W ostatnich latach polski dubbing pojawia się w coraz większej liczbie gier. Czasy, gdy gracz był skazany albo na brak lokalizacji, albo pirackie wersje językowe, na szczęście minęły bezpowrotnie. Zamiast tego na rynku można kupić gry zlokalizowane w postaci dodanych napisów i głosów, wykonanych w bardzo profesjonalny sposób przez firmy zajmujące się tym na co dzień. O ile napisy powinny być obowiązkowe dla przeciętnego gracza, tak dubbing już niekoniecznie. W takim razie czy tworzenie go ma sens?
Polskie głosy w grach komputerowych są coraz częstszym zjawiskiem. Wynika to z faktu, że firmy zajmujące się tego rodzaju lokalizacją mają więcej pieniędzy – dubbing bowiem jest kosztowny, ale także stanowi gwarancję sprzedaży na danym rynku. Z reguły takich lokalizacji podejmują się wielkie firmy, które jednocześnie mogą zapewnić pokaźną kampanię marketingową danej grze – w konsekwencji więcej pieniędzy dla nich oraz twórców gry.
Polski dubbing jednak sam w sobie ma spory problem. Bardzo mało jest dubbingów, które są zrobione dobrze (serie Wiedźmin czy Uncharted). Zamiast tego na rynku dominują gry zlokalizowane średnio (Dying Light) lub tragicznie źle (Sniper: Ghost Warrior, Battlefield Hardline). Dlaczego jest tak, a nie inaczej? Przyczyny są co najmniej cztery. Pierwsza to słaby scenariusz, druga – słabi aktorzy, a trzecia to brak kontekstu. Czwartą jest klimat gry, ale o tym napiszę później.
Pierwsza z kwestii odnosi się do słabego tłumaczenia tekstów bohaterów z języka angielskiego. Bardzo często gry zlokalizowane na język polski są bogate w pewne naleciałości, które w naszym języku brzmią źle, karykaturalnie, wręcz sztucznie. Nieraz słysząc tekst jakiegoś bohatera, miałem w głowie myśl: „kto tak mówi w Polsce?”. Twórcy tlumaczeń próbują na siłę wprowadzić do języka polskiego pewne stwierdzenia tylko po to, by nasz dubbing brzmiał cool. Niestety, ma to odwrotny skutek, co sprawia, że osoby odgrywające role swoimi głosami czują wręcz zażenowanie, przymus, że muszą zagrać rolę mocniej niż powinni, zapominając, że dubbing gier wymaga bycia naturalnym – to nie deski teatru.
Aktorzy mają również wpływ na ostateczny kształt dubbingu. Oczywiście nawet najlepszy aktor nie obroni najgorszego scenariusza, ale chodzi mi tu o inną rzecz. Bardzo często, kosztem jakości, twórcy lokalizacji decydują się na pomoc jakiegoś rozpoznawalnego aktora, aktorki lub znanego celebryty. Z jednej strony należy to zrozumieć – gra musi się sprzedać. Obecność takiej osoby może pomóc w reklamie gry np. poprzez nagranie filmiku, w którym wypowie się na temat tego, jak dubbing został zrobiony. Można też sobie pozwolić na skuteczniejszą kampanię marketingową w naszym kraju, która przełoży się na znaczny wzrost zakupów gry. Ale z drugiej strony cierpi na tym dubbing, bowiem osoby te są głównie znane z jakichś seriali, a – bądźmy szczerzy – by w nich grać, niekoniecznie potrzeba jakiegoś wielkiego kunsztu aktorskiego, a co za tym idzie – i w grze ich rola jest sztuczna. Dochodzi do takich sytuacji, że słysząc dźwięk, nie wierzę w to, że te słowa mówi konkretnie ten bohater. Brzmi to po prostu źle, jakby z jakiegoś paradokumentu. Szczególnym przykładem jest tutaj gra Until Dawn. Do udziału w produkcji zaproszono bardzo popularnych polskich aktorów. Wydawca stworzył serię filmików pokazujących proces powstawania dubbingu, a także wrażenia samych aktorów… Ale co z tego, gdy ostateczny kształt nie jest dobry? Krzyki, których jest w tej grze bardzo dużo, brzmią, jakby za studiem nagraniowym spało dziecko, a aktor miał za zadanie wykonać swoją pracę tak, by go nie obudzić – a to jedna z wielu wad dubbingu w tej grze. Postawiono w niej bardziej na sprzedaż i materiały PR niż na immersję.
