Przed nami wakacje, chwile odpoczynku od roku pełnego obowiązków i trudów akademickiego życia. To także czas wszelkiego rodzaju wycieczek po Polsce czy w inne zakątki świata. A gdzie najchętniej wyjeżdżali nasi pisarze?
Hans Christian Andersen stwierdził kiedyś, że „podróżować to żyć” i trudno nie zgodzić się z tymi słowami. Przez wieki wielu znakomitych Polaków oddawało się pasji odkrywania świata, w tym także najwięksi pisarze i poeci. Pamiątki swoich mniejszych i większych wojaży pozostawiali w dziennikach lub swojej rozległej korespondencji, dzięki czemu współczesny czytelnik może udać się w zaskakującą podróż turystycznymi śladami polskich literatów.
Zacząć wypada od jednych z najstarszych polskich autorów. Znane nam są informacje o podróżach Jana Kochanowskiego czy zagranicznych wizytach Mikołaja Sępa Szarzyńskiego, lecz jedne z najciekawszych podróży odbył Jan Dantyszek. Był on pierwszym polskim ambasadorem, sekretarzem królewskim Zygmunta I Starego. Przyjaźnił się m.in. z Marcinem Lutrem czy Erazmem z Rotterdamu – nazwisko Dantyszka było powszechnie znane w ówczesnej Europie. Podróże towarzyszyły twórcy od początków jego życia politycznego. W służbie Królestwu Polskiemu oraz pchany własną ciekawością walczył na Węgrzech, pływał po Dunaju, Łabie, uciekał przed konfliktem zbrojnym w Bawarii. Po 1500 r. poeta otrzymał pieniądze na opłatę dalszych studiów w europejskich szkołach wyższych, jednak nie potrafił zlekceważyć swojej nieustającej ciekawości świata i wyruszył do Ziemi Świętej. W latach 1524–1532 był stałym posłem polskim w Hiszpanii, gdzie brał udział w debacie dotyczącej rzekomej herezji dzieł Erazma z Rotterdamu. Podróże Dantyszka umotywowane były służbą państwu i chęcią poznawania świata. Miał szansę, aby zwiedzić Europę, a nie każdy mógł tego doświadczyć.
Jednym z najbardziej znanych polskich pisarzy-podróżników jest z całą pewnością nasz wieszcz, Adam Mickiewicz. To twórca m.in. polskiej epopei pt. Pan Tadeusz, wielu dramatów, np. Dziadów, czy wspaniałych liryków. Najczęściej omawianym podczas nauki w szkole średniej cyklem Mickiewiczowskich wierszy są Sonety krymskie z 1826 r. Powstały po podróży pisarza na Krym, który w tak dużym stopniu zachwycił go wschodnią przyrodą, że Mickiewicz postanowił uwiecznić jej opisy w swym dziele. W pierwszym tekście (Stepy akermańskie) czytamy:
Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,
Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,
Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,
Omijam koralowe ostrowy burzanu.
Ówczesnych pasjonowała dzikość stepu, niezwykła roślinność nieznanych terenów, będąca przyczynkiem do rozmaitych metafor (łąka jawi się jako zielony ocean). Choć Mickiewicz na wschodnie tereny nie trafił z własnej woli, to jego wyprawa na Krym była konsekwencją fascynacji tą krainą, często przejawiającą się u twórców romantycznych. Opisy w sonetach nie są wierną rekonstrukcją tamtych terenów, ale zapisem emocji wywołanych u pisarza przez otoczenie.
