Jesień – zdecydowanie nieprzyjemna pora roku. Widok za oknem nie zachęca nas do wieczornych spacerów czy jakichkolwiek wyjść.

Listopad – powinniśmy czytać artykuły, uczyć się do kolokwium, biec do biblioteki po kolejne książki, a nam się nie chce. Na samą myśl o wyjściu z ciepłego pokoju na zimny dwór nie chcemy się ruszać, a terminy gonią. Przyjaciółka znów chce nas wyciągnąć na kawę, cóż – musimy iść. Zakładamy ciepły sweter, kurtkę, szalik, o zgrozo, trzeba by przywieźć kozaki. Wychodzimy. Znów nam zimno, chyba czas na zimową kurtkę, ale już w listopadzie? Nie rozstaniemy się z nią aż do marca. Mamy swoją wymarzoną kawę, od razu przyjemniej, ale musimy wracać. Owijamy się szalikiem, najmocniej jak się da, idziemy. Wita nas nasz cieplutki pokój. Robimy sobie herbatę, siadamy przed laptopem i orientujemy się, że nie mamy książki potrzebnej na jutrzejsze zajęcia. Ruszamy do biblioteki, w końcu nikt za nas tego nie zrobi! Powtarzamy rytuał z zakładaniem wszystkiego, co sprawi, że nie zamarzniemy na dworze. Mamy książkę, (cud, że nikt jej wcześniej nie wypożyczył!), ale herbata już jest zimna. Czytamy potrzebne rozdziały, można powiedzieć, że przygotowaliśmy się na jutro.

            Teraz mamy tylko czas dla siebie, dzwoni przyjaciółka: Może idziemy na imprezę? – Nie, jestem zmęczona. Wyłączamy telefon. Włączamy dobry film, gorąca herbatka już na nas czeka, łóżko uśmiecha się do nas, kocyk zaprasza rozkosznym ciepłem. Już dziś nigdzie nie idziemy. Kładziemy się w ciepłym łóżeczku, rozmyślając: czy nie możemy już tak leżeć do wiosny?

            Dlaczego jesienią nie może być 20 stopni ciepła? Przecież byłoby tak przyjemnie, a jest zimno. Ciekawe co powiemy, gdy za oknami spadnie śnieg, a temperatura spadnie do minus 20 stopni. Czy kocyk i herbatka i wtedy pomogą?

Daria Rak