Każdy student wiecznie gdzieś goni. Uczelnia i praca zdają się być jego głównymi celami w trakcie każdego, mniej lub bardziej, urozmaiconego tygodnia. Bywają jednak takie dni, że jedno nakłada się na drugie, nie ma czasu spokojnie zjeść, czy najzwyczajniej w świecie odpocząć. Wtedy zupełnie nowego, ważniejszego znaczenia nabiera powiedzenie: „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. Wielu studentom przysłowiowy „dom”, oddalony czasem o setki kilometrów, musi zastąpić AKADEMIK.

Domy studenckie już od dawna uważane są za miejsca „grzechu i rozpusty”. Wszystko to za sprawą nieobalonych jeszcze stereotypów, które, chcąc nie chcąc, nadają samemu słowu „akademik” znaczenia pejoratywnego. Na przestrzeni lat w świadomości starszych i młodszych ukształtowało się przeświadczenie, że domy studenckie to miejsca niesprzyjające nauce- głośne, niezadbane, gdzie studenci znajdują się poza jakąkolwiek kontrolą.Robią, co im się podoba, nie ponosząc za to konsekwencji. Obraz utarty w głowach ludzi, zupełnie mija się z tym, jak jest naprawdę.

DS Mrowisko

Na terenie Kampusu UO znajdują się cztery akademiki, większość z nich oddanych do użytku tuż po remoncie- Niechcic, Mrowisko, Kmicic i Spójnik.Każdy z nich posiada swoją, własną administrację, która dodatkowo kontrolowana jest przez koordynatora wszystkich domów studenckich. Po godzinie 21 za spokój i bezpieczeństwo, które winny tam panować odpowiedzialna jest „profesjonalna” ochrona. Na pierwszy rzut oka wszystko jest tak jak być powinno. Niestety to tylko pozory.

Ochronę w swoim akademiku oceniam negatywnie, tzn. istnieje kilka wyjątków, jednak nie raz byłam świadkiem sytuacji, w której pracownik ochrony nadużył swoich kompetencji, np.: odnosił się w bardzo wulgarny sposób do osób z poza akademika, raz doszło nawet do użycia przemocy, a kiedy dochodzi do poważnych sytuacji- ochrony nie ma– z oburzeniem stwierdza Karolina, mieszkanka D.S. Spójnik.

Jej wypowiedz skłoniła mnie do zagłębienia się w temat ochrony w akademikach. Okazuje się jednak, że nie tylko ona ma takie zdanie: – Ochrona bywa nieznośna i nachalna wtedy, kiedy nie potrzeba, a gdy naprawdę coś poważnego się dzieje, nie ma jej tam, gdzie być powinna- dodaje Sylwia, też mieszkająca w Spójniku.

Nie tylko w tym akademiku są problemy z ochroną. Podobnie sytuacja kształtuje się w Niechcicu. Pomimo tego, że tu jest lepiej, bo ochrona nie jest nieprzyjemna,mieszkańcy nie do końca czują się bezpiecznie:- WNiechcicu ochrona jest niczym widmo. Cały czas siedzą na portierni i nikt ich nie widział na obchodzie- stwierdza jeden z mieszkańców tego akademika.

Zupełnie inaczej rysuje się sprawa w pozostałych dwóch akademikach. – Ochroniarze wykonują swoją pracę, nie uprzykrzając nam nad wyraz życia. Da się z nimi dogadać w zasadzie w każdej sprawie, więc ogólnie nie ma na co narzekać– stwierdza Ania, mieszkanka Mrowiska. Podobnie jest w Kmicicu: – Mili, bezkonfliktowi, ostrożni, da się z nimi porozumieć w każdej kwestii. W końcu też są ludźmi – podsumowuje mieszkaniec D.S. Kmicic. Ochrona jaka jest, każdy widzi. Jej profesjonalizm, który jak wynika z wypowiedzi naszych rozmówców, zdaje się nierzadko być sprawą dyskusyjną i jest chyba głównym problemem mieszkańców akademików. Nie jest jednak jedynym problemem.

Drugim, równie poważnym zdaje się być organizacja życia mieszkańców w domach studenckich od strony administracyjnej. Mieszkanka jednego z akademików jest oburzona sytuacją, jaka miała miejsce w jej przypadku: -To jest jedna wielka kpina!  Jak można nie zauważyć, że wydało się zgodę na dwie imprezy w tym samym miejscu i praktycznie w tym samym czasie. Oprócz tego, nikt nie zrobił nic, aby w jakikolwiek sposób rozwiązać tą całą sytuację – tłumaczy z rozżaleniem sytuację. Została sama, z ludźmi, których zaprosiła na określoną godzinę i w określone miejsce: -Już pomijam fakt, że były dwie imprezy, ale ktoś mógł przynajmniej mnie o tym uprzedzić skoro podanie leżało od kilku dni na portierni- dodaje wyraźnie rozczarowana.

Akademiki od zawsze wzbudzają kontrowersje. Wcześniej, jako miejsca wiecznych imprez, dzisiaj, jako miejsca, gdzie student czuje się jak w klasztorze. Ba! Ostatnio nawet dane mi było słyszeć, że skrót D.S. (domy studenckie) w środowisku studenckim oznacza nic innego jak „dom starców”.

Jakby nie było i jak bardzo byśmy nie narzekali akademiki na czas roku akademickiego zastępują nam dom. Poznajemy tam ludzi, z którymi łączy nas mniej lub więcej, ale jedno na pewno: codzienność. Wyzywamy, złościmy się na osoby sprawujące nad nami jakiegoś rodzaju władzę (np. administracja, ochrona), a jednocześnie nie potrafimy wyobrazić sobie bez niej funkcjonowania naszego „drugiego” domu.

Chciałabym w podsumowaniu zawrzeć pewnego rodzaju refleksję, jaka nasunęła mi się podczas pisania.Nawet jeśli dostrzegamy wiele minusów życia w domu studenckim warto przymknąć na nie oko przypominając sobie o bezsennych nocach pełnych rozmów, niezapomnianych pomysłach urozmaicających czas czy poznanych, wspaniałych ludzi, których kiedyś będziemy wspominać z uśmiechem na twarzy i łezką w oku. Pomoże nam to zapomnieć o tym, że dom jest gdzieś tam, daleko.

Na prośbę rozmówców ich dane osobowe zostały zmienione.

Anita Pilżys