Po pobycie w Rosji w 1829 r. rozpoczęła się wędrówka wieszcza po całej Europie. Poeta wiele wycieczek odbył na terenie Niemiec, odwiedził m.in. Lubekę i Hamburg. Brał tam także udział w wykładach prowadzonych przez Georga Hegla. Następnie wyjechał do Szwajcarii, później trafił do Włoch. Nie były to jednorazowe podróże – po czasie Mickiewicz powracał do tych krajów. Ponowna wizyta w Niemczech, a dokładniej w Dreźnie, zaowocowała powstaniem Dziadów części III. Gdy poeta zakończył zwiedzanie Europy (oraz zrezygnował ostatecznie z próby przekroczenia polskich granic i powrotu do cierpiącej przez zaborców ojczyzny), postanowił osiąść w jakimś miejscu na stałe. Na 20 lat swojego życia zamieszkał w Paryżu, ostoi emigrantów-intelektualistów z Polski, gdzie napisał wiele wspaniałych dzieł, w tym Pana Tadeusza. Każde z odwiedzanych miast w mniejszym lub większym stopniu pozostawiło swoje ślady na działalności Mickiewicza.
Wielką miłośniczką podróży była również Maria Konopnicka. Według szacunków badaczy poetka miała okazję odwiedzić ponad 100 miast w kilkunastu krajach. Swoją wielką peregrynację po świecie rozpoczęła, co prawda, stosunkowo późno, bo była wówczas kobietą prawie 50-letnią. Nie przeszkodziło jej to jednak w tym, aby w ciągu kolejnych najbliższych 20 lat poznać znaczną część Europy, m.in. Włochy, Niemcy, Francję i Szwajcarię, do ojczyzny wracając jedynie okazjonalnie. Wspaniałą pamiątkę odbytych przez poetkę wypraw stanowią wydane przez nią Wrażenia z podróży powstałe pod wpływem pobytu w austriackim sanatorium, alpejskich uzdrowiskach oraz wycieczki do Włoch. Już w pierwszych słowach swej książki Konopnicka zachęca czytelnika, by przyłączył się do jej eskapady i wraz z nią odkrywał naturalne piękno otaczającego świata: „Jeżeli kochasz przyrodę i chcesz wypatrzyć jej tajemnicze piękności, i posłyszeć jej gwary a szumy, i uczuć jej pieszczotę pełną świeżości i siły — weź odzież wędrowca, kij w rękę i pójdź ze mną w góry. Prócz kija — weź także parasol. Jest on tu sprzętem niezbędnym. Można nie mieć całych butów, rozumu, paszportu, rodziny; można nie mieć przyjaciół, humoru, kredytu, dachu nad głową ni centa w kieszeni; można nie mieć — nawet — nadziei; ale parasol mieć trzeba‟.
Jednak nie tylko podróże po wielkich europejskich miastach zajmowały Marię Konopnicką. Autorka doceniła również piękno polskich gór, z którymi zetknęła się po raz pierwszy, gdy trafiła do uzdrowiska w Szczawnicy, by leczyć chore gardło. Jak sama przyznała: „Góry podały mi po raz pierwszy pióro do ręki, bo tak w duszę mnie ten świat górski uderzył, jak laska Mojżeszowa w skałę. Cudna, cudna tam przyroda. Przypominam sobie, że sama będąc kiedyś w Szczawnicy, budziłam się co rano jakby z niedowierzaniem, że jestem w tak cudnym, tak uroczym otoczeniu”. W wyniku inspiracji krajobrazem Pienin powstał cykl dziewięciu wierszy pt. W górach.
Pod moją chatą Dunajec biały
Dziwną pieśń śpiewa, bijąc ze skały.
Srebrne jej tony po żwirze pieszczą,
Mienią się w tęczę — jak w harfę wieszczą
O siedmiu strunach wiązanych złotem.
Od brzegu fale biją z łoskotem,
A dalej płaczą — a dalej mgleją,
Aż w toń najgłębszą rozbłękitnieją.
I cicho… ciszej… wtóry pochwycą,
Patrząc się w niebo modrą źrenicą.
