Tam gdzie nie patrzymy zaczyna się prawdziwa magia. O tym, jak z utartych schematów, bez większego wysiłku można zrobić niezły film.

„Iluzja” Louisa Leterrier’a to historia czwórki anonimowych magików, którzy zostali zwerbowani przez tajne stowarzyszenie. Mimo różnych osobowości i indywidualizmu każdego z nich, godzą się na zaproponowany im układ. Od tej pory pracują razem. Zdobywają sponsora i zaczynają prowadzić show, jakiego świat jeszcze nie widział. Zdobywają popularność kradnąc i rozdając miliony podczas swoich spektakli. To, co tak pokochała publiczność, nie podoba się jednak stróżom prawa, którym spada na głowę śledztwo w sprawie magicznie znikających pieniędzy. Od tej pory zaczyna się prawdziwa walka między czwórką iluzjonistów, i służbami służbami FBI, które usilnie próbują zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Podobnie jak widzowie.

Film ogląda się łatwo. Fabuła jest dynamiczna i nie daje widzowi zbyt dużo czasu na głębsze zastanowienie się nad jej spójnością. A ta chwilami pozostawia sporo do życzenia. Braki rekompensuje estetyka obrazu i efektów specjalnych, spora ilość umiejętnie dawkowanej adrenaliny i zagadka, która pozostaje z nami do ostatnich minut filmu. Wszystko jest oprószone odrobiną romansu, który dostajemy jako typowo hollywoodzki, choć całkowicie zbędny gratis.

Główni bohaterowie są dosyć płascy i jednowymiarowi. Po zakończeniu swojej roli przestają być istotni. Niemniej, trochę sarkastycznego humoru w dialogach i dobrze dobrani aktorzy sprawiają, że da się ich lubić. Jesse Einsenberg po raz kolejny wciela w rolę inteligentnego i zarozumiałego cwaniaczka, a Mark Ruffalo, znowu pokazuje się nam jako zawzięty służbista. Isla Fisher czaruje urodą, Woddy Harrelson- humorem, a Dave Franco głównie swoim uśmiechem, ale na to też przecież miło popatrzeć. Obecność w filmie Morgana Freemana i Michaela Caine’a znacząco podnoszą ogólną ocenę widowiska.

Po spektakularnym początku dostajemy nieco rozczarowujący środek i iście bajkowy finał. To wszystko nie ma jednak większego znaczenia, ponieważ w ostatecznym rozrachunku i tak będzie się Wam podobało. Przepis na ten film to balans: ciekawa intryga, odrobina humoru, teatralność, emocje i trochę widowiskowości- wystarczy z niczym nie przesadzić. Podobnie jak na pokazie iluzjonistycznym, wszystko zależy od tego, czy od początku zgodzisz się dać oczarować i nie będziesz roztrząsać „jak” i „dlaczego”. Jeśli tak, ten z pozoru naiwny film może dostarczyć Ci niezapomnianej, dwugodzinnej rozrywki.

Paulina Hładkiewicz