Tak się zastanawiam czy można być biernym wobec życia? Zamknąć się w mieszkaniu, założyć słuchawki i się „wyłączyć”?

Ciągle żyjemy w biegu, mnóstwo spraw do załatwienia „na wczoraj”, a my nawet nie nadążamy za tym, co dziś. Tysiące zmieniający się obrazów, ciągle nowi ludzie. Tylko pytanie: my jesteśmy kreatorami? Czy to raczej jakiś „niewidzialny palec” powoduje ten ruch?

Beata Pawlikowska powiedziała niedawno, że najważniejsza jest decyzja – ten pierwszy, najważniejszy krok. Później już świat się nami opiekuje. Uważa, że każdy dobry uczynek a nawet myśl, wraca do nas jutro. Wydaje się proste, ale w gruncie rzeczy takie nie jest. Bo właśnie ten pierwszy krok jest najtrudniejszy i najtrudniej także zapanować nad sobą, wyrzucić zło i być dobrym (zresztą to bardzo subiektywne). A więc dziennikarka, pisarka i podróżniczka sądzi, że nasze życie jest tylko w naszych rękach i jest swoistym łańcuchem przyczynowo-skutkowym. Jednak, aby on sprawnie funkcjonował potrzeba pokładów motywacji i determinacji, bo tych skutków będzie wiele i nie zawsze te zamierzone. Nasuwa mi się pytanie, czy to, co dzisiaj nazywamy aktywnością, nie jest już przypadkiem przejawem bierności? Pracujemy (co z tego, że jesteśmy mobilni, zmieniamy miejsca pracy i ciągle się dokształcamy, jeśli ciągle musimy pracować i w tym względzie niewiele się zmienia) – zarabiamy – wydajemy (oczywiście na to, co zaproponują nam reklamodawcy. Trudno się dzisiaj „wyrwać” z tego zamkniętego kręgu. To obowiązki układają nam plan dnia codziennego, wakacji itd.

Tak z drugiej strony.  Znalazłam się ostatnio w klinice, w której z każdej strony docierało do mnie hasło: „Przywracamy zdrowie aktywnym” (CMC). Wiadomo, że wprost odnosi się ono do sportowców, którzy tam przebywają czy się dopiero pojawią, bo w końcu klinika sportowa. Mnie jednak „dopadło” filozoficzne rozważanie. Czy można utracić zdrowie będąc NIEaktywnym? Teoretycznie tak. Ale.. no właśnie jest jedno ale – przy założeniu, że człowiek rodzi się zdrowy, to traci to zdrowie najczęściej (co nie znaczy zawsze!) na skutek aktywności fizycznej, złego „traktowania organizmu”, złej diety itd. Do rzeczy: aby można było „coś” stracić bądź zyskać należy podjąć działanie, świadomy ruch (albo i nie) w stronę „czegoś”. Czy to już nie aktywność? Owszem. Tak samo z tą pracą, aby pracować trzeba chcieć, pójść na rozmowę (przynajmniej tę pierwszą), później to się samo toczy…

Wniosek mam jeden.  Jesteśmy tacy aktywno-bierni. Żeby cokolwiek się działo, trzeba się na to zgodzić, zdecydować, ale później porywa nas pewien wir i już się człowiek zaczyna gubić, na co tak naprawdę sam miał wpływ, a co dzieje się tak jakby obok niego.

Motto na dziś i jutro, które podsunął mi Nikodem: „UMIESZ, POTRAFISZ, MOŻESZ. RESZTA TO WYMÓWIKI.” Życzmy sobie zawsze umieć, potrafić i móc, bo im więcej sytuacji w życiu sprowokujemy, więcej się w nim zdarzy. Nie ważne czy dobrego czy złego, bo tego nigdy nie przewidzimy. Ważne jednak byśmy nie trwonili szans i byli bardziej aktywni niż bierni.

Judyta Staniczek