Gra o tron jest jednym z najczęściej oglądanym serialem w ciągu ostatnich lat. Zachęcona jego popularnością postanowiłam obejrzeć pierwszy odcinek.
Las. Zima. Tak zaczyna się ten wspaniały dla wielu serial. Młodzieniec, z wyglądu biedny, przemierza las. Nagle odkrywa zwłoki ludzkie, a właściwie ich głowy powbijane na kołki. Niemalże krzyknęłam po tej scenie, ale nie chciałam się zrażać i oglądałam dalej. Nasz bohater spotyka się ze swoimi po bratańcami i szukają „dzikich” czy „dzikusów”. Kroczą po lesie i spotykają jakąś zjawę. Ta jednemu z nich odcina głowę, która turla się pod stopy naszego młodzieńca.
Przenosimy się za mury królestwa, poznajemy 10-letniego chłopca i jego rodzinę. Z pozoru spokojna scena. Pomyślałam, może te zabójstwa nie będą związane z nowym wątkiem. Niestety, młodzieniec przybył do królestwa, opowiedział o pogromie ludzi i rzekomym powrocie nadprzyrodzonych istot. Oczywiście nikt mu nie uwierzył. Władca wziął kilku mężczyzn i swojego 10-letniego syna i skazał go na śmierć. Na oczach małego chłopca odciął mieczem głowę naszego młodzieńca. Wyłączyłam odcinek!
Spodziewałam się historycznego serialu pełnego intryg, romansów. Owszem byłam świadoma brutalności odcinków, ale bez przesady. W ciągu kilkunastu minut ścięli kilkanaście głów! To lekka przesada. Stwierdziła, że nie jest to serial na moje nerwy i zdecydowanie nigdy do niego nie wrócę.
Daria Rak