowiadająca się fabuła staje się coraz bardziej przewidywalna, a i samej grozy uświadczyć można tu niewiele. Osobiście nie zestawiłabym również (tak jak czyni to wydawnictwo) tej pozycji z prozą Edgara Allana Poego – w moim odczuciu amerykańskiego twórcę cechuje bowiem odmienny rodzaj poetyki i artystycznego kunsztu niż autorkę Pełnika. To nie tak, że jedno z tej dwójki pisarzy jest ewidentnie lepsze, a drugie gorsze! Sugeruję jedynie, że w moim odczuciu są oni – pomimo tworzenia w tym samym nurcie literackim – zbyt od siebie odmienni, aby można było dopatrywać się między nimi tak jednoznacznego podobieństwa.

Groza jednak niegroźna

Otwarcie przyznaję, że nie jestem wielką fanką literatury grozy, zwłaszcza takiej, w której na każdej stronie leje się krew, w powietrzu fruwają wyprute wnętrzności, a po ziemi co rusz walają się trupy. A zatem od początku nie oczekiwałam, że Pełnik roztoczy przede mną makabryczne sceny jak z horroru. I dobrze, że tak się nie stało. Mimo wszystko liczyłam jednak na jakąś namiastkę obiecywanej grozy, która przyprawi o przyjemne ciarki na plecach. Przez moment była niby mroczna tajemnica, był intrygujący klimat, ale… wszystko to rozproszyło się wraz z rozwojem akcji.

Raz jeszcze zaznaczę, że utożsamiam grozę z nastrojem, jaki powieść wytwarza, a nie z nagromadzeniem obrazów makabry. Przykładowo w Psychozie Roberta Blocha też nie ma przecież scen bardzo drastycznych, a jednak czytelnik brnie przez kolejne kartki powieści pełen wewnętrznego niepokoju. Tutaj niestety tego mi zabrakło – prawdopodobnie dlatego, że w znacznej części powieści nad mrokiem grozy przeważyła tematyka obyczajowa i erotyczno-fantastyczna. 

Książka tylko dla rozrywki?

Książka dla rozrywki to chyba najtrafniejsze określenie Pełnika, jakie przychodzi mi do głowy. W tym przypadku nie niesie ono jednak w sobie konotacji pejoratywnych.

Istnieją takie powieści, które wciągają i jednocześnie przytłaczają swym geniuszem, a po ich przeczytaniu człowiek potrzebuje czasu na refleksję i pozbieranie myśli. Pełnik do takich nie należy, a przynajmniej we mnie nie wzbudził niestety żadnych donioślejszych emocji. Niemniej jednak jestem daleka od tego, by kwestionować i bagatelizować znaczącą rolę współczesnej literatury rozrywkowej, bo jest nam ona równie potrzebna, co klasyka. Nawet zagorzały kinoman i entuzjasta ambitnego kina nie pogardzi raz na jakiś czas zdecydowanie mniej ambitną komedią. Podobnie jest z książkami! Wszyscy potrzebujemy czasem relaksu i odskoczni, a po długim i męczącym dniu każdy chętniej sięga przecież po lżejszą (co nie znaczy gorszą!) lekturę. Nie zapominajmy również o tym, że czytanie to nie tylko wysiłek intelektualny. Dobra książka powinna nieść także radość i przyjemność. To chyba podstawowy i zarazem najważniejszy czynnik, który Pełnik niewątpliwie spełnia.

Moim zdaniem „szału” nie było

Wobec Pełnika mam dość mieszane uczucia. Zniechęciłam się już na samym początku, bo styl pisania autorki niespecjalnie mi pasował, a to właśnie na warstwę językową powieści zawsze zwracam uwagę w pierwszej kolejności. Skoro zatem już tutaj pojawił się zgrzyt, to z góry uznałam, że dalej może być tylko gorzej…

Ale nie było! Akcja powoli się rozkręciła, więc dałam książce jeszcze jedną szansę i tym razem nawet udało mi się na chwilę wciągnąć się w fabułę. Z każdym kolejnym rozdziałem byłam coraz bardziej ciekawa zakończenia. Aż wreszcie zakończenie nadeszło i… przyniosło ogromne rozczarowanie! Dość trywialne zwieńczenie (całkiem intrygującej) fabuły sprawiło, że moja ogólna ocena powieści spadła jeszcze bardziej.

Kolejny mankament stanowi, moim zdaniem, przesycenie akcji ogromną ilością erotyki. Uważam, że wątek miłosny można było wprowadzić w dużo bardziej subtelny sposób – abstrahując już od faktu, że sam motyw trójkąta miłosnego jest dość popularny i chętnie używany przez współczesnych twórców. Niektóre sceny z udziałem głównej bohaterki były nie tyle odważne, co zwyczajnie wulgarne i obsceniczne. Nadmierne epatowanie erotyzmem zdecydowanie nie przysłużyło się książce.

Powieść oczywiście ma też kilka dobrych stron. Ciekawy element stanowi wpleciony w nią wątek legendy o znanym wszystkim mieszkańcom Kotliny Kłodzkiej Duchu Gór. To właśnie udział miejscowego folkloru stanowi jedną z głównych zalet Pełnika i zdecydowanie wyróżnia go na tle wielu innych powieści fantasy. Duży plus stanowią również odautorskie wyjaśnienia, które zapoznają czytelnika bliżej z postacią legendarnego Liczyrzepy. Spośród bohaterów najbardziej przypadł mi do gustu Krzysztof, chłopak Emilii. Sama główna bohaterka zaś nie zyskała mojej większej sympatii – skądinąd jej kreacja nie wydaje mi się specjalnie wiarygodna psychologicznie.

Pełnika nie sposób podsumować jednym słowem. Nie jest to na pewno książka zła, jednak ponownie raczej po nią nie sięgnę. To miła odskocznia na jeden wieczór, szybko i lekko się czyta, ale niczym szczególnym nie zapada w pamięć. Za to dla miłośników folkloru i mieszkańców Kotliny Kłodzkiej będzie to na pewno niezwykle ciekawa pozycja. Mam nadzieję, że przyczyni się ona do zwiększenia zainteresowania tym pięknym, choć często tak niedocenianym regionem naszego kraju, który i mojemu sercu jest bliski.

Reasumując, Pełnik uważam za ciekawą i bardzo nastrojową pozycję, która łączy elementy wielu odmian powieściowych. Zawiera w sobie cechy prozy gotyckiej, psychologicznej, erotycznej oraz – w najmniejszym co prawda stopniu – literatury grozy. Raczej mało kto odczuje podczas czytania tak wyczekiwany przez fanów wszelakich potworności dreszczyk emocji, niemniej jednak uważam, że jest to książka, której warto dać szansę. Już samo wejście w zabarwiony fantastyką magiczny świat Kotliny Kłodzkiej na pewno zapewni czytelnikowi dobrą zabawę i wiele satysfakcji z czasu mile spędzonego w towarzystwie książki.


Autorka: Zuzanna Kozłowska
Grafika: Wydawnictwo Jaguar