Przepis na sukces? Nic prostszego! Wyciągasz nieco esencji z dramatu, dorzucasz dozę czarnego humor, szczyptę polityki, tworzysz fabularny szkic i na koniec dodajesz sporą dawkę terroryzmu. Cel osiągnięty. Bo co innego lepiej sprzedaje się w dzisiejszym świecie niż krew, sex i łzy? Problem w tym, że właściwie to nic.

W świetle ostatnich wydarzeń we Francji, przeanalizuję(chociaż to za dużo powiedziane) dwa przykłady obrazu terrorystów w kinematografii – zarówno w serialu jak i filmie pełnometrażowym, bo to właśnie kino jest według nas najbardziej wiarogodnym(chociaż zazwyczaj wcale nim nie jest) vademecum o terroryzmie. Nie mam zamiaru pisać kolejnej recenzji wychwalającej, czy też potępiającej – chcę najzwyczajniej w świecie przyjrzeć się szkieletowi takowych produkcji. Dobrym przykładem będzie tutaj serial Homeland, który jest historią Amerykanina szpiegującego dla Al-Kaidy, którego winę stara się udowodnić agentka CIA(i to na własną rękę) i tak dalej. Mamy tutaj zatem wątek śledztwa oparty na terrorystycznych działaniach, nieroztropność rządu federalnego oraz szefostwa CIA. Terroryzm jest tylko tłem, ale nakręca on całą fabułę serialu.

Z drugiej strony mamy film Paradise Now, opowiadający o dwóch młodych muzułmanach, którzy zdecydowali się oddać życie w imię Allaha. Film dogłębnie penetruje to, co dzieje się w umysłach młodych terrorystów-samobójców. Ostatecznie tylko jeden z nich decyduje się na wykonanie swojej „świętej misji”.

Dwa powyższe tytuły to tylko garstka wśród tego, co możemy znaleźć wśród tysięcy innych podobnych produkcji. Widzimy terroryzm z różnych perspektyw – z zewnętrznej, jako obserwatorzy cierpiącej Ameryki(najczęściej) albo i z zewnętrznej, obserwując przemiany w psychice terrorystów oraz ich sposoby działania. Trzeba jednak uważać, gdyż to czego my nie będziemy w stanie wynieść z produkcji o terrorystach, sami terroryści będą w stanie użyć ze zdwojoną siłą.

Rafał Ręczmin