Po podjęciu decyzji zdarza nam się zastanowić: „Co by było, gdyby…?”. Przyjaciele z dzieciństwa, spotykając się po latach, zadają sobie to samo pytanie w filmie Poprzednie życie Celine Song.

Na pierwszy rzut oka reżyserka kreuje wręcz idealny przepis na romans. Wiele razy widzieliśmy lub czytaliśmy historię bohaterów z motywem childhood friends to lovers. Pojęcie to oznacza schemat przedstawienia relacji bohaterów od momentu ich poznania się w dzieciństwie do chwili, gdy dorastają i odkrywają, że jest między nimi coś więcej niż przyjaźń. Łączą ich sentyment oraz wspólne wspomnienia, które powoli prowadzą w kierunku romansu. Poprzednie życie podąża identyczną drogą, ale czy do samego końca podróży?

Wszystko zaczęło się w latach 90. w Seulu, w Korei Południowej. Na Young i Hae Sung są przyjaciółmi ze szkoły. Gdy oboje mają 12 lat, okazuje się, że rodzina dziewczynki planuje emigrować do Kanady. W taki sposób Na Young zmienia się w Norę Moon – decyduje się na nowe imię, by dostosować się do zachodniej kultury. Przeprowadzka doprowadza do rozłąki naszych bohaterów trwającej 12 lat. Ich rozmowa przez Skype’a rozpoczyna serię kolejnych spotkań, pomimo utrudniającej je 14-godzinnej różnicy czasowej. Jednak po jakimś czasie kontakt się urywa, gdyż Nora spotyka Arthura, amerykańskiego pisarza o żydowskim pochodzeniu, a także swojego przyszłego męża. Jest to też moment, gdy jako widzowie dowiadujemy się o koreańskim pojęciu inyun, które uznałabym za napęd całej fabuły. 

Nora podczas kolacji tłumaczy Arthurowi, że wywodzący się z buddyzmu inyun to sytuacja, gdy dwoje ludzi idzie ulicą i ich ubrania przypadkowo ocierają się o siebie – musi to oznaczać, że spotkali się już w poprzednim życiu. Podobno jeśli dwoje ludzi bierze ślub, jest między nimi 8 tys. warstw inyun, a więc 8 tys. żyć. Film szczególnie podkreśla, że dwoje ludzi połączonych w ten sposób, odnajdzie się mimo dzielącego ich dystansu lub różnic kulturowych. Reżyserka każe nam wierzyć, że na takie zakończenie mogą liczyć właśnie Nora i Arthur, ale dekadę po ich ślubie do Ameryki przylatuje Hae Sung. On i Nora spotykają się w Nowym Jorku, twarzą w twarz po raz pierwszy od 24 lat (12 lat minęło od ich ostatniej rozmowie na Skypie). Widz siedzi na skraju fotela i obstawia, kto porzuci swoje dotychczasowe życie dla tego drugiego. Nikt jednak nie odgadnie prawidłowo – film w ostatniej chwili ostro skręca z drogi komedii romantycznej. Wychodząc z kina, właściwie nie wiemy, kim Hae Sung był dla Nory – pierwszą miłością czy ostatnią kotwicą łączącą ją z ojczyzną?

Gdyby film poruszał tylko wątek relacji tych dwóch bohaterów, byłby znacznie krótszy. Jednak Poprzednie życie opiera się również na doświadczeniach imigrantów. Poznanie amerykańskiej klawiatury, wewnętrzny przymus osiągnięcia czegoś wielkiego na miarę poświęcenia rodziców czy zmiana imienia, to tylko początek zmagań, z jakimi mierzy się pełna ambicji Nora.

Poprzednie życie jest filmem autobiograficznym. Podobieństwa znajdziemy, podróżując palcem po mapie. Zanim Nora wyleciała z Korei Południowej do Kanady, a potem do Stanów Zjednoczonych, zrobiła to Celine Song. Obie kobiety zajmują się pisaniem, efektem czego w przypadku Song była sztuka Endlings, opowiadająca o trzech Koreankach mieszkających w Nowym Jorku. Z kolei krótki urywek z życia Nory ujawnia przed nami, że ona również pisze sztukę o trzech kobietach. 

Film z pewnością nie jest dla wszystkich. Dla wielu osób momenty ciszy wydadzą się nudne, inni będą doszukiwać się tego, co niewypowiedziane bądź emocji tłumionych przez bohaterów. Odbiorca kończy seans ze łzami w oczach (lub już spływającymi po policzkach) i niedosytem. Jest tak dlatego, że film, stawiając pytanie: „Co by było, gdyby…?”, nie dostarcza nam odpowiedzi.


Tekst: Wiktoria Sklarek
Grafika: Gutek Film