Przechodziliście biegiem w ostatni weekend przez centrum Opola i zastanawiało Was, skąd tyle namiotów i dlaczego zebrały się tam takie tłumy? Odpowiedź brzmi: Festiwal Książki! Trzy dni przepełnione spotkaniami kulturalnymi, wywiadami ze znamienitymi gośćmi i promocyjnymi cenami książek. Nie zabrakło również slamu poetyckiego czy koncertów.

W dniach 6-8 czerwca na Placu Wolności w Opolu odbyła się 9. edycja Festiwalu Książki. Miasto odwiedziło prawie 200 gości, którzy opowiadali o swoich dziełach i rozdawali autografy, a wśród nich pojawiły się nazwiska takie jak: Andrzej Sapkowski, Remigiusz Mróz, Szczepan Twardoch, Jakub Żulczyk czy Graham Masterton. Ich dzieła można było zdobyć na stoiskach blisko 100 wydawnictw i oficyn, których namioty chroniły odwiedzających przed deszczem, przy okazji kusząc szeroką ofertą książek. Spotkania odbywały się na trzech scenach: głównej i young adult na Placu Wolności oraz na nowej, która tego roku pojawiła się po raz pierwszy w Ogrodzie Franciszkanów. Część wydarzeń miała również miejsce w sali Miejskiej Biblioteki Publicznej. Dodatkowo można było brać udział w różnych warsztatach, w grze terenowej, a także odbyła się coroczna „Zbrodnia na pokładzie – kryminał nocą”. W budynku MBP dostępna dla zwiedzających jest również do 12 czerwca wystawa „Ilustragan 9. Zdrowia!”. Świetną muzykę zapewniły koncerty Jareckiego i Sorry Boys, a w klubokawiarni OPO można było wystawić na próbę swoje talenty w bitwie poetów.

Oto szczegóły z kilku wydarzeń.

***

Tłumaczenia klasyki literatury światowej na język śląski – Mirosław Syniawa

W piątek w MBP posłuchać można było wywiadu z Mirosławem Syniawą – śląskojęzycznym poetą i tłumaczem. To poliglota, podróżnik, a także znawca literatury klasycznej. Ma na koncie wiele publikacji – zarówno zbiory poezji autorskiej, jak i tłumaczonej (Wiersze i śpiywki Roberta Burnsa), a także przekłady dramatów (Tkŏcze Gerharta Hauptmanna). Może ktoś z Was kojarzy Kordiana wystawianego w języku śląskim w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach? Autorem przekładu jest właśnie gość Festiwalu. Zdradził, że na początku przyszłego roku ruszą próby śląskojęzycznego Hamleta, który również tłumaczony jest przez Syniawę.

Poeta ujawnił też kilka informacji zza kulis o swojej, bądź co bądź, nietypowej pracy. Największy problem przy tłumaczeniu liryki i dramatu stanowią rymy i rytmika, bo, mimo podobieństwa języków śląskiego i polskiego, wymowa, akcentowanie i odmiana wyrazów przez przypadki mogą się znacząco różnić. Z tego względu nieodłącznym elementem procesu translatorskiego jest czytanie tekstów na głos, a zwłaszcza tych, które przeznaczone są do wystawienia na deskach teatru. Trudność sprawiły także neologizmy Bolesława Leśmiana, tzw. leśmianizmy, bo jak przetłumaczyć neologizm występujący u tylko jednego autora? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w tomie Dante i inksi i jeszcze inksi. Co ciekawe, Syniawa przychodzi do wydawnictwa już z całą gotową książką – nie tylko wierszami czy przekładami, ale również z oprawą graficzną. Utrzymywał także, że do każdego utworu tłumaczonego należy podejść indywidualnie i nie ma jednej recepty na stworzenie dobrego przekładu – może dlatego jego tłumaczenia są właśnie tak dobre.

