W metryce +18. Na wadze – zdecydowanie za dużo. Nałogi? Są. Faceci – raz są, raz ich nie ma. Przyjaciele – niezawodni. Rodzice? Jak zawsze nie do zniesienia.

Tej kobiety nie trzeba przedstawiać. Każdy gdzieś tam o niej słyszał. A to czytał książkę, a to obejrzał film. A wszystko dzięki jej perypetiom, opisanym w dzienniku. Tak, chodzi o Bridget Jones. Bohaterkę powieści Helen Fielding.

Kolejne wpisy w dzienniku rozpoczyna tak samo. Krótkie podsumowanie wagi, wypalonych papierosów, wypitych lampek wina, ilości facetów. Zabawne jest to, że każdą z tych liczb ocenia – zazwyczaj wszystko jest w normie. No może z wyjątkiem facetów, których czasem jej brak.

Poznajemy ją jako samotną kobietę. Ma pracę. Podkochuje się w szefie Danielu. Obok są przyjaciele – Jude, Sharon i Tom. Na nowo poznaje przystojnego prawnika Marka Darcyego – nie jest to już ten sam chłopak, który kiedyś wrzucił ją do basenu.

Kłopoty to jej specjalność. Nawet jeśli się stara i chce, by wszystko było idealnie – popełnia gafę. I właśnie to jest jej znakiem rozpoznawczym. Stara się, ale jej nie wychodzi.

Ale może warto się zastanowić nad tym, ile na świecie jest takich Bridget? Które borykają się z codziennością, z własnym ja. Czy wszystkie mają przyjaciół, rodzinę, która pomorze, wesprze?

Moim zdaniem książka ta doskonale odzwierciedla problemy kobiet. Nie zawsze jest tak wesoło i różowo jak się słyszy. Nie wszystkie są piękne i młode.

Dlatego tą powieść można polecić każdej Pani, w każdym wieku. Czytając ją można się pośmiać, popłakać, a przy okazji dowiedzieć się paru wartościowych rzeczy.

Książka składa się z dwóch części, ale przy żadnej nie ma mowy o nudzie.

Marta Zając