Wciąga niczym sen, choć nie usypia, czyli zagubieni w koszmarze.
Opisywany przeze mnie film należy do tych, które mogą być interpretowane na różne sposoby. Oglądając go należy się skupić, aby w pełni brodzić w świecie stworzonym przez Davida Lyncha, autora kultowego serialu „Miasteczko Twin Peaks”. „Mulholland Drive” to dramat, thriller, który wybija się na tle innych tego typu dzieł. W czym tkwi jego sekret? Początkowo może to wyglądać jak historia, jakich wiele. Wypadek, piękna kobieta, mafia i kupa pieniędzy o tajemniczym pochodzeniu… Film ten powstał w oparciu o pilotowy odcinek serialu, ale wytwórnia uznała wówczas, że nie jest serialem zainteresowana. Na główny plan wysuwają się pozornie nie pasujące do siebie piękności. Piękna, tajemnicza, ciemnowłosa Laura Harring, ofiara wypadku samochodowego. Wychodzi z niego bez szwanku i chroni się w domu uroczej, nieco naiwnej blondynki, która przybyła do Hollywood by spełniać swoje marzenia. W roli ów początkującej aktorki zjawiskowa Naomi Watts.
Właśnie na ulicy Mulholland Drive krzyżują się drogi wymienionych obu kobiet.
W tle widzimy rozwijający się wątek Hollywoodzkiego reżysera, Adama Keshera, który kręci film. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że obsadę dyktują mu: mafia, kowboj i tajemniczy karzeł…
Brzmi dziwnie? Może. Brzmi ciekawie? Może. Czy jest to dzieło godne obejrzenia?
Na pewno!
Tak naprawdę trudno „Mulholland Drive” zaszufladkować w jeden rodzaj filmu.
Są momenty rodem z horroru, erotyki czy sensacji. Choć akcja nie pędzi tutaj jak szalona to muszę przyznać, że zaciekawia i wciąga. Wielka w tym zasługa scenariusza, tak poplątanego, że warto ten film obejrzeć więcej niż jeden raz.
Doceniam też klimatyczne zdjęcia i oryginalną pracę kamery. Senne, mroczne Los Angeles czasami stanowi metaforę piekła, w którym przerysowane postacie przypominają wizję rodem z umysłu schizofrenika. To obraz koszmaru, który jednak zbytnio wciąga by chcieć się z niego budzić. Wszystko to podkreśla znakomita, nastrojowa muzyka autorstwa Davida Lyncha, Johna Neff’a oraz Angelo Badalamentiego.
Mimo wszystko, przy całej swej złożoności, „Mulholland Drive” najbardziej przypomina mi film o miłości i zagubieniu. Pozornie dwie obce kobiety łączą swoje drogi w poszukiwaniu klucza do zagadki. Polecam wyruszyć w tę podróż razem z nimi, zanurz się w głębię „Mulholland Drive”, a być może nigdy nie wypłyniesz już taki sam…
Rafał Wałęka