Musical „Hair”. Plenerowa porcja kultury dla studentów, czyli „Idą Piasty, czas wznosić toasty!”
Powiem szczerze, w niedzielny wieczór, na kampus UO wybrałem się by odpocząć po ciężkim studenckim weekendzie, podobnie pewnie jak większość tamtejszych Żaków. Oczywiście przeważała też ciekawość wydarzenia, jakim jest kino plenerowe. Wybrano filmy dość niszowe i powiem szczerze, musical „Hair” był pierwszym tego typu filmem, jaki obejrzałem. Choć początkowo byłem sceptyczny nie rozumiejąc nigdy musicali. Zawsze było dla mnie dziwne, że ludzie tam śpiewają zamiast mówić. To tak jakby zrobić film, gdzie ludzie tylko biegają, choć mogą chodzić. Śmiało jednak uznać, że ten czas nie był stracony, a horyzonty zostały skutecznie poszerzone. Oczywiście nie zostanę fanem musicali, ale z filmami jest jak z kobietami. Nie określajmy się, że lubimy tylko blondynki, bo przeoczymy naprawdę fajną brunetkę czy rudowłosą. Tak więc o czym jest ten film?
Tytułowe „Hair” (ang. Włosy) to symbol buntu i pacyfizmu młodzieży lat 70. W czasie, gdy Stany Zjednoczone prowadziły w Wietnamie jedyną wojnę, którą przegrali, „hipisi” buntowali się wobec obecnego ładu i porządku dyktowanego przez rząd. Długie włosy to odwrotność krótko ściętego żołnierza, tak jak wojna i pokój. Nieodłączna para przeciwności, która zawsze istniała i istnieć będzie.
Nawet, gdy główny bohater potrzebuje „na szybko” pieniędzy, ojciec mówi, że da mu to, czego potrzebuje, jeśli zetnie włosy. Nie zgadza się. Później natomiast i tak je ścina, aby poświęcić się dla przyjaciela. O tym właśnie jest ten film. O przyjaźni, miłości, poświęceniu. Pośród rozśpiewanych, roztańczonych i uśmiechniętych aktorów są też chwile smutniejsze, bardziej nostalgiczne. Film „Hair” został nakręcony w roku 1979 i wyreżyserowany nie przez byle kogo, bo przez samego Milosa Formana. To autor takich dzieł jak „Lot nad Kukułczym gniazdem” (nagrodzony Oscarem), „Skandalista Larry Flint” (nagrodzony Złotym Globem) „Amadeusz” (nagrodzony Oscarem). Forman jest specjalistą w mówieniu rzeczy ważnych poprzez lżejsze metafory własnych filmów. Podobnie jak w przypadku wymienionych „Skandalisty…”, „Lotu nad…” i „Amadeusza” opowiada on o buntownikach, którzy wyłamują się z tłumu na wskroś krytycznym, ułożonym spojrzeniom otoczenia. Próbują przemówić do reszty nie bacząc na własne poświęcenie. Buntownik do samego końca, tylko tacy zostają zapamiętani. Wszak człowiek może zginąć, zostać zapomniany, ale idea nigdy. Idea przetrwa.
“Nie przejmuj się tyle. Niech przejmują się mądrzejsi, o głupców zadba Bóg” – takie słowa wypowiada ojciec do Claude Bukowskiego (John Savage), gdy opuszcza swój dom. Cloude na dwa dni przed pójściem do wojska, pozna ludzi, którzy na zawsze zmienią jego życie. Tutaj brylować będzie znakomity Treat Williams w roli zbuntowanego Georga Bergera. W roli swojego życia kradnie on cały film. „Hair” to opowieść o młodych ludziach, która nie traci na aktualności. Są momenty, które choć tak odległe czasowo, to przypominają nasze opolskie Piastonalia.
Może więc taka była misja puszczenia takiego filmu akurat tuż przed naszym studenckim świętem? Nasza walka o to by na kampusie można było tradycyjnie grillować i wypić „jasne pełne z pianką” to może nie poziom pacyfizmu związanego z wojną w Wietnamie, ale jednak coś w tym jest. Po co podpalać kontener na kampusie w Opolu? Po co dźgać kogoś nożem w Krakowie?
Mam nadzieję, że apel władz uczelni się udał i przeważać będzie Piastonaliowe:
„Make peace, not war”. Bacie się dobrze, bawmy się dobrze! Idą Piasty, czas wznosić toasty!
Rafał Wałęka