U mojej chaty Dunajec gada
Prastare skazki mego pradziada,
Jak jednolity szczyt ośnieżony
Burza rozdarła na Trzy Korony;
Jak na Gromadzkiej sejmują starzy;
Jak na Krupiance czart gospodarzy;
Jak Sucha Góra z jeziora wstaje
I słońcu białe czoło podaje
(Dunajec)
Konopnicka to nie jedyna artystka, która poddała się czarowi urokliwej Szczawnicy. Inne znane osobowości literackie, które także odwiedzały wspomniane uzdrowisko, to m.in. Stanisław Witkiewicz, Juliusz Kleiner, Adolf Nowaczyński, Jan Wiktor, Władysław Orkan, Emil Zegadłowicz, a także Henryk Sienkiewicz. Przy ulicy Zdrojowej, w jednym z centralnych punktów tej miejscowości, stoi nawet pomnik autora Trylogii upamiętniający jego pobyt w Szczawnicy w latach 1868, 1879 i 1909. Po raz pierwszy zagościł tam, będąc jeszcze studentem. Podczas drugiej wizyty poznał w kurorcie swoją przyszłą żonę, Marię Szetkiewiczównę, jednak trzeba przyznać, że sama Szczawnica – w przeciwieństwie do panny Marii – nie była dla Sienkiewicza miłością od pierwszego wejrzenia. Jak sam bowiem przyznał: „We Lwowie słyszałem ze wszystkich stron, że Szczawnica upiększyła się, wyrosła i stała się jednym z pokaźniejszych miejsc kąpielowych. Niestety, niewiele w tym prawdy”. Kiedy jednak 30 lat później pisarz będzie szukał spokojnego schronienia, aby pracować w skupieniu nad Wirami – swoją ostatnią powieścią współczesną – paradoksalnie wybierze właśnie idealną lokalizację w Szczawnicy. Szczególnie wielką miłość do gór żywił także Kazimierz Przerwa-Tetmajer, jako młodzieniec był nawet zapalonym taternikiem.
Tuż nęcą mię me rodne góry,
Góralki nęci dziki śpiew!
Nęcą mię baśnie cudotwory
wyzierające z popod drzew…
Już w kosodrzewie wiatr szeleści,
żywica pachnie, słońce mży,
i wabi jakiś czar niewieści
bujne, pachnące przyleć mchy…
(Pierwszego czerwca w górach)
Ku głębiom twoim, martwa wodo, ścieka
Wiecznie szumiąca z urwisk stromych rzeka;
Nigdy się szum ten posępny nie zgłuszy
Nigdy, aż zwali się granitu zrąb
Tak wiecznie szumi smutek w mojej duszy
Pełnymi płynąc nurtami w jej głąb.
(Przy morskim oku)
Liczne podróże odbywał również Stefan Żeromski. Był m.in. w Paryżu, Wiedniu, Rapperswilu, Pradze i Monachium. Jego ulubionym miejscem w Polsce było Zakopane, gdzie mieszkał przez rok i gdzie wybudował własny dom. Żeromskiego zachwycał majestat gór, które samoistnie wzmagają w każdym podróżniku siłę i zapał do dalekich wędrówek: „Jak się tu chodzi! Nie pociąga krajobraz, nie wabią tylko góry, ale wewnętrzna jakaś energia popycha człowieka”. Choć to tradycje góralskie fascynowały go w największym stopniu, nie przeszkodziło mu to w docenieniu walorów morskich krajobrazów. Po swej pierwszej wyprawie nad Morze Bałtyckie uznał, że jest ono jego drugą (zaraz po Tatrach) miłością. Żeromski pozostawał również pod wpływem uroku rodzimych ziemi kieleckiej i sandomierskiej; jak mawiał: „Sandomierska Wyżyna między Koprzywnicą, Chobrzanami, Klimontowem – to dla mnie ogród szczęścia, gdyż tam przeżyłem najmilsze lata młodości”. Swoje notatki i przemyślenia z dłuższych i krótszych wycieczek zawarł w Dzienniku podróży.
