Czy zastanawialiście się kiedyś, co przyciąga twórców do konwentów? Jak wygląda życie pisarza fantastyki w Polsce? Odpowiedziami na te i kilka innych pytań podzielił się z nami Paweł Majka, pisarz i konwentowy prelegent.
W ciągu roku można Pana spotkać na wielu różnych konwentach w Polsce. Co jest w nich takiego przyciągającego?
Są to po prostu ludzie. Te wydarzenia są dla nas niczym karnawał, to czas w którym wiele wartości zostaje odwróconych. Na co dzień ludzie poprzebierani w różne stroje, dyskutujący o fantastyce i przeczytanych ostatnio książkach są uznawani za wariatów. Normą są rozmowy o celebrytach czy pieniądzach. W czasie konwentu to my decydujemy, o czym rozmawiamy; gdyby ktoś podszedł i zaczął rozmowę o np. polityce, sam zostałby uznany za szaleńca. To świat, w którym wolałbym żyć.
Czy zgodzi się Pan, że konwent to też miejsce, gdzie granica między odbiorcą a twórcą jest cieńsza niż gdziekolwiek indziej?
Tak, to jest super. Czytelnik to też Twój klient i spotkanie z nim to forma marketingu oraz okazja, by dowiedzieć się, czego oczekuje i co mu się podobało w Twoich książkach.
Czy rola prelegenta na konwencie jest według Pana podobna do roli wykładowcy na uniwersytecie?
Mam nadzieję, że na prelegentach ciąży znacznie mniejsza odpowiedzialność. Jeżeli byłbym profesorem na uczelni, to nie mógłbym zapytać swoich studentów, czy mam rację, tak jak zrobiłem to na swojej prelekcji. Mówię to, co mi się wydaję i mam nadzieję, że nikt z moich prelekcji nie wychodzi z przekonaniem, że zdobył jakąś wiedzę. Jednak profesor musi przekazywać wiedzę, a nie jedynie swoje gdybanie.
Czy według Pana z pisarstwa można się w Polsce utrzymać?
Są tacy, którzy mogą. To w dużej mierze zależy od tego, co piszesz. Jeżeli piszesz poradniki lub porno, szansa jest na to z pewnością większa. Jeśli jednak po prostu chcesz pisać fantastykę, to możliwości są nieco mniejsze, bo to nisza. Nie jest to niemożliwe, ale bezpieczniej mieć również normalną pracę.
Na jednej z Pana prelekcji mówił Pan o ekonomii w fantastycznych światach. Jak Pan sobie radzi z tym tematem, tworząc kolejne książki?
Skupiając się na tej części książki, musimy mieć na uwadze kompetencje czytelnika. Owszem, mówiłem, że kwestie gospodarczo–ekonomiczne w powieściach, filmach czy serialach są gadżetowe lub fasadowe, ale powinniśmy pamiętać, że to wynika z tego, do kogo kierowany jest nasz produkt. Nawet jeśli ktoś jest profesorem ekonomii, to zazwyczaj nie pisze do innych profesorów ekonomii. Większość osób tworzy literaturę popularną; pisze dla ludzi o bardzo różnorodnych kompetencjach, w związku z czym nie może wchodzić w zbyt duże szczegóły lub posługiwać się hermetycznym językiem.
Jest niesamowita powieść poświęcona ekonomii i powstawaniu obecnego systemu bankowego. To trylogia Cykl Barokowy autorstwa Neala Stephensona, który w awanturniczej historii pełnej piratów, pościgów i szpiegostwa przemycił wiele wiedzy ekonomicznej. Twórca tej serii jest znakomitym pisarzem, który miał świetny pomysł. Zazwyczaj jednak potrzebne są pewne uproszczenia w tym temacie.
W narodowej pamięci dalej tkwi obraz polskiego pisarza fantastyki lat 90. Czy jest to dla Pana pozytywne czy negatywne zjawisko?
Szczerze mówiąc, nie wiem. Mam wrażenie, że żyjemy w czasach, w których ten stereotyp się przełamuje. Rynek się niesamowicie otworzył i przez jakiś czas istniało wiele wydawnictw, które współpracowały z bardziej lub mniej znanymi autorami. Teraz, ze względów ekonomicznych, jest trochę gorzej. W dodatku dorosło pokolenie ludzi, którzy też piszą i stawiają przed czytelnikami trochę inne pytania, udzielają na nie nieco innych odpowiedzi. To wszystko zmienia się na naszych oczach. Pochwalę się, że wydajemy w Krakowie zin o tytule „Horyzont Zderzeń Fantastycznych‟ i zagadnieniom zmiany, która dokonuje się w polskiej fantastyce, poświęciliśmy sporo miejsca.
Autor: Adrian Kokot
Zdjęcie: Opolcon