Reportaż był mi bliski od długiego czasu. Zdecydowałam, że poświęcę mu swoją pracę licencjacką, a promotor nie miał nic przeciwko. Równo rok temu jeszcze nie miałam świadomości co w niej napiszę. Ale teraz zdecydowałam (pod wpływem różnych nacisków) podzielić się jednym z elementów tego co zrobiłam by zdobyć licencję na dziennikarstwo. Spotkała się z Jackiem Hugo-Baderem, a na zachętę do przeczytania powiem tylko, że zakończył słowami: „Dobrze mi się z Panią rozmawiał, dam Pani coś na pamiątkę”. I dostałam karabińczyk, który był z nim na Broad Peaku.

 

 

 

Dlaczego na pustyni Gobi nazwał Pan huragan imieniem żony?

Naprawdę tak napisałem? Musieliśmy być chyba bardzo stęsknieni, samotni, niby we dwóch a jednak. Wtedy jadąc tam zupełnie się nie znaliśmy, spotkaliśmy się może raz jak przyjechaliśmy po sprzęt do Warszawy. Byliśmy sobie zupełnie obcymi osobami. Jak człowiek jedzie gdzieś na tak długo i niby ma tego towarzysza. Człowiek jedzie na tak długo z kimś, kogo nie zna więc czuje się samotny. Trochę przezywaliśmy ten wyjazd, szczególnie ja, miałam wtedy strasznego doła i napad choroby polarników. Wie Pani, pewnie z miłości to zrobiłem. Żona jest temperamentną kobietą. Ja czułbym się bardzo komplementowany gdyby ktoś nazwał huragan „Jacek”.

Bardziej literatura faktu czy reportaż?

Przy pisaniu obecnej książki dużo zastanawiałem się czy nie użyć gatunku jakim jest literatura oparta na faktach. Będą w niej takie elementy, których nie da się opisać jako reportaż, czyli twardo trzymać się rzeczywistości. Zrobię to ze względu na ochronę moich bohaterów. Nie wszystko można o każdym powiedzieć. Teraz piszę o żyjących ludziach, są rzeczy które są nie do opowiedzenia. Nie mogę aż tak odsłonić człowieka. Pomyślałem że będę musiał bardzo mocno zakamuflować niektórych bohaterów, tak bardzo że przestanie to być reportażem. Używałem jednego i drugiego wymiennie jako synonimów. Lubię siebie nazywać reporterem a nie literatem od literatury faktu. Ciężko mi przez gardło przechodzić by powiedzieć że jestem pisarzem, bo niby jestem, ale to chyba zbyt wielka nobilitacja dla mnie. Na wizytówkach mam napisane tylko „reporter” i koniec, nic więcej pod nazwiskiem.

Literatura faktu jest chyba bardziej obszerna, reportaż to opis rzeczywistości. Cała gama książek biograficznych i historycznych to literatura faktu jednak reportażem zdecydowanie one nie są.

Co dla Pana oznacza bycie reporterem?

Nie powiem Pani czym to jest warsztatowo, a czym jest prywatnie. Dla mnie jest to „TO” miejsce na ziemi, zawód, który z największą przyjemnością i rozkoszą uprawiam. Reporter to człowiek, który miota się po rzeczywistości, przeskakuje z jednego tematu na drugi, nigdy się nie nudzi, sam wymysla przyszłość, sam układa swoją pracę, przyszłość, jak mu się coś znudzi to przechodzi dalej, zmienia otoczenie, może to robić z błyskawiczną prędkością. To jest to co najbardziej kocham w tym zawodzie, to że nie jestem w stanie się nudzić, jak zaczynasz się nudzić natychmiast zmieniasz otoczenie i idziesz do innego tematu. W odstępach kilkutygodniowych możesz być zupełnie kimś innym. To niezwykłe. Szczególnie kiedy uprawiasz ten zawód tak jak ja czyli chcesz jak najbardziej posmakować tego czym się zajmujesz. Pracuję tak, że staram się temat poznać wszystkim zmysłami, doświadczam swojej profesji, musze temat przetestować wszystkim czym się da. Jak jesteś tym włóczęgą to musisz się nim stać na chwilę, tego doświadczyć. To jest najlepsze co może być, pożyć życiem bohaterów, wejść w ich skórę, nie ma nic lepszego. Czy można się nudzić w takim życiu? Wykluczone! To jak nie kochać tej roboty. Pani pyta czym jest dla mnie bycie reporterem? Właśnie tym! Byciem kimś innym, pozbywaniem się co jakiś czas swojej własnej tożsamości, nie ma nic fajniejszego niż przestać być reporterem, mężem, ojcem i właścicielem tylko być kimś innym o kim piszesz. Poznać temat najbardziej jak to możliwe.

Wcielając się zostaje Pan sobą?

Z całą pewnością, nie można przecież całkowicie się odciąć. To co można odrzucam, zostawiam obok. Robię to przy każdym temacie. Resetuję się i próbuję na nowo wchodzić w skórę kogoś innego, tylko tak można to zrobić. Ale przyzwyczajenie, miłości, namiętności pozostają, nic na to nie poradzę.

Która praca najlepiej przygotowała Pana do pracy jako reporter?

To były zajęcia, które były poszukiwaniem tego właściwego miejsca. Sprawdzałem gdzie się odnajdę. Wydaje mi się, ze praca w oświacie bardzo dużo mi dała, byłem wtedy bardzo blisko ludzi. pracowałem długo jako pedagog szkolny, obcowałem z ludźmi z którymi musiałem cały czas rozmawiać, wchodzić w ich życie. Dowiedzieć się czegoś o człowieku, odpytać go, pozać go spokojnie, nieinwazyjnie by nie poczuł, że robię mu w duszy spustoszenie. Ja lubię z ludźmi gadać, a oni chętnie mi opowiadają. Póxniej sami są przerażeni co mi naopowiadali. Teraz, przy tej książce tak mi się ludzie pootwierali, i to nie są żadni przyjaciele, kiedyś po prostu razem działaliśmy.

 

 

Rozmawiała: Aleksandra Markiw

Zdjęcie: Wioleta Dregan