Pandemia koronawirusa już minęła, ale do dziś trudno oderwać się od tego tematu. Wciąż jest on poruszany w codziennych rozmowach i mediach. Z pewną obawą czytałem książkę Alexandry Bracken Mroczne umysły. Czy nie będę miał przed oczami sytuacji takiej jak ta w trakcie pandemii COVID-19? Otóż nie, było wręcz przeciwnie. 

Książka opowiada historię Ruby – nie tylko niezwykle ambitnej, ale i odważnej dziewczyny. W wyniku rozpowszechnionej na całym świecie choroby, decyzją swoich rodziców, trafia ona do obozu, który ma odizolować młodych, a co za tym idzie – potencjalnie chorych ludzi od świata zewnętrznego. W wyniku izolacji oraz badań, które na nich wykonywano, dziewczyna i kilkoro innych nastolatków otrzymują dosyć specyficzne moce. Ruby zostaje postawiona przed dylematem – albo uciec i stanąć do walki z rządem Stanów Zjednoczonych, albo zostać i cierpieć w obozie dla chorych.

Muszę od razu zaznaczyć, że bardzo podobał mi się sposób prowadzenia narracji. Książka jest napisana prostym językiem, dzięki czemu czyta się ją bardzo szybko. Na dodatek bohaterowie są niezwykle dobrze wykreowani, choć wydaje się, że niektórzy są nieco stereotypowi. Zachowania wkraczających w dorosłość ludzi są jednak dobrze odzwierciedlone.

Jeśli chodzi o pytania, z jakimi zostawia nas ta powieść, to przypomina mi się Tekst Dmitrija Głuchowskiego. Podobnie jak on, Mroczne umysły zmuszają nas do refleksji nad kwestią naszego człowieczeństwa oraz nad tym, w jaki sposób jesteśmy ograniczani, choć czasami sami o tym nie wiemy. Nawet poza obozem dla chorych bohaterowie czują ciągłą kontrolę nad swoimi zachowaniami. Rząd z kolei udaje, że panuje nad całą epidemią, co oczywiście jest kłamstwem.

Nie jest to książka pozbawiona wad. Tak jak wspomniałem – część bohaterów jest nieco stereotypowa. Przykładem może być Pulpet – inteligentny, wymądrzający się człowiek, który wszędzie musi wtrącić swoje trzy grosze – nawet w momencie uciekania z obozu dla chorych, gdy liczyła się każda sekunda. Nigdy niczego nie rozumie, jego wiedza na temat świata jest ograniczona. Uważa się za mistrza w panowaniu nad zdobytymi mocami, mimo że tak naprawdę korzysta z nich rzadko i bardzo nieumiejętnie. Ponadto wydaje mi się, że w książce było za mało dystopii, choć teoretycznie właśnie do tego gatunku należał ten utwór. Rozumiem, że jest to powieść dla młodzieży – widać to w konstrukcji akcji, opisywanych miejscach i języku. Jednak w tej mieszance czegoś brakuje. Obóz nie wydaje się tak „mroczny”, jak być powinien. Hierarchia panująca wśród chorych jest przerażająca, ale mocno sztampowa i… prosta. Gdzieś to już widziałem.

Dodatkowo wydaje mi się, że na początku przygoda zbyt szybko pędzi. Niewyobrażalnie gubiłem się w wirze akcji. Mam też wrażenie, że wątek samego obozu jest za mało rozwinięty. Myślałem, że będzie on nieco dłuższy, a okazało się, że opis pobytu tam zajął raptem kilka stron i było to dosłownie połączenie kilku faktów w jedną chaotyczną całość. Rozumiem, że autorka chciała opowiedzieć o genezie wszystkich wydarzeń opisanych w powieści, ale nie tak się to powinno robić. W tej mieszance zwyczajnie czegoś brakuje. Nie są to może wielkie braki, ale rzucają się w oczy.

Zwrócę także uwagę na typowo techniczne aspekty książki: okładka jest bardzo dobra, choć nie przedstawia żadnego konkretnego bohatera, to i tak współgra z treścią. Papier jest przyjemny w dotyku, miękki i gładki, a czcionka ułatwia szybkie czytanie. Pod tym kątem publikacji nie można nic zarzucić, a mi pozostaje tylko pochwalić wydawnictwo za pomysłowe wydanie.

Podsumowując, powieść czytało mi się bardzo dobrze. Mroczne umysły pokazują, w jaki sposób działa inwigilacja i jaki wpływ ma na młode umysły. Zwracają uwagę na to, jak robi się z ludzi niewolników systemu. Mimo pewnych wad nie mogę powiedzieć, że to nie jest książka warta polecenia, szczególnie jeśli szukacie pełnej przygód, ale dosyć lekkiej opowieści. 

Recenzja powstała dzięki uprzejmości wydawnictwa Jaguar.


Autor: Mateusz Gruchot
Grafika: Wydawnictwo Jaguar