Ta historia powtarza się co roku. Wystarczy, że minie 1 Listopada i rozpoczyna się świąteczne szaleństwo.
W sklepach na miejscu zniczy pojawiają się lampki choinkowe, a chryzantemy zostają wyparte przez udekorowane bombkami drzewka. Stacje radiowe wprowadzają nas w bożonarodzeniowy nastrój puszczając charakterystyczne dla tego okresu przeboje. W reklamach telewizyjnych zaczęły pojawiać się stałe, świąteczne motywy – z pewną, znaną, czerwoną ciężarówką w roli głównej. Banki dwoją się i troją, aby zachęcić ludzi do „specjalnych” kredytów i pożyczek. Nie da się ukryć, że Boże Narodzenie stało się prawdziwą żyłą złota.
Specjaliści od marketingu dobrze znają ludzką słabość do tych świąt i wykorzystują ją na potęgę. Jednak zbyt wczesne i zbyt nachalne umieszczanie akcentów i motywów związanych z grudniowym świętowaniem może wywołać efekt odwrotny od zamierzonego. Ludzie zamiast cieszyć się z nadchodzących uroczystości zaczynają mieć ich przesyt. Boże Narodzenie zaczyna kojarzyć się z ogromnymi tłumami w sklepach i ciągnącymi się w nieskończoność kolejkami do kas. Nic więc dziwnego, że z roku na rok coraz więcej ludzi decyduje się w tym okresie na wyjazd – nawet za granicę. Odcinają się od sklepowej gonitwy i sztucznej atmosfery na rzecz spędzeniu kilku dni sam na sam z najbliższymi. Taka jest właściwie istota tych świąt – odpocząć, spotkać się z rodziną. Jednak w erze konsumpcji najwidoczniej większość społeczeństwa o tym zapomniała. Ale nie trzeba koniecznie wyjeżdżać z domu, aby móc w spokoju przeżywać Boże Narodzenie. Wystarczy tylko trochę dobrej woli, wytrwałości i odpowiedniej organizacji. Nie trzeba przecież ulegać wszystkim „atrakcyjnym okazjom”. Gigantyczne zakupy nie uczynią tych świąt atrakcyjnymi. Wystarczy tylko odnaleźć w sobie dziecięcą radość, aby przeżyć naprawdę udane Boże Narodzenie.
Marek Piszczałka