Wspomniany już Henryk Sienkiewicz, autor W pustyni i w puszczy, również większość życia spędził „na walizkach” – zwiedził m.in. Bukareszt, Warnę, Konstantynopol, Ateny, Neapol, Rzym i Hiszpanię. Co więcej, miał okazję poznać bliżej nie tylko Europę, był bowiem w Ameryce, Afryce i Azji. Podróże stanowiły dla niego swoisty synonim luksusu, będąc jednocześnie przepustką do sfery lepszego, nowoczesnego świata: „Człowiek, który wyjeżdża do Ameryki, jest jeszcze u nas rzadkością. Wyobrażam sobie nawet, że po powrocie, w powiecie łukowskim, z którym łączą mnie liczne stosunki, przynajmniej przez miesiąc będą mnie uważać za rodzaj powiatowego Ferdynanda Korteza”. W swoją ostatnią podróż, z której już nie powrócił, udał się do Szwajcarii. Warto zaznaczyć, że dzięki zagranicznym wojażom Sienkiewicz zyskał niemałą europejską sławę, został zauważony i doceniony jako artysta. Szczególnie jego powieści współczesne – w Polsce przyjęte raczej ambiwalentnie – cieszyły się popularnością na Zachodzie. Z kolei w jednej z nowojorskich gazet, tj. „The Outlook”, współcześni autorowi czytelnicy mieli okazję przeczytać zabawny wiersz powstały na cześć polskiego pisarza:
W stanie Michigan czytelniczki
I czytelnicy – innej książki
Niż Sienkiewicza nie uznają.
W Illinois i Marylandzie
Nie sięgnie nikt po nic innego
Oprócz „Quo vadis?” wspaniałego.
(Kolumb Sienkiewicz)
A skoro już mowa o polskich pozytywistach odkrywających świat, to trzeba wspomnieć, że Eliza Orzeszkowa nie była uboższa o doświadczenia płynące z podróży. Swoimi przeżyciami dzieliła się najczęściej w listach do Leopolda Meyeta, literata, działacza dobroczynnego, a prywatnie przyjaciela pisarki. W 1899 r. opowiadała mu m.in. o swoim pobycie w Szwajcarii: „Ta Szwajcaria to raj ziemski; jakam ja uboga, że po raz pierwszy ją widzę i pewno – ostatni! Od tygodnia tu już jestem, patrzę na Jungfrau, okrytą wiecznymi śniegami i lodami, siaduję nad szmaragdowym Aarem, oddycham powietrzem czystym, wonnym i tak świeżym, że żadna spieka słoneczna, choćby najsroższa, przemóc go nie może”. Trzeba wspomnieć, że często główny cel podróży Orzeszkowej stanowiła potrzeba podreperowania stanu zdrowia, pisarka cierpiała bowiem na artretyzm, a na najróżniejsze dolegliwości XIX-wieczni lekarze zalecali właśnie wczasy w uzdrowiskach. Sama Orzeszkowa najchętniej czas wolny spędzała jednak w Polsce, a dokładniej w Nowogródczyznie: „Na wsi jestem już od dwóch miesięcy. Z początku nie robiłam nic prócz oddychania pełną piersią pogodą letnią i wiejską ciszą. Od kilku dni zabrałam się do pisania wielkiej dwutomowej powieści, która będzie miała tytuł Nad Niemnem i w której wielkie, choć może zwodnicze pokładam nadzieje”. Jak już dziś wiemy, pobyt w wiejskim zaciszu na łonie natury opłacił się, a nadzieje pokładane w nowo powstającej wówczas powieści nie okazały się płonne.
Uczą, fascynują, inspirują. Podróże w życiu artystów pełniły zawsze różnorodne funkcje. Niewątpliwie rację miał św. Augustyn, który mawiał, że: „Świat jest książką i ci, którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę”. Wydaje się zatem, że wielu z polskich wieszczów ma za sobą lekturę nie tylko jednej „książki”, lecz wręcz całej rozległej sagi – mało jest bowiem miejsc w Polsce i krajów w Europie, które byłyby im nieznane.
Autorki: Oliwia Jeżyk, Zuzanna Kozłowska
Grafika: Rafał Zając