Alternatywne kino często dociera do polskich widzów z opóźnieniem. Nie wiadomo, czym dokładnie jest to spowodowane, jednak podobnie było ze Spadającą gwiazdą – belgijsko-francuskim dziełem, którego nasza kinowa premiera miała miejsce 19 kwietnia (mimo premiery światowej już w sierpniu ubiegłego roku). Czy warto nadrobić ten seans?

Dwoje ludzi – wiele funkcji 

Jedną z charakterystycznych, często powtarzających się cech kina alternatywnego jest sytuacja, w której ta sama osoba pełni więcej niż jedną rolę. W przypadku Spadającej gwiazdy jest to bardzo widoczne – para pisarzy i aktorów Dominique Abel i Fiona Gordoni nie tylko zajęli się stworzeniem scenariusza, ale także wyreżyserowali całe dzieło, a do tego podjęli się zagrania głównych ról (z czego Dominique gra aż dwie!). Co ciekawe, nie jest to ich pierwsza produkcja tego typu – tworzą razem już od 2005 r., a dwa pierwsze filmy nawet wspólnie wyprodukowali. 

Jedna twarz – dwa oblicza 

Charakterystyczną cechą filmu jest stosowany już w przeszłości w kinematografii zabieg – jeden aktor, w tym przypadku Abel, odgrywa dwie postaci, które w zamyśle mają być bardzo do siebie podobne, dzięki czemu dojść może do klasycznej komediowej podmianki. W tym przypadku jeden z bohaterów – Boris – celowo chce przejść w rolę drugiego, by ukryć swoją tożsamość, jednak Dom ma pozostawać nieświadomy tego, co zaszło. Ostatecznym celem jest zaszycie w nim tożsamości Borisa, pozbawienie pierwotnej świadomości. Co ciekawe, sylwetki każdego z bohaterów, mimo że pozornie podobne i grane przez jednego aktora, są rozbudowane zupełnie inaczej, każda z nich ma indywidualne cechy, problemy i się wyróżnia. Zdecydowanie twórcom nie można zarzucić, by pozbawili Borisa czy Doma charakteru. 

Silne kobiety – mocna gra 

Główny wątek filmu, choć pozornie skomplikowany, nie zgarnia jednak całej uwagi widza. Nie bez znaczenia pozostają tutaj historie postaci kobiecych, które definitywnie nie są ograniczone tylko do pełnienia roli partnerek swoich mężczyzn. Grana przez Fionę Gordoni żona Doma to prywatna detektyw, która mimo wypalenia zawodowego jest w stanie wytrwale dążyć do celu, gdy na czymś jej zależy. Większą siłę pokazuje jednak partnerka Borisa – Kayoko (grana przez Kaori Ito), tak naprawdę mózg całej intrygi, wydaje się momentami decydować o losach wszystkich. Zabieg ten jest o tyle ciekawy, że mimo iż w filmie pojawiają się postaci grane przez reżyserów, najwięcej decyzyjności zostało oddane innym bohaterom. 

Czy na pewno komedia?

Film określany jest jako komedia, jednak już zapoznając się z jego opisem, można zacząć się zastanawiać nad zasadnością tej klasyfikacji. Historia od pierwszych minut nie przedstawia się w sposób typowo kojarzący się z humorem, a zamysł, w którym przestępca ma zmienić życie, by uniknąć zemsty, nie jest pierwszym, co przychodzi do głowy na myśl o zabawnym filmie. Podobnie całe dobranie scenografii, ograniczonej tak naprawdę do kilku ponurych lokalizacji, nie skłania do śmiechu, a raczej przygnębia widza swoją prostotą, momentami wręcz obskurnością. 

Również losy głównych bohaterów wydają się zbyt skomplikowane i złożone, by można ich było uznać za sylwetki charakterystyczne dla tego gatunku. Nie ma w tym przypadku żadnej typowo „błazeńskiej” postaci, która pozwoliłaby rozładować absurd sytuacji czy rodzące się napięcie.

Nie brakuje jednak elementów bardziej typowych dla komedii – nieporozumień między bohaterami, nieporadności, klasycznych gagów. Najzabawniejsze dla wielu widzów mogą okazać się wprowadzone do filmu sceny całkowicie absurdalne – niejasne interakcje między bohaterami, niespodziewane elementy choreograficzne, które wydają się nieuzasadnione, czy wręcz ekscentryczna oprawa muzyczna stworzona przez Dona La Nenę i Rosemary Standley. 

Warto jednak raz jeszcze podkreślić, że nie jest to raczej typowy film, w czasie którego, zajadając popcorn, będziemy wybuchać śmiechem. Częściej towarzyszyć widzowi będzie raczej zdziwienie, dezorientacja czy po prostu poczucie absurdu i rozważania, co się właściwie ogląda. 

Czy warto zobaczyć? 

Opinie krytyków, zarówno polskich, jak i zagranicznych, pozostają raczej niezbyt przychylne – film w polskim serwisie Filmweb osiągnął oceny widzów na poziomie 5,3, a troje krytyków oceniło go na średnio 4,3/10 gwiazdek. Trochę lepiej prezentuje się ocena międzynarodowa – w serwisie IMDB 75 użytkowników oceniło go na średnio 6,3/10 gwiazdek. Mimo wygrania jednej belgijskiej nagrody i nominacji do dwóch kolejnych dzieło nie jest definitywnie oceniane jako dobre. Seans dla wielu okazał się rozczarowujący, jednak niewątpliwie zależy to od oczekiwań i otwartości na absurd, z którą widz uda się do kina. 


Tekst: Weronika Kłysz
Grafika: Aurora Films