Nie ulega wątpliwości, że tematyka polityczna jest dość niewdzięcznym punktem zainteresowań filmowców. Łatwiej przecież zekranizować powieść fantastyczną, niżeli aktualne czy nawet fikcyjne wydarzenia polityczne w sposób przystępny dla widza. Naprzeciw oczekiwaniom odbiorców wychodzi Beau Willimon z serialem „House of Cards”.

Akcja serialu toczy się po zwycięskich wyborach prezydenckich kiedy to senator Francis Underwood (Kevin Spacey), wbrew oczekiwaniom, nie otrzymuje obiecanego mu wcześniej stanowiska. Sekratarzem Stanu zostaje kto inny, a rozgoryczony Underwood postanawia rozegrać nieczystą grę, w której za cel przyjmuje pozbawienie prezydenta piastowanego urzędu.
Jesteśmy świadkami jak na politycznej szachownicy rozgrywane są kolejno dobrze przemyślane tury. Motywowany chęcią zemsty Underwood wykorzystuje wszystkie dostępne narzędzia, by wykluczyć z gry rywali. Mamy do czynienia z kunsztowną rozgrywką, w której bohater nie posługuje się bronią, a manipulacją i intrygą. Na każdym etapie budowania tytułowego domku z kart coś może pójść nie tak, a mnogość ryzykownych sytuacji generuje nieprzewidywalny czynnik ludzki. W rozgrywkę Underwood zaangażowuje nie tylko dziennikarkę, Zoe Barnes (Kate Mara) a również swoją żonę, Claire (Robin Wright). Jego działaniom przyświeca jeden cel, a poniesione w ich skutku ofiary są wliczone w koszta.

Serial hipnotyzuje już od pierwszych minut. Wycieczka po politycznym półświatku kończy się wrzuceniem widza na głęboką wodę. Widzimy od kuchni na jakiej zasadzie pozyskiwane są wpływy i jak skrzętnie obmyślane są strategie wyborcze. Nie liczą się ludzie, a sondaże i liczby. Underwood nie prowadzi nas do centrum medialnej wrzawy, wiedząc że najciekawsze dzieje się w kuluarach. W jego rozgrywkę zaangażowani są nieliczni, choć efekt posunięć będzie miał wydźwięk masowy. Paradoksalnie najbardziej skomplikowane ruchy oprawione są najprostszym, zimnym komentarzem, który pozwala nam zrozumieć taktykę Underwooda. Nieistotne jest czy interesujemy się sceną polityczną czy jesteśmy zwykłymi laikami – z zaciekawieniem przyglądamy się poczynaniom głównego bohatera. A ten za maską uśmiechu buduje imperium wpływów, drwiąc z nieświadomych tego rywali.

Produkcją warto się zainteresować, chociażby ze względu na rewelacyjną kreację Kevina Spacey. Aktor pokazuje swój warsztat w pełnej krasie, oprowadzając widza po arenie bezwzględnej, politycznej rozgrywki.
Czy Underwoodowi uda się wcielić w życie swój plan i jakie będą tego konsekwencje? Zobaczcie sami.

Tomasz Benedyczuk