Chyba wszystkich denerwują stereotypy. Szczególnie jeśli sami stajemy się obiektem szufladkowania. Przecież nie wszyscy studenci kochają imprezy, prawda? Chciałbym przybliżyć denerwujące mnie stereotypy dotyczące muzyki. Na początek coś o gatunku, który od jakiegoś czasu zawładnął moją uwagą, czyli o polskim rapie.

Gdy w latach 90 w Polsce kultura hip-hopowa, której rap jest fundamentalnym elementem, stała się modna, mało kto spodziewał się, że po kilkunastu latach, muzyka ta będzie nadal gromadziła rzesze fanów i wywoływała emocje, stając się tematem dyskusji. Mimo, że był okres, w którym polski rap ustąpił miejsca innym gatunkom, tak teraz, dobrze widoczny jest ponowny boom na ten rodzaj muzyki. Jednak przez te wszystkie lata, polski rap ewoluował. Okazuje się jednak, że nie wszyscy zdają sobie z tego sprawy i dalej posługują się stereotypowymi wyobrażeniami na temat zarówno muzyki, jak i całej hip-hopowej kultury.

Oczywiście, rap nazywany jest „muzyką blokowisk”, ale jest to spowodowane tym, że to właśnie w takich realiach, muzyka ta stała się w Polsce popularna. Są na polskiej scenie raperzy, dla których przytoczona wyżej tematyka stanowi clou ich twórczości lirycznej (widocznie jest to na przykład wśród młodych artystów). Jednak nie można generalizować. Polscy raperzy równie dobrze podejmują się w swoim kawałkach ważnych społecznie tematów. Poruszające tematy historyczne, czy aspekty związane z wiarą. Raperzy, podobnie jak wykonawcy innych gatunków muzycznych, potrafią również przekazać prawdy o życiu, a także mówić o miłości. I nie myślcie sobie, że podobnie jak w innych gatunkach, polski rap jest daleko w tyle w porównaniu z sytuacją za oceanem. Zarówno polscy raperzy, jak i producenci dokonują takich rzeczy, że nie mamy się czego wstydzić!

Czy każdy słuchacz rapu to zakapturzony, łysy ziomek z opuszczonymi do granic możliwościami spodniami? Ależ skąd! Rap ewoluował na tyle, że zaczęli się nim interesować również fani odmiennych, muzycznych stylów. Prawdą jest, że takie stereotypowe ziomki w dresach i wymalowaną na twarzach pogardą dla wszystkiego, niestety budują wizerunek ogółu słuchaczy rapu. Sorry, taki mamy w Polsce klimat, że jeśli coś się przyjmie, to rzeczą wręcz niemożliwą jest zmiana ludzkiej mentalności. Podejrzewam, że gdybym spytałbym na ulicy przechodniów, jakiej według ich zdaniem słucham właśnie muzyki, tylko garstka odpowiedziałaby „rap”.

No a co z samymi artystami? Czy wszyscy z nich to degeneraci, którzy pałają nienawiścią do wszelakich służb porządkowych, nawołując do tego również swoich słuchaczy? Kolejny absurd. Na polskiej scenie mamy aktualnie takie bogactwo różnorodności wśród raperów, że zaryzykuję stwierdzeniem, iż przedstawiony wyżej wizerunek stanowi aktualnie jakiś śmieszny procent wszystkich artystów. Wyobrażacie sobie, że na przykład Łona krzyczy na koncercie hasła typu „JP!”, „HWDP”! No przecież to absurd.

Niestety, obraz kreowany w mediach nie pomaga w lepszym postrzeganiu tego jakże zasłużonego dla polskiej muzyki gatunku. Chociaż i tak rzeczą wręcz niewiarygodną jest to, że w polskich stacjach radiowych puszczane są kawałki hip-hopowe. Szkoda, że to np. Donatan, chociaż mimo aktualnie wybranej przez niego ścieżki, trzeba mu oddać, że miał ogromny wpływ na rozpowszechnianie polskiego rapu. Jednak tutaj nasuwa się pytanie. Czy ta komercjalizacja wyszła wszystkim na dobre? Może lepiej było, kiedy rap był jednak muzyką bardziej niszową? Na to pytanie musi sobie jednak sam odpowiedzieć każdy słuchacz.

 

ŁB