Niegdyś sam był wychowankiem, teraz wrócił do domu dziecka jako wychowawca. „To miejsce pozwoliło mi na otwarcie siebie”.

Dom dziecka najczęściej kojarzy się z porzuceniem, osamotnieniem i rozczarowaniem. To określenie, zwłaszcza u dzieci, budzi strach i niepokój, a wśród dorosłych kreuje wyobrażenie o utraconej szansie i porażce wychowawczej. Z założenia dzieciom dzieje się tam po prostu krzywda. Wydaje się, że w takim miejscu są bezradne, wykluczone, niekochane i… pozostające z niepewną przyszłością.

Jest 2000 r. Adam Kita ma trzy latka, kiedy zostaje porzucony przez matkę, a kilka lat później prawa rodzicielskie traci jego ojciec, który wówczas boryka się z problemem alkoholowym. Mały Adaś trafia do domu dziecka.

Czułem wtedy ogromną niesprawiedliwość. Przecież każde dziecko chce zostać w swoim domu, niezależnie od tego, jakie złe rzeczy się w nim dzieją. Bałem się tego, co mnie czeka, spodziewałem się najgorszego.

W domu dziecka spędza blisko 10 lat. Przestrzeń, która dla wielu z nas uchodzi za trudną i niesprzyjającą, dla niego jest azylem, rodziną i nieustającą nadzieją. To właśnie tam otrzymuje impuls do działania. Placówka nie jest dla niego koszmarem i ostatecznością, a perspektywą na lepsze jutro. 

Fakt, że byłem w domu dziecka ukształtował to, jakim jestem człowiekiem. To miejsce pozwoliło mi na otwarcie siebie. Będąc w domu rodzinnym, podejmowałem zupełnie inne decyzje, niż wtedy, kiedy byłem w domu dziecka. Działo się tak, ponieważ wiedziałem, że w domu dziecka mam perspektywę rozwoju i szansę na osiągnięcie czegoś w życiu. W swoim domu natomiast myślałem tylko o tym, co zrobić, żeby przetrwać.

Adam w swoim życiu nie miał prawie żadnych wzorców, a mimo tego sam potrafi być wzorem. Jest absolwentem Uniwersytetu Opolskiego, na którym skończył pedagogikę resocjalizacyjną. Ukończył wiele kursów, które pozwalają mu pracować jako wychowawca oraz kierownik wypoczynku czy animator czasu wolnego dla dzieci i dorosłych. Udzielał i udziela się charytatywnie poprzez organizowanie akcji społecznych oraz działał w Samorządzie Studenckim Uniwersytetu Opolskiego jako członek zarządu ds. wolontariatu. Jest laureatem Stypendium Prezydenta Miasta Opola oraz Stypendium Marszałka Województwa Opolskiego za działalność naukową i społeczną, a także wielokrotnym laureatem Nagrody Rektora Uniwersytetu Opolskiego. Oprócz tego kilka lat temu wydał swoją autobiografię pt. Bez nich ja nie mam po co żyć, ja żyję tylko dla nich…. Tytuł książki nie jest przypadkowy, ponieważ nawiązuje do słów, które jego babcia wypowiedziała do kuratorki w momencie, gdy Adama i jego brata zabierano do domu dziecka.

„Bez nich ja nie mam po co żyć, ja żyję tylko dla nich”. To jest zdanie, które zostanie ze mną do końca życia. Moja babcia w tamtym czasie nie tylko wypełniała rolę ojca i matki, ale była również moim mentorem. To właśnie ona ukształtowała mój system wartości, nauczyła wielu zasad i tego, jak traktować drugiego człowieka.

Babcia Helena była inspiracją, drogowskazem i bezwarunkową miłością. Walczyła o niego przez całe życie. Była kobietą, która dawała Adamowi siłę, aby mógł pokonać wszystkie przeciwności losu. Jak sam mówi, miejsce, w którym aktualnie się znajduje, zawdzięcza swojej babci, domowi dziecka oraz ludziom, którzy w tamtym czasie pojawiali się w jego życiu.

Adaś z babcią Heleną; źródło: archiwum prywatne Adama Kity

Ja od zawsze wiedziałem, że ta moja wdzięczność będzie miała swoje odbicie w powrocie do placówki jako wychowawca. To właśnie tam dostałem ogrom pomocy, więc te role musiały się w pewnym momencie odwrócić. Czułem, że chcę pomagać dzieciom, które znalazły się w takiej samej sytuacji jak ja kiedyś. To był i jest motor, który mnie napędza.

Upór Adama w dążeniu do celu od zawsze budził we mnie podziw oraz ogromny respekt. Pamiętam jak dziś, kiedy wieczorem rozmawialiśmy w biurze SSUO i to właśnie wtedy po raz pierwszy opowiedział mi swoją historię. Łzy lały mi się po policzkach do takiego stopnia, że nie mogłam się opanować. Później rozmawialiśmy o jego życiowych doświadczeniach jeszcze wielokrotnie, m.in na antenie Radia Opole i przyznam szczerze – ile razy bym nie słyszała tej historii, zawsze łapie mnie za serce tak samo. To opowieść o odwadze, odnalezionej nadziei oraz nieskończonych pokładach determinacji. Odnoszę wrażenie, że on w pewnym sensie został wybrany przez los, że historia miała zatoczyć koło, że to jest misja.

Adam w akcji; źródło: archiwum prywatne Adama Kity

Adam marzył o lataniu i to właśnie dom dziecka pomógł mu rozwinąć skrzydła. Chciał wrócić do, można by stwierdzić, rodzinnego gniazda i wrócił po to, aby móc dodawać skrzydeł dzieciom, w których widzi cząstkę dawnego siebie. Wrócił już nie jako wszystkim znany Adaś, a wujek Adam, który w nowej roli inspiruje, motywuje i pomaga odnaleźć sens. Stał się autorytetem. Został aniołem stróżem i… nie zamierza lądować, bo jak sam mówi: „Pesymista widzi trudności w każdej okazji. Optymista dostrzega okazję w każdej trudności”.


Tekst: Wiktoria Kramczyńska
Zdjęcia: archiwum prywatne Adama Kity