Grubson w Opolu! Jedno, krótkie zdanie wystarczyło, by wywołać uśmiechy na twarzach wszystkich wielbicieli rapu. Dziesiątki plakatów, zapowiedzi, setki osób potwierdzających swoją obecność na Facebook’u. Wszystko to potęgowało nadzieję na wielkie, muzyczne show. Co otrzymaliśmy? Wielką, organizacyjną klapę.
Grubson, wraz z supportem Fabuły, SMA i Sitbeat, 4 marca zagościli na deskach CinaClub. Planowo impreza miała się rozpocząć o 21. Pod klubem pojawiłam się po godzinie 22, z nadzieją, że największy tłum będzie już w środku. Złudną nadzieją.
Na ul. Katowickiej powitała mnie ogromna kolejka, zwiększająca się z każdą minutą. Ludzie przepychali się, kłócili, szturchali łokciami. Temperatura spadała poniżej zera. Z tłumu słychać było okrzyk: ”Stary, teraz wiem, co czuli ludzie za komuny!”.
Po kilkudziesięciu minutach spędzonych na mrozie w końcu dostałam się do środka. Ku mojemu zdziwieniu impreza nawet się jeszcze nie zaczęła. Zajęłam miejsce i czekałam na rozwój wydarzeń.
W pewnym momencie poczułam uderzenie. Odwróciłam głowę i zobaczyłam ogolonego na łyso gimnazjalistę, w bluzie z wielkim napisem JP i butelką wódki w ręce, którą wymachiwał na wszystkie strony. No tak, przecież to jest teraz synonim „lansu”. Spojrzałam w drugą stronę. Jakiś chłopak właśnie stracił kontakt z rzeczywistością i z hukiem upadł na parkiet. Ktoś szarpnął go do góry. Przez resztę koncertu stał ze spuszczoną głową, chwiejąc się w prawo i lewo. Po atrakcjach zaserwowanych przez obie strony wolałam nie patrzeć w tył. W głowie tłukła mi się jedna myśl
„Ograniczenia wiekowe – tak mało potrzeba, by życie stało się lepsze”
Może nie od 18, ale przynajmniej od 16 lat.
Rozwrzeszczani gimnazjaliści nie byli jedyną niedogodnością. Czekanie na występ, co jakiś czas „umilali” mi także panowie posturą przypominający Roberta Burneikę, którzy przepychali się przez tłum, nie zważając na żadne przeszkody. Dodatkową „atrakcją” był brak klimatyzacji. Efekt potęgowała maszyna do produkcji ogromnych ilości dymu, który i tak lepiej sprawdziłby się na imprezie techno, niż koncercie hip hopowym.
Wydłużający się czas oczekiwania na gwiazdę wieczoru zaczął irytować ludzi. Tłum, nie patrząc na to, że właśnie trwał występ SMA coraz głośniej skandował: „Grubson! Grubson!” Lider grupy nie krył zakłopotania. Dokończył występ, podziękował i zszedł ze sceny. Gdyby nie opóźnienia reakcja była by inna. Bardzo dobry występ mógłby zostać odpowiednio doceniony.
Po kolejnej przerwie na scenie pojawiła się białostocka Fabuła. Zespół ten cieszy się znacznie większą popularnością, niż SMA, więc odbiór też był lepszy. Publiczność czekała już jednak tylko na Grubsona. Z każdą chwilą atmosfera stawała się coraz bardziej nerwowa. Minuty mijały, przez scenę przewijał się Sitbeat, ale zainteresowanie było niewielkie. W końcu usłyszeliśmy charakterystyczny, chrypliwy głos. W jednej chwili publiczność ożyła.
Koncert promował płytę „Coś więcej niż muzyka”, jednak artysta wykonał również starsze utwory z własnego repertuaru i 3ody Crew.
Grubson urozmaicał występ rozmowami, grami, a nawet skeczami rodem z kabaretu. Reprezentant polskiej sceny hip hopowej prosił, aby hasłami skandowanymi przez publiczność nie było: „Sadzić, palić, zalegalizować!” tylko: „Miłość, pokój, wzajemny szacunek.” Ludzie byli zachwyceni występem, domagali się wielu bisów.
„To było niesamowite widowisko. Przede wszystkim widać było, że Tomek szukał kontaktu z publicznością. Ubolewał nad tym, że przez zabezpieczenia oddziela go od nas duża odległość, jednak sprawił, że nie było jej czuć. Podczas koncertu dał popis swoich umiejętności, a ma się czym chwalić.”-mówiła Iwona, uczestniczka koncertu.
Grubson spisał się w 100%, czego nie można niestety powiedzieć o organizatorach imprezy.
Okazja do zatarcia złego wrażenia nadejdzie 25 marca. Opolski klub odwiedzi wtedy DonGuralEsko i Waldemar Kasta. Pozostaje nadzieja, że po koncercie, pierwszym zdaniem nasuwającym się na myśl nie będzie: „Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle”.