Jednak czasami nie jest to wina aktorów, lecz braku konteksu – studia nagraniowe dostają często sam dźwięk z krótkim opisem sytuacji, bez żadnego obrazu, pokazania sceny w fizycznej formie, jak to ma miejsce przy filmach czy bajkach dubbingowanych. Aktorzy są pozostawieni sami sobie, muszą interpretować to, co słyszą, na swój sposób. To często sprawia, że głos nie pasuje do twarzy. Emocje, które powinny się w nim pojawić, często są nieobecne mimo trwania np. dramatycznej sceny. Aktorzy gubią się, a ostateczny kształt ich starań skutkuje m.in. przerysowanymi emocjami lub ich brakiem, a także np. niezgodnością emocji głosu i twarzy.
Te wszystkie powody sprawiły, że aktualnie polski dubbing ma więcej przeciwników niż zwolenników. Często na forach można zauważyć komentarze sprowadzające się do słów: „polskich głosów znowu nie da się słuchać. Czy ktoś w końcu zrobi normalny dubbing?”. Argumentem jest także to, że każdy w obecnych czasach zna język angielski co najmniej na podstawowym poziomie, więc to żaden problem grać z oryginalnymi głosami. Jednak często jest to pochopna krytyka – wspomniane wyżej powody złej jakości dubbingu są często winą jego twórców, odgórną , a nie aktorów, którzy zapewne starają się wykonać swoją pracę jak najlepiej, ale są niestety organiczeni przez wydawcę i jego decyzje.
Jednak dubbing ma w sobie jedną, bardzo ważną zaletę – ułatwia odbiór. Szczególnie w takich grach, w których akcja jest bardzo wartka, dubbing pozwala na zrozumienie komend skierowanych do gracza – i to bez żadnej potrzeby patrzenia na napisy, gdy jednocześnie trzeba np. strzelać z karabinu. Podobnie jest z różnorakimi filmami czy serialami – nie każdemu chce się patrzeć w napisy na dole ekranu, by wszystko zrozumieć. Szczególnie że przeczytanie tekstu zajmuje dosyć dużo czasu, więc część akcji może umknąć. W grach dochodzą jeszcze przyciski, które trzeba wciskać w odpowiednim momencie. Gdy gracz ma za zadanie podejmować działanie w trakcie wartkiej akcji, zrozumieć, co mówią bohaterowie, a do tego oglądać sytuację dziejącą się na ekranie, to po prostu się gubi i nie wie, co się dzieje.
Trzeba jednak zapamiętać jedną rzecz. Głosy bohaterów mają za zadanie pogłębić klimat opowieści zawartej w grze, mają współgrać z otoczeniem, dodać jeszcze coś od siebie. Tu właśnie największe pole do popisu mają przeciwnicy dubbingu. Uważają oni, że polskie głosy, w większości przypadków, niszczą klimat gry. Czy tak jest? Moim zdaniem nie do końca. Oczywiście są tytuły, w których dubbing nie gra dużej roli w odbiorze świata przedstawionego. Mamy przykład serii Uncharted czy Dying Light, które posiadają całkiem dobrą, jak na polskie realia, lokalizację. Przedstawiony w nich świat jest tak odmienny i obcy od tego, w którym żyjemy, że polski dubbing nie rujnuje klimatu i nie ma wpływu na odbiór gry. Co prawda można dyskutować o jego jakości, bo bywają lokalizacje lepsze lub gorsze, jednak włączenie angielskich dialogów akurat w tych grach wcale nie sprawi, że wzbogacą się nasze doznania.