Tekst: Katarzyna Włodarczyk

***

Jak powstaje książka? Stowarzyszenie Forum Redaktorów i Korektorów

W piątek w MBP Monika Tańska i Mirosława Grabowska – członkinie nowo powstałego Stowarzyszenia Forum Redaktorów i Korektorów – poprowadziły prelekcję o procesie powstawania książki. Gościnie przedstawiły kolejne etapy procesu wydawniczego – od spisania treści przez autora do rozdania egzemplarzy na półki księgarń. Wytłumaczyły, że jest to długotrwały proces i wymaga zaangażowania wielu osób, takich jak tłumacz, redaktor, korektor, składacz, którzy niestety dla wielu czytelników pozostają przezroczyści. Zaprezentowały, w jaki sposób i w jakich programach odbywa się korekta i redakcja tekstu, a także z jakimi problemami wiąże się taka praca. Okazuje się, że rynek wydawniczy to nie miejsce dla osób o słabych nerwach, bowiem praca redaktora to w głównej mierze freelancing i istnieje ciągłe ryzyko braku zleceń. Prelegentki pałały mimo to optymizmem i wyrażały radość ze swojego zawodu. Podobnie jak one zachęcamy Was do zerkania na strony redakcyjne w książkach, po które sięgacie – profesjonalistom poświęcającym ogrom czasu, by wydać jak najlepszy produkt, ale również zachwycającą sztukę, należy się więcej okazji, by stanąć w przysłowiowym świetle reflektorów.

Tekst: Katarzyna Włodarczyk i Weronika Sagan

***

Slam poetycki. Bitwa poetów

Po raz kolejny interesujący twórcy zebrali się w Opolu, by stoczyć zaciętą walkę na utwory liryczne. W tym roku na festiwalowym slamie w klubokawiarni OPO pojawiło się 11 zawodników – według kolejności występów w rundzie pierwszej: Bartuś, Adrianna Mojzyk, Sid THiks, Zaodrzańska, Smok Przemek, Harry Heller, Julia Murza, Olo Gałązka, Zofia Konicka, Katarzyna Kozak oraz Zielony Turmalin.

Jeśli byliście świadkami zeszłorocznej bitwy lub czytaliście naszą relację, jeden z powyższych pseudonimów zapewne wydał Wam się znajomy. Znana już na scenie slamerskiej Sid THiks ponownie zawitała w Opolu. Podobnie jak Rudka Zydel, kolejna zeszłoroczna zawodniczka, która tym razem poprowadziła wydarzenie.

Tym razem uczestnicy zmierzyli się w trzech rundach, a o ich awansie decydowały – jak zazwyczaj – głosy widzów. W tym miejscu należy wspomnieć, że klubokawiarnia ponownie wypełniona była po brzegi (i jeszcze dalej!), w dodatku poziom wszystkich zawodników był zaskakująco wysoki – wszyscy zaprezentowali ciekawe, często humorystyczne utwory, podkreślając ich walory piękną recytacją i niekiedy grą aktorską.

Serię występów rozpoczął Bartuś z wierszem o ekscesach związanych z zakupami w supermarkecie – wszystkie jego utwory wyróżniały się humorem, hiperbolizacją zmagań życia codziennego i ciekawą metaforyką. Ostatnie z wymienionych charakterystyczne jest również dla wierszy wspomnianej już Sid THiks, która porównała twórcę do kokonu, a jego dzieła do motyla; zastanawiała się także nad rodzajami ciszy. Zaodrzańska rozbawiła widownię wierszami – w tym jednym, Plastrem łososia, wygłoszonym w przerwie między rundami – o życiu z jej partnerem (cyt. „starym”) i rodzicielstwie, z którymi wielu obecnych w OPO zapewne mogło się utożsamiać. Relację z widownią nawiązał również Smok Przemek, którego utwory – wiersz Schadenfreude i piosenka o mydlanych bańkach – bazowały na powtarzalności danych elementów, dzięki czemu wszyscy obecni mogli stać się częścią występu. Element muzyczny wprowadził także Harry Heller, którego flow od razu przypomniało mi występy slamera obecnego podczas 7. i 8. Festiwalu Książki, Pawła – sposób prezentacji obu bardziej kojarzył się z rapem. Utwór Harry’ego opisywał podróż przez miasto, pełen był gry słowem (w tym z nazwami elementów architektury i infrastruktury miejskiej) i nawiązań do kultury – kiedy go słuchałam, na myśl nasunęło mi się skojarzenie z Następną stacją Taco Hemingwaya. Dla wierszy kolejnego ze slamerów, Ola Gałązki, charakterystyczne były motywy zwierzęce, przedstawienie krótkiej historii i głównego jej bohatera – w pierwszym wierszu był to Harland Sanders, natomiast w drugim, Widowiskowej sosjerce wygłoszonej w przerwie między rundami, Ryszard z Kalisza. Myślę, że spośród zawodników zdecydowanie wyróżniła się Zofia Konicka, którą można by wręcz nazwać głosem młodego pokolenia (lub jak sama to ujęła w jednym ze swoich utworów: „kwiatów polskiej młodzieży”) – jej utwory były humorystycznymi, ale zarazem pełnymi wzburzenia i krytyki manifestami. To właśnie Zofia ze znaczącą przewagą wygrała sobotni slam, w finałowej, trzeciej rundzie mierząc się z Bartusiem.

