24 stycznia we Wrocławiu odbył się ostatni z mini-trasy po Polsce koncert grupy Sabaton. Nie zabrakło na nim ogromnej energii, jaką nawzajem dawali sobie członkowie zespółu i fani.

Zespołu Sabaton nie trzeba przedstawiać miłośnikom mocniejszego tąpnięcia. Dla niezainteresowanych: jest to grupa, której muzykę definiuje się jako power metal i heavy metal. Charakterystycznym elementem utworów tej formacji jest nawiązanie do historii, zwłaszcza do okresu II Wojny Światowej.

Dla fanów Sabatona zapewne wielką frajdą były cztery koncerty, jakie grupa dała w styczniu tego roku w Polsce. Ostatni miał miejsce 24 stycznia we wrocławskiej Hali Orbita. Jak podczas poprzednich koncertów, grupie towarzyszyły trzy formacje supportujące: polski Frontside, fiński Battle Beast i holenderski Delain. Pierwsze dwie grupy miały przydzieloną niewielką ilość czasu na zaprezentowanie się – zaledwie pół godziny. Warto zaznaczyć, że w czasie tych trzydziestu minut pod sceną naprawdę wrzało. Trochę więcej chwil z publicznością przypadło zespołowi Delain, który głównie zaprezentował nowsze nagrania. Powrotem do początkowych utworów grupy były piosenki Sleepwalkers dreams i The Ghatering, czegoś jednak w nich brakowało (w The Ghatering na pewno zabrakło głosu Hietali, który w wersji studyjnej wspomagał Delain swoim wokalem).

Punktualnie o dwudziestej pierwszej rozbrzmiały dźwięki Final Countdown. Mylił się jednak ten, który sadził, że piosenkę zaśpiewa Joakim Broden. Nic podobnego. Utwór zabrzmiał do końca w wykonaniu Europe, a publiczność coraz głośniej skandowała nazwę zespołu. Wreszcie Sabaton pojawił się na scenie i rozpoczął się najbardziej wyczekiwany koncert tego wieczoru. Nie zabrakło takich utworów grupy jak: Ghost Division, To Hell And Back, Carolus Rex, The Art Of War, Swedish Pagans. W przerwach między utworami wokalista komplementował polskich fanów. Joakim Broden po raz kolejny pokazywał, że bardzo ważny jest dla niego kontakt z publicznością i kiedy fani zaczęli skandować znaną jeszcze z Woodstocku frazę: ,,jeszcze jedno piwo”, z dystansem do siebie zaczął tłumaczyć, że nie może pić, ponieważ wtedy jest nagi, a niewiele ma do pokazania nago (tu wskazał na tę uboższą partię ciała). Piwo jednak wypił – ale dopiero wtedy, gdy publiczność zaczęła krzyczeć w języku szwedzkim – i zapowiedział, że po koncercie skusi się na wódkę, obietnicy jednak nie dotrzymał. Ciekawym momentem koncertu było wykonanie utworu The Lifetime Of War, ale w języku … szwedzkim. Trochę dziwnie brzmiał ten utwór w ojczystym języku chłopaków z kapeli. Na koncercie nie mogło również zabraknąć utworów, które odnoszą się do historii Polski. Najważniejszym jest oczywiście Uprising, podczas którego cała hala śpiewała ,,Warszawo walcz!”. Zagrano również piosenkę o tytule 40:1.

Jaki był ten koncert? Świetny! Zespół złapał naprawdę wspaniały kontakt z publicznością, wytworzyła się pewnego rodzaju chemia. Kapela zafundowała widzom niespodzianki – grającego na gitarze Fear of The Dark i Master Of Puppets wokalistę i elementy teatralne, kiedy na scenę wszedł ktoś z obsługi i wielkimi nożycami obciął struny gitary Brodena.

Nie można tu nie wspomnieć o tym, że na scenę został zaproszony 12-letni chłopiec, który został przez zespół obdarowany kilkoma pamiątkami.

Wrocławski koncert Sabatonu zdecydowanie można zaliczyć do bardzo udanego, a wyznacznikiem tego jest ból całego ciała (występu Szwedów nie dało się przeżyć na siedząco).

Milena Janczak