Każdy z nas zna GTA V. Sprzedana już w ponad 100 milionach egzemplarzy gra cieszy się do dziś sporą popularnością, i u młodych, i u starszych graczy. Mimo że jest to tytuł z 2013 roku, firma Rockstar do dziś korzysta z jego sławy, co chwilę wypuszczając jakieś nowe aktualizacje czy wydając go na coraz nowsze generacje konsol. Mimo wszystko aktualnie marka GTA przeżywa swój upadek. Czy w takim układzie sukces gry nie był początkiem końca firmy? Ciężko odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie.

Zacznijmy jednak od początku. Właściwie nie samo GTA V sprawiło, że o marce zrobiło się głośniej niż w przypadku poprzednich części. Właściwym powodem tego stanu rzeczy był, dołączony do głównej gry, tryb GTA Online. To on wywołał wysoką sprzedaż, gdyż gwarantował świetną zabawę, możliwość poznania nowych ludzi, a Rockstar co chwilę dodawał do niego nową zawartość, za którą niekiedy trzeba było płacić. A ludzie, widząc zainteresowanie, byli coraz bardziej zachęceni do grania w GTA.

Z perspektywy czasu ciężko uznać, że był to dobry ruch. Może się wydawać, że duża sprzedaż tytułu sprawi, że będzie się tworzyło nowe i lepsze rzeczy. W tym przypadku to się jednak nie sprawdziło. Widząc popularność trybu online, Rockstar uznał go za pewnego rodzaju Świętego Graala swojej firmy, i skierował wszystkie swoje siły na tworzenie nowych aktualizacji do tego trybu.. Sprawiło to, że mimo próśb i błagań fani nigdy nie doczekali się dodatku fabularnego do GTA V.. Firma postanowiła skupić się na elemencie, który przynosił pieniądze. Dużo pieniędzy. Nawet bardzo dużo.

Oczywiście wydaje się to być krokiem zrozumiałym. Wolelibyśmy pracować w firmie, która oferuje nam więcej pieniędzy i lepsze warunki pracy od konkurencji (rzecz jasna za wykonanie tej samej pracy). Więc w teorii posunięcie Rockstar wydaje się logiczne – skupienie się na dochodowym projekcie, bez ryzyka. Bo stworzenie czegoś nowego jest ryzykiem, nawet w branżach niezwiązanych z grami. Nigdy nie ma pewności, czy coś nowego się przyjmie.

Wydanie w 2018 roku Red Dead Redemption 2, kontynuacji serii westernowych gier tworzonych również przez tę firmę, od początku wydawało się ruchem, w którym Rockstar chciał jakby „omamić” graczy, że rzeczywistość jest inna – że równie ważne jak GTA Online jest dla nich tworzenie nowych projektów. Jednak bardzo szybko gracze zdali sobie sprawę, że to zwykła próba zamydlenia im oczu. Red Dead Redemption, nawet w trybie online, było słabo rozwijane.  Gracze bardzo szybko zaczęli bojkotować postępowanie firmy i wysyłać do niej petycje. Ten ruch nikogo nie zdziwił, a wywołał całkiem spore skutki. Zainteresowanie twórców RDR grą znacznie wzrosło… Porównując jednak liczbę aktualizacji jednej i drugiej gry, można dojść do wniosku, że efekt działań fanów był chwilowy, a chyba nie o to chodziło. GTA Online dostaje do dziś nowe aktualizacje, a RDR… Szkoda gadać.

Oczywiście można uznać to za naturalną kolej rzeczy, że tak ogromne firmy szukają pieniędzy gdzie się da.  Koszty tworzenia gier sięgają nieraz miliardów dolarów, i to nie wliczając w to kosztów marketingu (bo jednak ktoś o grze musi usłyszeć, a to sporo kosztuje). Ale pieniądze w branży gier potrafią być zgubne. Udowodniła to Bethesda, udowodnił to CD Projekt, udowodnił to Rockstar, i nie mówię tu tylko o GTA 5.

Wydana jakiś czas temu gra GTA: The Trilogy była kompletną klapą, trzeba to sobie powiedzieć szczerze. Gracze do teraz skarżą się na błędy związane z działaniem gry. Poprawki oczywiście się pojawiają, ale są one raczej minimalne i twórcom najwidoczniej nie spieszy się z poprawianiem gry. Krytykowane są nie tylko modele świata czy postaci. Problemem okazały się także dwa inne fakty: wycofanie ze sprzedaży poprzednich, starszych wersji (na szczęście było to chwilowe) oraz cena – ponad 280 złotych za cały zestaw.

Można powiedzieć, że Rockstar nie brał bezpośredniego udziału w produkcji (robiło to podległe tej firmie studio Grove Street), więc może pojawić się pytanie, skąd wzięła się krytyka. Tylko że ważna jest tutaj jedna rzecz – to Rockstar stworzył markę i to właśnie on jest za nią odpowiedzialny. Więc to on pilnuje, co się dzieje z grami z tej serii. A takiego rodzaju niedopatrzenie jest czymś, co nie ma prawa się wydarzyć. Szczególnie przy tak wielkiej renomie tej firmy.

Nie mówię oczywiście, że próba przeniesienia starszych gier na nowe konsole była złą decyzją. To dosyć powszechne operacja w branży gier, mimo że ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Tylko trzeba to umieć zrobić. Przykładem może być tutaj seria Mafia. Mimo że marce 2K Games nie udała się trzecia część tej trylogii, wydali później ulepszoną wersję poprzednich dwóch części. Była ona tak dobra, że wszyscy zapomnieli o wcześniejszym niepowodzeniu. Tymczasem GTA: The Trilogy jest w porównaniu do Mafii jedynie przeniesiemy gry na nowy silnik… I to tyle. Wiele błędów starszej wersji zostało, a nawet pojawiły się nowe. Gra potrafi się wyłączyć, nie działać – co by tłumaczyło stosunkowo późne jej ogłoszenie i brak jakiejkolwiek reklamy w postaci na przykład udostępnienia zapisu rozgrywki z pierwszych 15 minut gry, co jest powszechną praktyką.  Te fakty są najbardziej wyraźnym powodem, dla którego aktualnie na firmę i jej zachowania wylewa się potężna fala krytyki. A dało się przecież tego uniknąć, chociażby przez danie sobie więcej czasu na produkcję.

Czy w związku z tym Rockstar nie mógł podjąć innej decyzji? Wstrzymać się z wydaniem gry lub zrobić cokolwiek innego?

Wydaje się, że tak. Podobny błąd popełnił przecież CD Projekt całkiem niedawno, co odbija im się czkawką do teraz. Jednak to nie do końca jest takie proste. Sprzedaż i pieniądz to ważna część biznesu, trzeba to sobie przyznać. Każdy z nas zrobiłby pewnie wszystko, by zgarnąć kilka groszy. Byłyby w tym jednak jakieś granice. A wygląda na to, że mimo sukcesu GTA Online, Rockstar i tak szuka pieniędzy gdzie się da. Dlaczego? Tylko oni wiedzą. Może na nowe GTA VI, o którym nic nie słychać?

Pozostaje mieć nadzieję, że Rockstar za jakiś czas pójdzie po rozum do głowy i spróbuje coś z tym wszystkim zrobić. Tylko czy da się uratować firmę, która z dnia na dzień doznała takiego upadku? Tak naprawdę w tym momencie nie wiadomo nic.

Autor: Mateusz Gruchot
Grafika: pixabay.com