Na zakończenie, jak co roku, wszyscy slamerzy otrzymali nagrody przygotowane przez organizatorów Festiwalu Książki. Całej jedenastce serdecznie gratulujemy udanych występów!

To jednak nie koniec tej części relacji – mamy dobre wieści! Jeśli jesteście zainteresowani slamami poetyckimi, ale nie podoba Wam się wizja jeżdżenia na nie po całej Polsce, nie musicie już wyczekiwać przez cały rok na Festiwal Książki. Od kilku miesięcy takie wydarzenia odbywają się także w Opolu, w Galerii Sztuki Współczesnej – więcej informacji znajdziecie na profilach GSW w mediach społecznościowych. Gdyby jednak interesował Was slam także poza granicami Opola, zapraszamy do odwiedzenia chociażby Slam.Art.Pl, gdzie znajdziecie bieżące informacje o bitwach poetyckich z całej Polski.

Tekst: Weronika Sagan

***

Czy język śląski doczekał się standardu pisanego?

8 czerwca o godz. 12:00 odbyło się spotkanie Marcina Musiała z językoznawcą prof. Henrykiem Jaroszewiczem oraz popularyzatorem języka śląskiego Rafałem Szymą dotyczące standaryzacji pisemnej języka śląskiego. Spotkanie odbyło się w formie mieszanej – częściowo w ślōnskij godce i częściowo po polsku. Na początku prof. Jaroszewicz ustalił definicję standaryzacji, czyli nieskończonego procesu mającego na celu wzbogacenie kultury języka, by można było wyjść nim poza obszar regionalny. Goście Festiwalu zgodnie stwierdzili, że standaryzacja języka śląskiego nie musi wyglądać tak samo, jak w przypadku języka polskiego. Śląski charakteryzuje się wysoką różnorodnością wymowy słów, sposobu ich użycia, czy nawet używania różnych wyrazów na te same rzeczy. Różnice zauważalne są nie tylko na poziomie regionów czy miejscowości, ale nawet na poziomie familiarnym. Twórcy najszerzej obecnie używanego zapisu śląskiego – ślabikŏrzowygo szrajbōnku – uwzględnili w nim właśnie tę cechę języka i postarali się, by jeden zapis służył każdemu użytkownikowi. Jednym z efektów tego zabiegu jest litera Ŏ, która swoją uniwersalnością pozwala, by każdy Ślązak mógł czytać ją według własnej tradycji (przykładami wymowy tego znaku są [eł], [oł] i [o]).

Goście spotkania wyrażali również swoje opinie na temat owianych w regionie złą reputacją Rady Języka Śląskiego i podręczników śląskiego wydanych przez Bibliotekę Śląską, a także o podejściu obecnej polityki polskiej do Śląska i Ślązaków. Stwierdzono, że niewiele się w tej kwestii zmieniło przez ostatnie 20 lat, mimo zmian w rządzie, ale obiecano, że będą „robić swoje”, by popularyzować śląski język i kulturę.

Panowie zareklamowali również swoje książki. Prof. Jaroszewicz jest autorem Zasad pisowni języka śląskiego, a Szyma – m.in. zeszytu Jak pisać po ślōnsku. Praktyczno pōmoc do nauki ślōnskigo szrajbōnku. Po spotkaniu można było zdobyć autografy i porozmawiać przy stanowisku wydawnictwa Silesia Progress.

Tekst: Katarzyna Włodarczyk

***

Graham Masterton – o horrorach z mistrzem gatunku

Graham Masterton, jeden z najbardziej poczytnych autorów literackiego horroru w Polsce, zaszczycił nas swoją obecnością na tegorocznym festiwalu i wziął udział w panelu, na którym podzielił się swoimi przemyśleniami.

Pisarz zapytany o to, dlaczego Polacy tak chętnie czytają jego książki i skąd u niego taka sympatia do naszego kraju, odpowiedział, że zawsze gdy tu przyjeżdża, czuje się jak w domu i jest ku temu kilka powodów. Pierwszym z nich jest pochodzenie pradziadka oraz żony Mastertona, ponieważ oboje posiadają polskie korzenie. Bardzo dobrze wspomina też swoją pierwszą podróż do naszego kraju, która wynikła z chęci wydania jego powieści przez Tadeusza Zyska, szefa jednego z polskich wydawnictw. Gdy okazało się, że płatność za prawa do książki przy pomocy polskiej waluty nie była w tamtych czasach możliwa, Zysk zaproponował Mastertonowi opłacenie podróży do Polski. Kolejną formą zachęty miały być ikony religijne, ale autor okazał się ateistą, więc zamiast nich chciano go przekonać polskim jedzeniem, na przykład kiełbasą. Pisarz na początku nie był zainteresowany, ale do wyjazdu i wydania książki przekonała go żona, która nigdy nie była w Polsce, a chciała ją zobaczyć. Manitou, bo tak się nazywała wydana przez wydawnictwo Zyska publikacja, odniosła według autora u nas tak duży sukces, bo była pierwszym, wydanym tutaj zagranicznym horrorem.