Istnieją też jednak takie gry, w których głosy mają duże znaczenie. Granie w serię Metro z innym dubbingiem niż rosyjski albo w Wiedźmina nie po polsku ma znaczący wpływ na odbiór świata przedstawionego. W przypadku Metra akcja dzieje się w postapokaliptycznej Rosji, więc wybór rosyjskiego powinien być naturalny. Brzmi on po prostu w tym świecie najbardziej wiarygodnie. Podobnie z Wiedźminem – jego słowiańskość wręcz wylewa się z ekranu, więc granie po angielsku sprawia, że nie czuje się „tego czegoś” – nawet niektórzy angielscy gracze przyznają się, że grają w Wiedźmina w języku polskim, a to już o czymś świadczy. Moim zdaniem głosy najlepiej dopasowywać do realiów świata przedstawionego w grze. Ciężko jest mi sobie wyobrazić granie w GTA V z polskimi głosami i bardzo dobrze, że wydawca nie wpadł na taki pomysł. Świat przedstawiony jest tam typowo amerykański, wzorowany na prawdziwych miastach, historiach, ludziach i zachowaniach mieszkańców USA. Próba dodania polskich głosów skończyłaby się zapewne fiaskiem. Choćby aktorzy starali się jak najlepiej odgrywać swoje role, byli głosowo idealnie dobrani do postaci, scenarzysta starałby się jak najlepiej przerobić różne powiedzenia i slangi na nasz język, a wydawca włożyłby ogromne pieniądze w próbę tego rodzaju lokalizacji – gracz zapewne szybko by się poddał i przełączył język na angielski, bo nie czułby klimatu. Miałby też niemały dysonans – wszechobecne logotypy w języku angielskim, różnorodność rasowa przedstawiona w grze, gangi… i postacie władające piękna polszczyzną? Nie jest to dziwne, że nie powstała polska wersja językowa, bo kto w USA, poza Polonią, używa języka polskiego?
Czasem więc trzeba zrezygnować z grania po polsku dla lepszego efektu. Nie oznacza to jednak, że pełne polskie lokalizacje nie powinny istnieć. Wręcz przeciwnie – dobrze, że powstają, bo dzięki temu przeciętny gracz ma wybór. Jeśli nie zależy mu na klimacie gry, a jedynie na rozrywce, nie będzie miał problemu z graniem w pełni po polsku, nawet przełykając gorzką pigułkę w postaci jego, w większości przypadków, słabej jakości. W dodatku skoro tak popularne jest u nas oglądanie seriali, filmów, animacji w pełnej polskiej wersji językowej, dlaczego coraz większy rynek gier ma być pokrzywdzony? Niestety, temat nie jest taki prosty, jak się wydaje. Ułatwianiem rozgrywki nie da się wytłumaczyć słabej jakości polskich dubbingów.
Trzeba zaznaczyć, że gry komputerowe to medium zapewniające najdłuższą rozrywkę – mało który serial może zapewnić 30 godzin zabawy, chyba że mówimy o wielosezonowych produkcjach, jak np. Gra o Tron. Co za tym idzie, generuje najwięcej kosztów, a polski rynek sprzedaży gier jest mikroskopijny, porównując go z takimi potęgami jak Niemcy, Chiny, USA. Nie dziwne więc, że wydawcy nie chcą robić lokalizacji w naszym języku albo dają na to całkiem ograniczone zasoby, co też ma wpływ na ostateczną jakość dubbingu. Wielki wydawca bardziej skupi się na kontrolowaniu, jak przebiega proces tworzenia angielskich czy chińskich głosów, a nie polskich.
Zadając sobie pytanie, jak w takim układzie, skoro występuje tyle czynników niezależnych od aktorów, naprawić polskie dubbingi w grach, myślę, że nie ma odpowiedzi i nie powinniśmy ich naprawiać, nawet biorąc pod uwagę zalety takiego rozwiązania dla graczy, naszego rynku i sprzedaży. Osobiście wyznaję zasadę, że wszystko jest najlepsze w oryginale lub głosach współgrających z otoczeniem. Zawsze gra, której akcja będzie się toczyć np. w Japonii, najlepiej przez gracza będzie odbierana właśnie w tym języku.
Zamiast więc kombinować i robić lokalizacje, które ewidentnie, w przypadku wysokobudżetowych gier, nie działają i są słabe (poza pojedynczymi wyjątkami), może po prostu lepiej ich nie robić i zostawić sobie czas oraz pieniądze na produkcje, w których ma to sens lub jest pewność, że dubbing zostanie porządnie wykonany? Lepiej bowiem w ten sposób przetłumaczyć kilka gier w ciągu roku, ale zrobić to lepiej, niż dubbingować bezmyślnie każdą większą produkcję. Nie zawsze ma to sens, a jakość pozostawia wiele do życzenia. Niestety, jak wszystko na tym świecie, jest to zależne od pieniędzy…
Tekst: Mateusz Gruchot
Grafika: pixabay.com