Robert Downey Jr. powraca po raz trzeci jako Tony Stark, a może bardziej jako Iron Man? Bo ile jest Downey’a w Starku, a ile Starka w Downey’u to sprawa dyskusyjna. Jedno jest pewne Iron Man stał się częścią obu. To właśnie tytułowa rola w dziele „Iron Man” w 2008 roku pozwoliła Robertowi Downeyowi Jr. zadomowić się na dobre w Holywoodzkiej Pierwszej Lidze. Trzecia część przygód „człowieka z żelaza” nie zapisze się w historii kina, ale to kawał dobrej, przygodowej roboty.
Kto z nas nie chciałby być Tonym Starkiem? Kim on jest? Gdy nordycki bóg piorunów Thor, pyta go o to, ten odpowiada ciętą ripostą: „playboy, miliarder, filantrop, geniusz”. Pomimo całego narcyzmu postaci Starka, nie ma tutaj żadnego kłamstwa czy wyolbrzymienia. On po prostu jest Iron Manem.
Robert Downey Jr. chyba urodził się do tej roli. W życiu prywatnym zachowuje się zresztą podobnie jak w czasie grania wspomnianego miliardera. Jest pewny siebie, wie, czego chce i osiąga to. Powierzając mu rolę Tonego Starka, Marvel stworzył kurę znoszącą złote jaja, a taką kurę i złotem trzeba karmić. Stąd miliony dla aktora, który niegdyś błądził w narkotykach i alkoholu. Opłacało się to jednak Marvelowi jak mało komu.
Co jest takiego wyjątkowego w trzeciej odsłonie (nie liczę „Avengers”) przygód Iron Mana? Otóż chyba… nic, i to jest jego siła. Wszystko pewnie gdzieś już było, a reżyser Shane Black sięga po sprawdzone schematy z kina superbohaterskiego i filmów akcji. Podróż w świat filmowego Iron Mana to przygoda, humor, estetyczne fajerwerki i ten piękny „luz”, który aż kipi z ekranu.
Reżyser bowiem sprawnie „pompuje balonik” patosu i napięcia by nagle przekłuć go jakimś gagiem czy elementem humorystycznym. Taki właśnie jest filmowy Iron Man, którego nawet nazwę zmieniłbym na „Iroń Man”, tyle w im autoironii. Elementem, który może drażnić fanów jest postać Mandaryna (Ben Kinglesy), z którego zrobiono tutaj, hmm… Nie zdradzę, kogo dokładnie, ale w oryginalnym komiksie czy serialu animowanym ów Mandaryn był najgroźniejszym przeciwnikiem Tonego Starka, czarnoksiężnikiem używającym magicznych pierścieni. Ben Kingsley znakomicie wywiązuje się jednak ze swojej roli. Podobnie jak Guy Pearce w roli Aldricha Kiliana pokazują, że im ciekawsze łotr tym ciekawszym może stać się bohater pozytywny. Fabuły nie będę zdradzał, zresztą nie jest ona tutaj najważniejsza, choć zwrotów akcji nie brakuje. Terrorysta Mandaryn chce zniszczyć Iron Mana i Tonego Starka udzielając „lekcji”. „Lekcja numer jeden: Nie ma czegoś takiego jak bohaterowie”. W tle pojawia się inny wróg, genialny naukowiec Aldrich Kilian, który stworzył wirus Extermis, który pozwala regenerować utracone kończyny i daje nadludzką wręcz wytrzymałość. Tony Stark znów jest w opałach.
Film tworzący trylogię próbuje pokazać czy wspomniany Tony Stark jest bohaterem tylko w swojej ultranowoczesnej zbroi Iron Mana czy również i bez niej. Początkowo myślałem: „za mało Iron Mana w Iron Manie”, ale z czasem zmieniłem zdanie i zauważyłem wyważone proporcje pomiędzy humorem, a akcją. Po filmie możemy w końcu zrozumieć co ma na myśli Tony Stark mówiąc:„I am Iron Man”, on rzeczywiście jest Iron Manem, czy w zbroi czy bez niej. Kolejny jego występ w „Avengers 2” w 2015 roku.
Rafał Wałęka