Gdy zapytano go, dlaczego ludzie lubią się bać oraz czemu tak chętnie czytają horrory, pisarz stwierdził, że podoba nam się to uczucie ze względu na wydzielaną adrenalinę. Fascynujące jest dla niego to, że odczuwamy tak silne emocje, mimo że doskonale wiemy, że poczucie zagrożenia zniknie, gdy odłożymy książkę. A przecież podobne uczucia pojawiają się w prawdziwie niebezpiecznych sytuacjach, takich jak szybka jazda samochodem. Sam zainteresował się tego typu historiami już w dzieciństwie, gdy natrafił na dzieła Edgara Allana Poe i bardzo mu się one spodobały. Krótko po tym zaczął pisać opowiadania w podobnym klimacie, a pierwsze z nich przeczytał swojemu szkolnemu koledze. Gdy spotkał go dwadzieścia lat później, to usłyszał, że ten go nienawidzi, a powodem okazało się być opowiadanie, które zapamiętał z rozmowy z Mastertonem lata temu. Nie potrafił po tym przez dwa tygodnie zasnąć i pamięta tę historię do dziś. Opowiadała ona o bezgłowym mężczyźnie, który śpiewał z szyi i mówił „Kto cię zabierze do domu, kto będzie tym szczęśliwcem”. Graham zorientował się wtedy, że jego historie naprawdę potrafią kogoś przestraszyć.

Pisarz wypowiedział się również na temat samego procesu pisania horrorów oraz kryminałów i tego, co jest w nim najważniejsze. Sądzi, że jedną z najistotniejszych kwestii jest bazowanie fikcyjnych opowieści na historiach, które wydarzyły się naprawdę. Jego horror Manitou był tworzony na podstawie pewnej indiańskiej opowieści, a także na historii związanej z prawdziwą kobietą. Tak zaczęła się jego przygoda z tym gatunkiem, a w jego kolejnych horrorach również starał się zawrzeć elementy innych, nieznanych publice kultur i odróżnić się od popularnych historii o wilkołakach oraz wampirach. Obecnie wraz z Karoliną Mogielską piszą opowiadania o polskich potworach. Do tej pory opublikowali dziewięć z nich i szukają kolejnych inspiracji.

Tekst: Adrian Kokot

***

Spotkanie z Krzysztofem Vargą i seans Vinci

W niedzielę w kinie Helios w galerii handlowej Solaris odbyło się spotkanie z Krzysztofem Vargą – przyjacielem Juliusza Machulskiego i jego rozmówcą we wspólnej książce 3174 filmy z mojego życia o karierze reżysera oraz opiniach dotyczących filmów. Varga i Machulski znają się od 10 lat i wiele ich łączy, ale równie dużo dzieli – pierwszy czerpie przyjemność z oglądania słabych filmów, drugi – niekoniecznie. Co ciekawe, zwrócono uwagę na to, że Machulski, mistrz polskiej komedii (Seksmisja, Vabank), za swoje najlepsze dzieła uważa te poważniejsze, tzw. kino zaangażowane – np. Przerwanie działań wojennych, czyli spektakl Teatru Telewizji o zakończeniu powstania warszawskiego. Natomiast swoje komedie tworzy tak, by przedstawić w nich swoją wizję świata idealnego i aby po prostu mieć z tego frajdę jako artysta.

Po spotkaniu odbył się seans Vinci Machulskiego w rzadko spotykanej wersji bez rekonstrukcji cyfrowej. Zdradzono, że reżyser nie mógł pojawić się na Festiwalu osobiście, ponieważ pracuje nad Vinci 2, którego obsadę tworzą ci sami główni aktorzy, co 20 lat temu. Sequel obejrzeć będzie można w kinach za niecałe dwa miesiące.

Tekst: Katarzyna Włodarczyk

Tekst wstępu: Katarzyna Włodarczyk
Grafika główna: Festiwal Książki Opole
Zdjęcia: Katarzyna Włodarczyk, Łukasz Wiszowaty, Weronika Sagan, Zofia Pulit